logo-web9
Okolice

Daniel Obajtek: Wójt musi wiedzieć, kiedy zaprotestować





Nie interesują mnie intrygi i uprawianie polityki. Staram się zarządzać gminą na zasadzie mądrości związanej z ekonomią, logiką i rozsądnym inwestowaniem, a nie podziałem na grupy radnych koalicji i opozycji. Staram się integrować, a nie skłócać społeczeństwo

Gazecie Myślenickiej powiedział Daniel Obajtek, wójt Pcimia, dzisiaj wywiad przeczytać możecie na łamach miasto-info.pl

Gmina, którą Pan zarządza otrzymała ponad milionową dotację w ramach projektu „Zagospodarowanie Centrum miejscowości Pcim”. Czym będzie się różnił Pcim po 2009 roku od tego z końca 2008 roku?

On już się zaczyna różnić. Pozyskaliśmy największe w historii środki na zagospodarowanie centrum. Gmina dokłada pół miliona i za 1,6 mln zł będzie zagospodarowane centrum Pcimia. Powstaną w nim chodniki, zostanie uporządkowany ruch samochodowy, wykonana antresola nad Kaczanką, postawimy ławeczki, kosze, oświetlenie, klomby zieleni, drzewa i parking.

Wspólnie z powiatem w samym centrum robimy modernizację dróg i chodników. Bank WBK ufundował nam plac zabaw. Po drugiej stronie jest budowana kładka i ścieżka rowerowa. Obecnie prowadzimy rozmowy z Zarządem Wodnym o udostępnienie nam gruntów pod ten cel. Na pewno naszą gminę diametralnie zmieni trakt oświetleniowy, o łącznej długości ponad 23 kilometrów. To wszystko wpłynie na uatrakcyjnienie Pcimia. Ten projekt znacznie podniesie wartość naszej miejscowości. Robimy wszystko, aby gmina rozwijała się w dynamiczny sposób.

W jakich jeszcze projektach unijnych uczestniczy gmina?

Staramy się o dofinansowanie na budowę boiska w Stróży i o pieniądze na budynek w ramach współpracy transgranicznej między gminą Bredzą a gminą Pcim. Ziemia jest wykupiona, projekt gotowy i w tym roku rozpoczniemy inwestycję. Złożyliśmy wniosek do Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka w ramach projektu przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu. Chcemy wyposażyć siedemdziesiąt gospodarstw w komputery z oprogramowaniem i za darmo zaoferować im dostęp do Internetu. Jesteśmy też na liście do Orlika, który powstanie w Trzebuni.

W piśmie lokalnym „Nasza Gmina” zachęca Pan mieszkańców do aktywnego uprawiania sportu. Czy jeśli powstanie Orlik, będzie on dla mieszkańców za darmo, czy trzeba będzie płacić za możliwość pokopania piłki?

W tym roku jesteśmy na liście do Orlika, bo woleliśmy z tym poczekać. Obecnie jest o tyle łatwiej, że w tamtym roku gminy dopiero przecierały szlaki, a firmy wykonujące były tylko trzy i cena za budowę obiektu automatycznie szła w górę. Dzięki temu, że przeczekaliśmy ten okres, zrobimy to boisko za 900 tys. złotych. Wstęp na Orlika będzie oczywiście darmowy, będzie można pograć w towarzystwie trenera. To mogę zagwarantować już teraz.


Na jakim etapie jest budowa Centrum Promocji Turystyki i Sprzedaży Bezpośredniej dla producentów z terenu województwa małopolskiego?

Gmina przekazała stowarzyszeniu ziemię na wieczyste użytkowanie, tj. 40 lat, a ono opracowało projekt budowlany tej inwestycji. Nie ma programu w ramach funduszy europejskich, z którego można sfinansować budowę Centrum. Ciągle rozważamy możliwość przekazania tej inwestycji w ręce prywatnych inwestorów, jednak z tym wiąże się zawsze pewne ryzyko. Na razie posunęliśmy się do przodu z uregulowaniami dotyczącymi ziemi i projektu. Jeśli to wszystko wypali, to jest realna szansa ruszyć z budową w 2010 roku. To sprawy długotrwałe, podczas ich realizacji trzeba być cierpliwym, ale niemniej jednak sprawa ta w żadnym razie nie została odłożona na bok.

