Kultura

Święta Bożego Narodzenia: Zwyczaje i obrzędy

Święta Bożego Narodzenia: Zwyczaje i obrzędy

Choinka, wieczerza wigilijna, dzielenie się opłatkiem, kolęda – to najbardziej charakterystyczne zwyczaje i symbole związane ze świętami. Bożena Kobiałka z Muzeum Regionalnego Dom Grecki opisuje zwyczaje i obrzędy, które przetrwały do dzisiaj oraz te którym się to nie udało

Słoma lub siano pod obrusem i na podłodze

Jednym ze zwyczajów było rozścielanie na podłodze i pod obrusem słomy i siana. Wacław Potocki w „Ogrodzie fraszek” tak pisał o tym:

 Stary zwyczaj w tem mają chrześcijańskie domy,
Na Boże Narodzenie po izbie słać słomy,
Że w stajni Święta Panna leżała połogiem.

Zwyczaj ten wywodzi się z czasów pogańskich i ma związek z pradawnym świętem agrarnym. Często w Wigilię pod obrusem umieszczano siano, na wsiach ustawiano także w kącie izby snop lub cztery snopy słomy, po jednym w każdym rogu.

„Obrus koniecznie zasłany być musiał na sianie, w czterech kątach izby jadalnej stały cztery snopy jakiegoś niemłóconego zboża.” (Jan Ursyn Niemcewicz)

Protestanci mieszkający w dawnej Polsce uważali ten zwyczaj za zabobon. Adam Gdacjusz (poł. XVII w.) tak o tym pisał: „(...) i to jest rzecz nagany godna, że niektórzy, kiedy w wilią jeść mają, na stole słomą rozpościerają, a na oną słomą obrus kładą, a potem słomą drzewa sadowe wiążą.”

A kładli po to, by w następnym roku był urodzaj.

Wieczerza wigilijna

 „Wigilia Bożego Narodzenia była wielką uroczystością” – pisze J.U. Niemcewicz. W dawnej Polsce uczestniczyli w niej wszyscy domownicy razem ze służbą. Wieczerza ta miała bowiem łączyć wszystkich razem. Wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki, wigilię rozpoczynał gospodarz, odmawiając modlitwę na głos. Potem łamano się opłatkiem i składano sobie życzenia (opłatki czasem smarowano miodem). Przy stole pozostawiano puste miejsce, czasem jedzenie dla nieobecnych bliskich lub zmarłych. Czasem gospodarz zostawiał na noc jedzenie na stole dla zmarłych lub wynosił je przed dom.

Wigilijne potrawy spożywano w wesołym nastroju, wypijając wielką ilość wina lub mocnych trunków. Potraw przy tym winno być, jak podaje Zygmunt Gloger, na wieczerzy chłopskiej – siedem, szlacheckiej - dziewięć, a pańskiej – jedenaście.

Wigilią rządziła magia liczb. Musiała być parzysta liczba osób przy wigilijnym stole, ale nieparzysta ilość potraw. Wierzono, że kto ilu potraw nie spróbuje, tego tyle przyjemności w ciągu nowego roku ominie.

Na wieczerzy jadano wiele ryb i jak podaje Niemcewicz: „Dnia tego jednakowy po całej może Polsce był obiad. Trzy zupy, migdałowa z rodzynkami, barszcz z uszkami, grzybami i śledziem, kucja ( czyli kutia była tradycyjną potrawą z kaszy pszennej lub jęczmiennej z makiem i miodem, znaną na Litwie i Rusi), dla służących, krążki z chrzanem, karp do podlewy, szczupak z szafranem, placuszki z makiem i miodem, okonie z posiekanymi jajami i oliwą itd.”.

Po wsiach wieczerzano skromniej. Barszcz z grzybami, kapusta z grochem lub z fasolą, kluski z makiem, cukrem albo miodem, rzepa suszona lub gotowana, polewka z suszonych śliwek, gruszek bądź jabłek. Prawie zawsze musiała być także zupa z nasion konopi (siemieniucha) oraz ryby i ciasta.

Dzień Wigilii dniem spełnionych życzeń i wróżb

W dawnej Polsce wierzono, że w Wigilię woda w studniach zmienia się w wino, a wszystkie zwierzęta o północy zaczynają mówić ludzkim głosem, że miłe słowo, komplement powiedziane pod adresem wybranej dziewczyny przyniesie miłość lub prezent, a wygrana w karty – pomyślność w nowym roku.

