Historia Lekkostrawna

Recepta na medal

Recepta na medal

„Z draństwem nie należy się godzić, z draństwem trzeba walczyć ze wszystkich sił, walce z draństwem należy poświęcić wszystko. Ja tak zrobiłem i nie żałuję”

Do pisania pcha mnie wspomnienie niezwykłego spotkania, które wraca uparcie, pomimo upływu czternastu lat. Przez wzgląd na brak predyspozycji do bycia historykiem przez wielkie „H”, postanawiam ograniczyć tę opowieść do opisu rozmowy z człowiekiem, dla którego wojna zakończyła się w 1956 roku, po siedemnastu latach walki.

Dziś wyjeżdżam poza Myślenice. Tuż po świcie jestem na miejscu. Wchodzę w ulicę jedynaczkę, przecinającą na pół niewielką wieś. Witam się z Adamem, to on mnie tu zaprosił. Za dużo ludzi. Dla kapitana skończył się czas zapomnienia. Nagle przypomniał sobie o nim świat, a ustrojowe koło fortuny przemianowało go z bandyty na bohatera. Duszno tu, postanawiamy się przejść. Za wsią otwarty teren opada łagodnie aż do linii lasu. Budzą się podmokłe łąki, ziewające poranną mgłą.

– Widzisz go? – zapytał Adam.

– Nie – odpowiedziałem.

– Minęliśmy go, jest za nami 150 metrów w prawo, w skos.

Faktycznie, tuż za rowem melioracyjnym, przecinającym łąkę w najgłębszym jej miejscu, stał kapitan. Błysnęło szkło lornetki. Ma nas jak na dłoni. Stara szkoła, dopóki żyje – to jego teren.

– Chodź, poznasz kapitana.

Przecinamy zroszoną łąkę, Adam asekuruje się, machając z daleka na przywitanie. Oparty na drewnianej laseczce, niewysoki starszy pan, nie wygląda na podręcznikowego bohatera.

– Niepozorny, co? – zaśmiał się cicho Adam. - Można się pomylić. Ten skurczybyk wszedł w mundurze oficera SS na teren jednego z najpilniej strzeżonych niemieckich poligonów i w biały dzień robił zdjęcia. A to nie największe z jego dokonań, zresztą ma w domu imienne podziękowanie od Winstona Churchilla.

– Wojska to z was nie będzie. Chodzicie jak sieroty – przywitał nas rzeczowo kapitan.

Witamy się zbici z tropu. Zapada cisza. Kapitan spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

– Kim pan jest: doktor, profesor, media, jakaś szacowna instytucja?

– Nie. W tym sensie jestem nikim, panie kapitanie.

Zaskoczyłem go, choć nie dał tego po sobie poznać.

– To dobrze, bardzo dobrze. W takim razie przejdziemy się i pogadamy jak nikt z nikim. Co, podoba ci się lornetka. Porządna – z fabryki Carla Zeissa. Zdjąłem ją z Niemca. Miałem z niego jeszcze buty. Porządne były, oficerki, ale zdarłem je w służbie. Dziś trochę mi szkoda… butów oczywiście – mówił jak gdyby od niechcenia, przyglądając mi się uważnie.

– Chodź, odprowadzisz mnie na to cyrkowe przedstawienie – uśmiechnął się z przekąsem.

Idąc w kierunku wsi, wyszliśmy na piaszczystą drogę, ciągnącą się wzdłuż ściany sosnowego lasu. Milczenie przerwał kapitan.

– Mógłbym ci opowiedzieć wiele zdartych historii – zresztą pewnie po to tu przyjechałeś – ale je wszystkie znajdziesz w artykułach i książkach. Opowiem ci jedną, której nie zna nikt.

Kapitan zatrzymał się na skraju drogi, chwilę milczał, przygotowując się do ubrania nieprzyjemnych wspomnień w słowa.

– W tym lesie, tu po lewej stronie, między tymi drzewami grupa czerwonoarmistów zgwałciła i zamordowała młodą dziewczynę z mojej wsi. Znałem ją. Razem z moimi żołnierzami znaleźliśmy ich wszystkich co do jednego – twarz kapitana zmieniła wyraz. Wszyscy leżą w nieoznaczonych grobach. Tak zakopuje się zwierzęta, bo to nie byli ludzie i nie zachowywali się po ludzku. Koniec historii. O tym nikt nie napisze w naukowym biuletynie. Teraz morał – z draństwem nie należy się godzić, z draństwem trzeba walczyć ze wszystkich sił, walce z draństwem należy poświęcić wszystko – zapamiętaj to sobie. Ja tak zrobiłem i nie żałuję – mimo wszystko…

Pozostałą drogę przeszliśmy w milczeniu. Polubiliśmy się tak bez gadania. Na miejscu gwar. Każdy chce dotknąć legendy, każdy chce porozmawiać z kapitanem. Nastąpiła uroczysta  chwila.

– Panie kapitanie, mamy dla Pana niespodziankę. Otóż za Pańską działalność na rzecz naszego kraju otrzymał pan odznaczenie Polonia Restituta – Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. To jedno z najwyższych polskich odznaczeń. Formalności zostały już załatwione. Order zostanie wręczony jeszcze w tym roku.

Rozległy się brawa, zapadła cisza. Obserwowałem twarz kapitana, która w tej chwili nie wyrażała żadnych emocji.

– Szanowni państwo – spokojnie przemówił kapitan – wyrażam szczerą wdzięczność wszystkim tym, którzy przyczynili się do przyznania mi tak prestiżowego odznaczenia. Jestem człowiekiem starym i schorowanym. Pieniądze, jakie otrzymuję w ramach emerytury, nie wystarczają mi nawet na zakup podstawowych leków. Dlatego proponuję, aby władze zachowały sobie order, a zamiast tego wykupiły mi receptę – leży u mnie w domu. To wszystko – dziękuję bardzo.

Zapadła cisza. Twarz kapitana nie wyrażała niczego. Tylko oczy śmiały się mu młodością. Długo czekał na tę chwilę. Jeszcze tego samego dnia zebraliśmy pieniądze na wykupienie recepty. Poczucie niezdefiniowanego wstydu pozostało do dziś.

Artykuł premierę miał w papierowym wydaniu magazynu MiastoInfo:

 

Powiązane tematy

Wielki martwy dom
Historia Lekkostrawna 0

Wielki martwy dom

Ograniczona miłością rodzina nie rozumie, że życie po dobrze przeżytym życiu pozostaje bez znaczenia. Zresztą po co oddychać, jeśli nie można pić kawy?   Ma...

Świąteczna pomarańcza
Historia Lekkostrawna 7

Świąteczna pomarańcza

Świat podlega wpływom czasu, wraz z którym zmienia się znaczenie pojęcia dobrobytu. Można nie mieć nic i być bogatym lub posiadając wszystko, pozostać biednym...

Kryształowa kula
Historia Lekkostrawna 2

Kryształowa kula

Małe mieszkanko w bloku na Osiedlu Tysiąclecia zmieniło właściciela. Młodzi ludzie z charakterystyczną dla siebie energią sprzątają stare, by zacząć nowe. Rz...

Komentarze (4)

Zobacz więcej

Nerwica frontowa
Historia Lekkostrawna 0

Nerwica frontowa

Problem niezrozumienia to wartość ponadczasowa. Mały pokoik oklejony brudną tapetą w paski przecięto wpół blatem urzędowego stołu. Wybiła godzina dziesiąta, s...