Obok Centrum Promocji Turystyki, GS Pcim planuje budowę w centrum pawilonu handlowo-usługowego. Czyżby Pcim miał aspiracje, aby powrócić do dawnych czasów świetności, kiedy w latach 80’ do tutejszego GS-u na zakupy jeździło się m.in. z Myślenic, bo jak wspominają starsi mieszkańcy – tam zawsze był towar?

GS działa do tej pory i ma się dobrze. Jego nowy budynek pomoże nam uatrakcyjnić centrum. Jako gmina wymieniliśmy się z GS częścią ziemi, gdzie ten budynek został usytuowany. To uregulowało sprawę, bo mój poprzednik w samym centrum wsi zostawił skład złomu. Nie mogłem na niego patrzeć. Trzeba mieć wielkie poczucie smaku i estetyki, żeby tolerować złomowisko pod oknami urzędu, w samym centrum. Nowy budynek GS-u poprawi estetykę i wygląd miejscowości, a obok niego powstanie parking dla klientów i pracowników urzędu.

Od trzech lat mówi się o budowie kanalizacji w Pcimiu, czemu ta inwestycja tak straszliwie się przeciąga?

Nie było stosownych odbiorów i zadanie nie było ukończone, ani zapłacone. Za mojej kadencji musiałem wziąć kredyt, aby zapłacić za roboty wykonane przed tym, kiedy zostałem wójtem. Mój poprzednik zostawił nam dług ukryty w kanalizacji. Okazało się, że częściowo nie była zapłacona przez Dorzecze Górnej Raby, której gmina była udziałowcem. Na dzień dzisiejszy inwestycja jest opłacona i udaje nam się podpiąć do kanalizacji część mieszkańców Pcimia. Moim wielkim marzeniem była zmiana sposobu myślenia o kanalizowaniu gminy.

Jaki był do tej pory?

Do tej pory myślano o małych, lokalnych oczyszczalniach. Lubień dwie, Tokarnia trzy, Pcim dodatkowo jedna, a tu trzeba myśleć przede wszystkim o tym, jak taka inwestycja będzie eksploatowana i jak obciąży ludzi. Jeżeli wybudujemy wiele małych oczyszczalni, to przynajmniej muszą nie przynosić strat. Jeśli jest małe zgrupowanie ludzi, to automatycznie będą oni płacić więcej za kubik sześcienny ścieków. Rozmawiałem już z burmistrzem Myślenic Maciejem Ostrowskim o tym, aby wybudować wspólny kolektor i podpiąć gminę Pcim, Lubień i Tokarnię do myślenickiej oczyszczalni. Takie porozumienie zaakceptowały wszystkie rady: Myślenic, Pcimia, Tokarni i Lubnia. Podpisaliśmy porozumienie o tym, że ścieki będą odbierane w Myślenicach, a koszty wzrosną tylko o 5% w stosunku do cen za ścieki w Myślenicach.

Nad jakim wizerunkiem gminy pan pracuje?

Nad pozytywnym.

To może inaczej; w Polsce panuje pewien stereotyp, wspominany jako synonim bliżej nieokreślonej miejscowości lub wioski. Mówi się „Jechać do Pcimia”, co oznacza tyle, co wybrać się do jakiejś małej mieściny, gdzieś na końcu świata. Stara się Pan walczyć z takim sposobem myślenia?

Taki był pierwszy materiał TVN-u po emisji reklamy Banku WBK z Johnem Cleesem. Chcieli umocnić ten stereotyp. Dziennikarz rozmawiał ze mną kilkanaście minut, a w materiale znalazło się kilka sekund i wie Pan co pokazali w Pcimiu? Psa na łańcuchu i osoby pod wpływem alkoholu, które same nie wiedziały co mówią. I ja zaprotestowałem. Nie przeciw reklamie banku, tylko temu, co pokazał TVN. Gdybym w tym momencie nie zaprotestował, to mi już tutaj za sensacją biegali inni dziennikarze i szukali jakiegoś pijaka lub czegokolwiek, żeby mieć coś śmiesznego. Musiałem zaprotestować.

