Okolice

Jan Druzgała: Bycie strażakiem to codzienna praca

Jan Druzgała: Bycie strażakiem to codzienna praca
Media pokazują strażaków, kiedy dochodzi do jakiegoś nieszczęścia, a przecież my prowadzimy działalność przez cały rok. Przecież strażacy to nie tylko jubileusze i związane z nimi nagrody i odznaczenia, to przede wszystkim codzienna praca - w wywiadzie dla Sedna mówi Jan Druzgała z OSP Pcim

Myślenicki Miesięcznik Powiatowy Sedno już od 10 czerwca w kioskach

SEDNO: Ilu strażaków z OSP Pcim brało udział w akcji ratunkowej?

JAN DRUZGAŁA: W chwili obecnej nasza jednostka liczy 78 członków czynnych i wszyscy oni zaangażowani byli w akcję ratunkową. Oczywiście nie przez cały czas. Pracowaliśmy na zmiany. 78 ludzi przy akcji

Jak długo?

Przez cały tydzień. Praca dla nas rozpoczęła się od pamiętnej niedzieli i kontynuowana była intensywnie przez siedem dni. Pierwsza akcja trwała najdłużej, bowiem rozpoczęliśmy ją w niedziele po południu przed południem zakończyli zaś w poniedziałek o 23 nie śpiąc i odpoczywając tylko trochę. To był najtrudniejszy okres, czas najbardziej obfitych opadów.

Na czym skupialiście w te pierwsze, trudne dni swoją uwagę?

Na ratowaniu infrastruktury: dróg, mostów, przepustów.

A domostwa? Czy nie ratowaliście domostw?

W tej kwestii zrodził się mały problem. Już we wtorek otrzymaliśmy wiele sygnałów i próśb o wypompowanie wody z zalanych piwnic. Tymczasem takie operacje po pierwsze w obliczu zagrożeń nie były operacjami pierwszoplanowymi, po drugie nie miały sensu, bowiem wypompowywana woda powracała do zalanych pomieszczeń po dwóch, trzech godzinach. Apelowaliśmy do ludzi o zachowanie spokoju i zrozumienie problemu. Sam w swojej własnej piwnicy wypompowałem wodę dopiero w sobotę, bowiem zaczynała już brzydko pachnieć. Co z tego, skoro za pół godziny znowu pojawiła się w piwnicy. Dopiero kiedy w czwartek woda opadła w okolicy, wypompowanie jej z piwnicy przyniosło oczekiwany skutek.

Z naszej wiedzy i z opinii fachowców wynika, że gmina Pcim została z wszystkich gmin powiatu myślenickiego najbardziej dotknięta skutkami powodzi. Czy Pan jako prezes tutejszej jednostki i strażak, który brał udział w akcji ratowniczej potwierdza tę opinię?

Tak. Takiej powodzi, jak ta, o takich rozmiarach i skutkach nie było jeszcze u nas. Przynajmniej ja takiej nie pamiętam. Powódź, która nawiedziła nas w 1997 roku była powodzią krótkotrwałą. Woda szybko wezbrała, ale też szybko opadła. Tym razem było inaczej. Praktycznie jeszcze w poniedziałek rano poziom wody wciąż był wysoki. Utrzymywał się zatem przez 24 godziny. Dla Raby według mnie to duża rzadkość, aby tak wysoki stan wody trwał tak długo.

Jakie były tego skutki?

Takie, że już w niedzielę straciliśmy praktycznie kontakt z przysiółkiem Sucha Średnia. Przerwana została droga prowadząca do niego. Otrzymaliśmy cztery zgłoszenia z tamtego rejonu i prośby o pomoc, ale nie byliśmy w stanie jej udzielić ze względu właśnie na brak dojazdu.

Na czym polegały wasze działania w pierwszej fazie powodzi?

Musieliśmy zająć się tym co w danej chwili było najważniejsze, mostkami, ich oczyszczeniem i udrażnianiem, tak, aby woda nie zatrzymywała się na nich. Usuwaliśmy korzenie drzew i naniesione śmieci, które gdzieś tam kiedyś do potoka wrzucili ludzie.

Kto dowodził i koordynował akcją?

Nasze … strażaczki. Sztab dowodzenia znajdował się tutaj, w tej remizie (w budynku remizy prowadzona była rozmowa z Janem Druzgałą – przyp. WB). Dziewczyny przyjmowały telefony, zgłoszenia i przekazywały je natychmiast dalej, czyli do nas. Tutaj zjeżdżali z akcji strażacy, tutaj składali meldunki i otrzymywali kolejne zlecenia. Przełączyliśmy się na kanał ratunkowy i porozumiewaliśmy drogą radiową. W ten sposób uniknęliśmy bałaganu. Każdy wiedział co i kiedy ma robić. Ważniejsze decyzje zapadały natomiast na szczeblu gminnym. Zarówno wójt jak i jego zastępca byli z nami przez cały czas akcji.