„W ogóle od przebiegu wigilii miał wręcz zależeć tok nadchodzącego roku. Która panna tarła mak, tę czekało wnet zamążpójście. Który myśliwy zdołał co wtedy upolować, ten mógł liczyć w najbliższych miesiącach na szczęście spod znaku świętego Huberta. Który chłop wybrał się przezornie z rana do karczmy i chlapnął okowity, ten nie musiał się martwić, że w przyszłości grozi mu przymusowa abstynencja. Który spryciarz podebrał ukradkiem sąsiadowi siekierę, pług czy wóz, ten się cieszył, że odtąd wszelkie dobro będzie lgnęło do rąk, nawet jeśli podebranie jako żart skończyło się miłym okupem”. (Józef Szczypka, "Kalendarz polski")

W wigilijny dzień wróżono sobie i wierzono we wszystkie wróżby. I tak np. aby zapewnić sobie w następnym roku urodzaj, rzucano ziarnem o powałę, aby dowiedzieć się, czy wyjdzie się za mąż albo ożeni, wyciągano źdźbła słomy lub siana spod obrusa (wyciągnięte zielone źdźbło oznaczało ślub w karnawale, trochę zwiędłe, że należy jeszcze poczekać, a żółte źdźbło – staropanieństwo lub pozostanie w stanie kawalerskim). Dziewczęta wybiegały w Wigilię przed dom, "żeby z psiej szczekaniny poznać, z której strony nadejdą kawalerowie chętni do ożenku". (Józef Szczypka)

Dawanie opłatka zwierzętom

Zwyczajem bożonarodzeniowym było również dawanie bydłu i koniom w jedzeniu opłatka lub karmienie ich wigilijnymi potrawami, a nawet przyprowadzanie zwierząt do izby. Gdacjusz tak pisał: „(...) od każdej potrawy bydłu jeść dają, a kiedy ich spytasz: czemu to czynią, tedyć odpowiedzą, że temu bydłu, które takowe potrawy, w wigilią warzone, jada, czarownice i guślarki zaszkodzić nie mogą...”

„Powszechnie opowiadano, jak to jakiś gospodarz wlazł kiedyś do żłobu i ukrył się, by posłuchać sekretów, usłyszał zaś złowieszcze "leż gospodarzu w żłobie, a wkrótce będzie po tobie", które niebawem się spełniło”.

 

Na wieczerzę zapraszano nie tylko domowy inwentarz, ale również zwierzęta z lasu np. wilki. Dla nich specjalnie rozrzucano przed domem jadło, po to tylko, by nie przychodziły w nowym roku.

Choinka

 W dawnej Polsce (XVI-XVIII w.) nie znano choinki, zwanej też „drzewkiem”. Zwyczaj ten pojawił się dopiero na początku XIX w. i przyszedł do nas Niemiec. Dosyć szybko zaczął się szerzyć wśród mieszczan i inteligencji polskiej. Zanim nastała choinka jej funkcje pełnił sad lub podłaźniczka, czyli jodełka zawieszona u sufitu wierzchołkiem w dół. Zawieszano na nich, podobnie jak na choince, wiele ozdób i świecidełek, pierników i cukierków. Na Pomorzu natomiast na początku XVIII w. rozpowszechniony był inny zwyczaj – przystrajania świecidełkami rózg dla dzieci.

 

 

Kolęda

Innym rozpowszechnionym w dawnej Polsce zwyczajem był obyczaj dawania i przyjmowania w wigilię Bożego Narodzenia lub na Nowy Rok prezentów, tzw. kolędy.

Kolędę dawali swoim dworzanom królowie, służbie – magnaci i szlachta. Znana jest anegdota o Stańczyku, według której król Zygmunt August raz zapomniał swym dworzanom dać podarki na Wigilię. Przez cały wieczór Stańczyk chodził smutny, aż wreszcie zapytany o powód, odpowiedział: „Dla mnie rok nie nowy, bo suknie mam stare”. Słysząc to Zygmunt August podarował Stańczykowi nowy żupan, pas i buty. Czasem magnaci byli tak hojni dla służby, że dawali im na kolędę konie, rzędy końskie, pasy słuckie, bobrowe kołpaki czy szable. Nie dziwi więc fakt, że służba czekała na ten dzień z utęsknieniem.

Franciszek Zabłocki tak pisze:

„Mamy tyle czeladzi, każdy chce kolędy,
Trzeba wszystkim coś wetknąć, taki zwyczaj wszędy,
Rok też na to czekali, raz w gody ta łaska”.

Święty Mikołaj

Zwyczaj obdarowywania dzieci przez św. Mikołaja w noc wigilijną przed Bożym Narodzeniem przyniesiony został z Niemiec ok. 1840 roku.

 Według dawnego obyczaju niemieckiego w noc wigilijną ktoś z dorosłych przebierał się w strój biskupi i rozdawał prezenty grzecznym dzieciom. O św. Mikołaju, biskupie Miry w Azji Mniejszej z IV wieku, krążyły bowiem legendy. Mówiono, że nie tylko roznosi dzieciom miodowe placuszki, ale i przynosi po kryjomu dziewczętom złote bryły, uwalnia skazańców, ratuje tonących.