Od tego czasu zaczął się bojkot. To napędziło całą aferę koło tego, czy ja jestem za czy przeciw, czy jestem zadowolony czy niezadowolony. Rozegraliśmy to po naszemu i dzięki temu wydłużyliśmy czas promocji. Potem przyjechała do nas masa mediów i co ciekawe, zaczęto nas pokazywać z dobrej strony.

Udało się zmienić myślenie o Pcimiu jako miejscowości położonej gdzieś na końcu świata?

Generalnie przekuliśmy to myślenie o naszej miejscowości w ten sposób, że wywołująca do tej pory w Warszawie uśmiech na twarzy nazwa Pcim, zaczęła się kojarzyć pozytywnie. Teraz jak gdzieś jadę i mówię, że jestem z Pcimia to najczęściej spotykam się z reakcją: O! To ten Pcim od Cleesa.

Udało nam się zrobić potężną promocję miejscowości i to całkowicie za darmo. Chcąc to zrobić poprzez wynajęcie profesjonalnej agencji reklamowej musielibyśmy wyłożyć ogromne pieniądze. Mało tego, w momencie kiedy płaci się za reklamę poprawiającą wizerunek, to ona nie daje takiego efektu jak programy publicystyczne i inne kanały za pomocą których się promowaliśmy.

Pamięta Pan jaka była Pana pierwsza reakcja, po obejrzeniu reklamy Banku WBK z Johnem Cleesem, który chcąc dostać za wszelką cenę kredyt w tym właśnie banku, udowadnia swoją polskość krzycząc między innymi, że jego ciotka pochodzi z Pcimia?

Wie Pan… ja zobaczyłem relację TVN-u. Od tego się zaczęły moje działania. Jestem człowiekiem zapracowanym i mało oglądam telewizji. Moja praca wygląda tak, że zaczynam o 7 rano, a kończę o 22. Powiem szczerze: od samego początku korzystając z podpowiedzi ludzi, którzy się zajmują reklamą chciałem, aby ten szum medialny trwał jak najdłużej. On mógł skończyć się po tygodniu, a trwał półtora miesiąca. I wie pan dlaczego? Bo wiedzieliśmy jak to rozegrać, w jakim czasie zaprotestować, przeciwko czemu i jak to rozdmuchać. W pewnym momencie mówiono nawet, że ja jestem przeciwny…

Ale przecież tak było, a Gazecie Wyborczej powiedział pan, że: „Jako gospodarz gminy muszę dbać o jej dobre imię. Nie pozwolę, aby ktoś robił cyrk z naszej miejscowości”. Media donosiły, że nie wykluczał pan podjęcia kroków prawnych, jeśli bank będzie używał nazwy Pcim w telewizyjnej reklamówce.

I ma pan tutaj słuszną rację! Nie zapisali czego ta wypowiedz dotyczyła, a nie dotyczyła reklamy, tylko tego co pokazał TVN. Obojętnie jaką pan wypowiedź weźmie to nie było tak.

Jak ta historia wygląda z Pana strony?

Ja jako wójt reprezentuje, tych zadowolonych i niezadowolonych. Musiałem rozważyć dwie rzeczy: niektórzy mogli poczuć się obrażeni, niektórzy chcieli to wykorzystać. Jako wójt muszę tak pomyśleć, aby na jednym ogniu upiec wiele pieczeni. To znaczy, żeby maksymalna była promocja, maksymalne zadowolenie ludzi i maksymalne wykorzystanie sytuacji, Czy ja źle robiłem, gdy domagałem się od banku jakichś wymiernych efektów? Jeśli bank robi biznes, to ja mam biznesu nie robić i nie zabiegać żeby mi zrobili plac zabaw?

Wokół reklamówki udało się stworzyć całą otoczkę: to bilboardy przy wjeździe do Pcimia, Festiwal Dziwnych Kroków, wybory Ciotki z Pcimia i wizyta samego John’a Cleese’a, a w konsekwencji plac zabaw.