Kiedy woda przestała przybierać skoncentrowaliście się na udrożnieniu dróg dojazdowych?

Tak. To było najważniejsze zadanie. W Przysiółku Sucha unieruchomionych zostało ponad tysiąc osób. Podobnie sytuacja wyglądała z przysiółkiem Krzywica.

Czy wasze starania i walka z żywiołem przynosiły sukcesy czy zanotowaliście w starciu z naturą także jakąś porażkę?

Różnie z tym było. Na przykład walkę o Kotoń przegraliśmy. Dwa oddziały walczyły tam o utrzymanie drogi, ale niestety natura okazała się silniejsza. Droga wreszcie uległa obsunięciu.

Podczas tej walki strażacy - druhowie raz jeszcze udowodnili swoje poświęcenie i oddanie w walce o zdrowie i życie ludzkie.

A jak spisał się sprzęt? Czy nie zabrakło go i na ile okazał się przydatny?

Istotnie czynnik ludzki nie zawiódł. Zresztą sprzęt też nie. Dysponowaliśmy odpowiednią liczbą wyciągarek zaś z pomocą przyszli nam ludzie posiadający swój własny sprzęt, który oddawany był w nasze ręce na każde zawołanie, każdą prośbę. Problem natomiast stwarzali ludzie, którzy chcieli widzieć z bliska jak walczymy z żywiołem przez co często utrudniali akcję.

No właśnie. Jak wyglądały relacje pomiędzy interweniującymi strażakami, a mieszkańcami zalanych terenów?

No cóż, generalnie akcja przebiegała spokojnie i bez ekscesów, choć znalazł się człowiek, który miał do nas pretensje o to, że nie pompujemy wody z jego zalanego ogrodu. Nie rozumiał, że mamy w tym samym czasie ważniejsze sprawy do załatwienia niż odpompowanie wody z ogrodu. Często ludzie sami urządzają sobie baseny koło domów zasypując przepusty, budując wyższe nasypy i nie myśląc o tym, że w razie powodzi może się to skończyć zalaniem. Kiedy dwa lata temu mieliśmy do czynienia z wysoką wodą na Rabie pojechałem z ciekawości zobaczyć jak wygląda sytuacja z drogą lokalną na Łuczanach i przeżyłem szok. Dzięki prawidłowo wykonanym i udrożnionym przepustom oraz rowom nie istniało tam ani jedno skupisko wody.

Co najbardziej ucierpiało na skutek powodzi na terenie gminy Pcim?

Cała infrastruktura. Gdziekolwiek nie pojechać tam oberwane drogi i mosty. Powódź nie oszczędziła także domów. Nawet w piwnicach domostw położonych najwyżej, gdzie nigdy nie zdarzały się podtopienia stwierdzono wodę.

Na czym polegał największy dramat poszkodowanych przez powódź ludzi?

Patrząc na to co dzieje się w innych regionach Polski gdzie woda zalała całe domy aż po dachy, to co miało miejsce u nas, na terenie gminy Pcim, raczej trudno nazwać dramatem. Nikt nie został pozbawiony dorobku całego życia nikt nie utonął. Drogi natomiast da się odbudować.

Jak ocenia Pan postawę pcimskich strażaków? Czy spisali się zgodnie z oczekiwaniami czy może ma Pan do ich pracy jakieś zastrzeżenia?

Nie nam oceniać samych siebie, ale z tego co wiem nie było pod naszym adresem żadnych skarg, a wręcz przeciwnie usłyszeliśmy wiele pochwał. Oddanie i poświęcenie ludzi nie podlega najmniejszym wątpliwościom. Strażacy po raz kolejny dali świadectwo swojego poświęcenia i tego także nie da się podważyć.

Czy Pana zdaniem prace budowlane przy „zakopiance” mogły przyczynić się do rozmiarów powodzi?

Myślę, że tak. Zabranie szerokości jednego pasa zrobiło pewnie swoje, ale myślę, że gdyby Raba była odpowiednio umocniona, straty byłyby znacznie mniejsze.

Co, po tegorocznych doświadczeniach, powinno się Pana zdaniem zrobić, aby w przyszłości ustrzec się tak daleko idących strat powodziowych?

Myślę, że warto by było zlikwidować przepustu okularowe na korzyść zwykłych mostków, ale wiem że to bardzo kosztowny zabieg, na który nie stać gminy. Inny problem to problem regulacji potoków, o które nikt nie dba, a przede wszystkim ich właściciel czyli RZGW.

Jakie straty po powodzi zanotowali sami strażacy?