„Św. Mikołaj w dawnej Polsce krążył w asyście dwóch małych aniołków oraz krzepkiego dziadka wyznaczonego do wodzenia na łańcuchu diabła, bo on być musiał. Takie przedziwne grono obchodziło już od rana domy, by uszczęśliwić dziatwę podarkami (...) Święty Mikołaj, ubrany po biskupiemu, choć niekiedy przypominający swą sylwetką czy głosem miejscowego organistę, rozsiadłszy się dostojnie na stołku, urządzał najpierw examen. Dzieci musiały odmawiać pacierz lub odpowiadać na pytania z katechizmu. (...) A potem aniołki w komeżkach i z wianuszkami na głowach podsuwały świętemu koszyki czy ów wór ze wspaniałościami, by miał czym nagradzać. Chyba, że egzamin ktoś oblał. Wtedy dostawał rózgę (...).” (Józef Szczypka, „Kalendarz polski”)

Pasterka

 O północy w wigilię Bożego Narodzenia wszyscy domownicy wraz ze służbą szli do kościoła na pasterkę. Po dobrej wieczerzy, suto zakrapianej różnymi trunkami, w kościele było gwarno i wesoło. Znane są opowieści o żakach krakowskich, o tym, jak nalewali przed pasterką atrament do kropielnicy albo podczas mszy zaszywali modlącym się kobietom suknie lub przyczepiali klęczącej kobiecie spódnicę do kołnierza. W tę noc wybaczano wszystko, nawet takie żarty!

Śpiewanie kolęd

Po spożyciu wieczerzy wigilijnej wszyscy domownicy resztę wieczoru spędzali na śpiewaniu kolęd. W XV i XVI wieku przeważnie tłumaczono je z łaciny lub czeskiego. Rozkwitły w XVII i XVIII w. (pastorałki, kolędy zakonne). O autorach tych pieśni mało wiemy. Jan Żabczyc zebrał w XVII w. znane wówczas kolędy „Symfonje anielskie czyli Kolenda”. Wśród nich znalazła się m.in. dawna kolęda „Przybieżeli do Betlejem pasterze...”

Autorem kolędy „W żłobie leży” jest prawdopodobnie Piotr Skarga, a autorstwo kolędy „Bóg się rodzi, moc truchleje” przypisuje się Franciszkowi Karpińskiemu. Słowa innej znanej kolędy - "Mizerna, cicha stajenka licha" napisał Teofil Lenartowicz.

Chodzenie po kolędzie

 Zwyczaj chodzenia po kolędzie, zwany też kolędowaniem, był starym obyczajem. Kolędnicy obchodzili domy w okresie Świąt Bożego Narodzenia, śpiewając kolędy i pastorałki oraz organizując przedstawiania związane z ewangelią i ludową tradycją świąteczną. Przebierali się często za zwierzęta: niedźwiedzie, wilki, kozy. Osobliwą postacią uczestniczącą w kolędzie był turoń, z wielkim drewnianym łbem. Mikołaj Rej pisał „Włóczy się, jako z wilkiem chodząc po kolędzie”.

Początkowo Kościół zakazywał tych obchodów, uważając je za pogańskie. Później jednak kolędowanie rozpowszechniło się, zwłaszcza na wsi.

Jasełka

 Wśród zwyczajów Świąt Bożego Narodzenia rozpowszechniony był w dawnej Polsce zwyczaj wystawiania w kościele jasełek w okresie Świąt Bożego Narodzenia aż do Matki Boskiej Gromnicznej. Obyczaj ten pochodzi ze średniowiecznych Włoch i w XIII w. przeniesiony został do Polski przez Zakon Franciszkanów. Rozwój święcił w wieku XVII i XVIII wraz z powrotną falą dewocji. Zgromadzona podczas jasełek publiczność śpiewała kolędy i pieśni kościelne.

„Pomienione jasełka - według Jędrzeja Kitowicza („Opis obyczajów za panowania Augusta III”) - były to ruchomości małe ustawiane w jakim kącie kościoła, a czasem zajmujące cały ołtarz niżej i wyżej po bokach, tylko jedną mensą ołtarzową nie zaprzątnioną sobą zostawiając dla odprawowania mszy świętej wolną. Była to w środku szopka mała na czterech słupkach, daszek słomiany mająca, pod tą szopką zrobiony był żłobek (...), w tym osóbka Pana Jezusa (...)”.

Kitowicz tak opisuje jedną z XVIII-wiecznych z szopek: „W górze szopki pod dachem i nad dachem aniołkowie unoszący się na skrzydłach, jakoby śpiewający: "Gloria in excelsis Deo". Toż dopiero w niejakiej odległości jednego od drugiego pasterze padający na kolana przed narodzoną Dzieciną, ofiarujący mu dary swoje: ten masła garnuszek, ów syrek, inny baranka, inny koźlę; dalej za szopą po obu stronach pastuszkowie i wieśniacy; jedni pasący trzody owiec i bydła, inni śpiący, inni do szopy śpieszący, dźwigający na ramionach barany, kozły, między którymi osóbki rozmaity stan ludzi i zabawy wyrażąjący: panów w karetach jadących, szlachtę i mieszczan pieszo idących, chłopów na targ (...) prowadzących woły, orzących pługami, przedających chleby, szymkarki różne trunki szynkujące, niewiasty robiące masło, dojące krowy, Żydów różne towary do sprzedania na rękach trzymających i tym podobne akcje ludzkie”.

Bożena Kobiałka - Muzeum Regionalne w Myślenicach

Komentarze (4)

Zobacz więcej