Tak, tak. I proszę sobie wyobrazić, że na ten festiwal przyjechało prawie cztery tysiące osób. Otrzymaliśmy zgodę Johna Cleese’a na wykorzystanie jego wizerunku w promowaniu gminy. Nie było kłopotu, zgodził się od razu. To gwiazda Hollywood i zazwyczaj bierze za to spore sumy, a my jego reklamę mieliśmy gratis.

Ale to nie wszystko, odkąd zostałem wójtem, to imprezy w Pcimiu nabrały lepszego znaczenia. Skończyły się czasy mało atrakcyjnych imprez. Na każdej występuje jakaś gwiazda, a była u nas już Eleni i Krawczyk. Pieniądze na te imprezy idą głównie od sponsorów. To nie jest tak, że przejadamy budżet na zabawę - koszty występu artystów są pokryte przez tutejszych sponsorów, tak naprawdę do tych imprez urząd nie dokłada. Dzięki temu mamy podobne gwiazdy jak na Dniach Myślenic.

A jak było wcześniej?

Wcześniej nie było żadnych gwiazd. Odbywały się jakieś festyny na które przychodziło 300-400 osób. Nie było takiego standardu jak teraz. Dzisiaj dla nas cztery tysiące osób, to naprawdę dużo, a to dziesięć razy więcej niż wcześniej.

Jaki będzie Pcim przyszłości?

Czysty. Chciałbym swoją kadencję zakończyć z gminą oświetloną z wybudowanymi drogami, gminą estetyczną głównie w centrach, gminą z dobrą bazą sportową i w dobrym kontakcie ze społeczeństwem. Nie interesują mnie intrygi i uprawianie polityki, staram się zarządzać na zasadzie mądrości związanej z ekonomią, logiką i rozsądnym inwestowaniem, a nie podziałem na grupy radnych koalicji i opozycji. Staram się integrować, a nie skłócać społeczeństwo i radnych. W moich działaniach zawsze niechęć odkładam na bok, dla mnie liczy się dobro ludzi i ekonomia.

Może pokuśmy się o podsumowanie mijających dwóch lat. Co uznaje Pan za swój największy sukces jako wójta?

Tu może się Pan zdziwi, ale to jest przewartościowanie własnego życia. W każdy piątek odwiedzam ludzi samotnych, biednych, chorych lub korzystających z opieki. Największym moim sukcesem jest to, że zbliżam się do ludzi, że otwierają się na mnie, że mam z nimi kontakt, że pomagamy im jako gmina, rozmawiamy z nimi. Budujące jest to, że potrafimy o nich zadbać, a urząd stał się bardziej przyjazny.

Chcę być wójtem, który żyje blisko ludzi. Nie ma większego sukcesu niż współpraca, kontakt i pomoc innym. To największa wewnętrzna satysfakcja, bo urząd jest przede wszystkim dla petentów, jest dla ludzi. Czasami nie jesteśmy w stanie czegoś załatwić, bo blokuje nas prawo, ale robimy wszystko, aby w naszej gminie nie było ludzi pozostawionych bez pomocy. Kiedy to się udaje, można uważać to za największy sukces. Nawet ostatnio dzwoniła do mnie pewna pani zbierająca opinie i pytała co myślę o wprowadzeniu dwukadencyjności wójtów i burmistrzów…

Co jej Pan odpowiedział?

Że już dawno powinni to zrobić. Wchodzi nowa krew, a jak jesteś dobrym wójtem, czy burmistrzem, to znajdziesz pracę wszędzie. Ja jestem chyba najmłodszym wójtem w Małopolsce. Też nie mam pewności jak długo nim będę…

Nie myśli Pan o kolejnych wyborach?

Nie wiem. Szczerze, nie wiem jak będzie, gdybym miał dzisiaj podjąć decyzję, to na nie.

Na nie?

Tak. Ja mam co w życiu robić. Ale zostały mi jeszcze dwa lata i pokażę co poniektórym, którzy byli tu wcześniej, że można wiele zrobić i że się da. I to jest największa moja satysfakcja, kiedy mogę udowodnić, że da się zrobić coś, co dla innych było niemożliwe. Ja nie muszę się kurczowo trzymać stołka.

Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie. 

Zobacz więcej
Czytaj komentarze!