Największe straty ponieśliśmy w umundurowaniu. Pięćdziesiąt kompletów ubrań i 26 par butów pozyskanych w tamtym roku ucierpiało na tyle, że praktycznie nie nadają się do dalszego użytku. Co mogą być warte mokre buty, w których strażak chodzi non stop przez tydzień? Nadwyrężyliśmy także dwie pompy. Trzeba będzie je odbudować, albo zakupić całkiem nowe. Przydałaby się także nowa pilarka.

Powódź powodzią, ale przecież strażacy są potrzebni nie tylko podczas jej trwania?

No właśnie. Media pokazują strażaków, kiedy dochodzi do jakiegoś nieszczęścia, a przecież my prowadzimy tutaj, w Pcimiu, działalność przez cały rok. Tego już media i stacje telewizyjne  nie pokazują.

Czujecie się w związku z tym pokrzywdzeni?

Trochę. Przecież strażacy to nie tylko jubileusze i związane z nimi nagrody i odznaczenia, to także, a może przede wszystkim codzienna praca. Może dobrze byłoby czasem odwiedzić jednostki i zapytać strażaków o to co ich boli, z jakimi borykają się na co dzień problemami? Zwłaszcza sprzętowymi. Jeśli gmina kupuje jednostce samochód, który liczy dwadzieścia lat, to jest to chyba jakieś nieporozumienie. Rozumiem, że współczesny, nowoczesny sprzęt jest drogi, ale warto w niego zainwestować, bo to on potem decyduje o pracy strażaka, a co za tym idzie o bezpieczeństwie ludzi. Taki stan rzeczy wiąże się także z naborem do straży. Kto dzisiaj zechce do niej należeć, jeśli jednostka oferuje przestarzały sprzęt i nie nadąża za duchem czasu? Dzisiaj straż to dostęp młodych ludzi do nowoczesnego sprzętu i możliwość działania.

Czy kierowana przez Pana jednostka przeżywa tego typu problemy?

Nie stwierdzam u nas takich problemów. Mamy za to kolejkę młodych ludzi, którzy chcą należeć do straży. Wynika to z faktu, że staramy się stwarzać im dobre warunki do działania oraz możliwości rozwoju.

Powiązane tematy

Zbigniew Papierz: Kadencja burmistrza dwa razy po pięć lat
Miasto 58

Zbigniew Papierz: Kadencja burmistrza dwa razy po pięć lat

W niektórych gminach umiejętność oceny sytuacji i przygotowanie niektórych radnych są katastrofalne. Dominuje wstrętne lizusostwo wobec burmistrza, wójta, czy partii – mówi Zbigniew Papierz, radny i przewodniczący RGM w latach 1990-94 oraz radny powiatowy I kadencji w latach 1998-2002

Komentarze (4)

  • Brak zdjęcia
    14 cze 2010

    Druzgała wie jak młodzież kaperować...bo dzięki kombinacjom z młodziżą prezesem został....i konflikt w jednostce od wielu lat dzięki niemu istnieje...on tylko zdjęcia , wywiady , kronika [ rodzinna ]strażacka...ale strażacy już go mają dość...ratuje nieświadoma mlodzież...żeruje na tym , co wypracowali poprzednicy, których zeszkalował i nieuczciwie ograł....że też Sedno takiego intryganta podaję za wzór....strażacy z Pcimia są o'key poza nim.

    1 Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    17 cze 2010

    Wszystko ok, tylko czemu wybraliście akurat straż w Pcimiu? ;/

    Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    18 cze 2010

    Z naszej wiedzy wynikało, że gmina Pcim najbardziej ucierpiała podczas powodzi z wszystkich gmin powiatu, stąd decyzja, że wywiad z prezesem OSP Pcim (póki co funkcję tę pełni właśnie Jan Druzgała). Nie interesowały nas wewnętrzne rozgrywki w OSP Pcim (jeśli takowe istnieją), interesowało nas to, jak radzili sobie podczas walki z powodzią strażacy pcimscy, a o tym druh Druzgała opowiedział z dużym znawstwem tematu. Dodam, że wcześniej proponowaliśmy wywiad komendantowi PSP w Myślenicach Panu Kagankowi, ale wywijał się od niego wszystkimi siłami.

    Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    1 lip 2010

    W Gminie Pcim istnieją trzy jednostki, a KOMENDANTEM GMINNYM jest Piotr Kozak...Druzagła tylko prezesem jednej z jednostek i to w nieelegancki sposób ...po kilkuletnim ryciu i niegodnym głosowaniu [ młodzież]....ale od pchania się na afisz, to ON jest JEDYNY....w PCIMIU mamy straż rodzinną pod jego batutą...powiązania prawie, że korupcyjne...wszystko w jednej rodzinie...

    Odpowiedz

Zobacz więcej