Tadek. Epizody "wyzwolenia"
Jeśli spojrzymy na Myślenice z góry, dostrzeżemy anatomię miasta. Rynek to serce tłoczące ludzi i pojazdy tętnicami dróg. Ulica Kazimierza Wielkiego to aorta, połączone z nią asfaltowe żyłki prowadzą do domków o krwiście czerwonych dachach. To tkanka miasta. Dolne Przedmieście tętni życiem
Cofnijmy się w czasie i odwiedźmy Myślenice o czterokrotnie mniejszej niż obecnie liczbie mieszkańców. Tak z historycznej ciekawości zajrzyjmy do jednego z mieszkań. Na przykład do drewnianego domu przy ulicy Kazimierza Wielkiego 231. Wraz z matką Marią, wdową po Janie, mieszka tu trzynastoletni Tadeusz. Głowę pełną ma pomysłów, stale coś wymyśla i coś buduje. Lubi, kiedy coś się dzieje.
Chłopiec wie, że powinien ukryć się w piwnicy pod podłogą. Pomimo to podszedł do kuchennego okna. Obserwuje świat wysuwając głowę ponad drewniany parapet. Na zewnątrz biało, prawdziwa polska zima. Historycy piszą o strasznych mrozach, stare dokumenty o temperaturze wynoszącej minus dziesięć stopni. W ogrodzie bezlistna jabłoń, kilka starych grusz, wszystko przyprószone śniegiem. W dalszej perspektywie pojedynczy dom ze stodołą, a wszystko to otoczone otwartą przestrzenią białych pól uprawnych - odpoczywających w oczekiwaniu na wiosnę. Od rana sporo się tu dzieje, żal byłoby coś przeoczyć. Ze wschodu, od strony Raby, pojawia się ciemny punkcik. Zbliża się nerwowo, biegiem, jego sylwetka szybko rośnie. To niemiecki żołnierz, jak wielu innych w przyspieszonym tempie wraca do opuszczonego pięć lat temu heimatu – ziemi ojców.
Widać go już wyraźnie, jest zmęczony. Wychudzona sylwetka w długim sukiennym płaszczu brodzi w śniegu. Jak zwierzę podczas myśliwskiej nagonki, z każdym krokiem walczy o przetrwanie. Twarz czerwona od zimna, oddech skrócony ostrym powietrzem przeszywającym płuca. Niemiec czuje, że to kres jego możliwości. W biegu rozpina klamrę wojskowego pasa, wyplątuje się z szelek oporządzenia i rzuca nim z obrzydzeniem w śnieg. „Gott mit uns” - upadły w biały pył aryjskie ideały. Na pasie lśniący oksydą bagnet, ładownice, całe oporządzenie. Zaświeciły się oczy Tadka. Skrzypnęły drewniane drzwi domu z numerem 231. Nie czuje, że ostre powietrze zakłuło go w policzki. Zresztą w tej chwili to nieważne. Biegiem po wojenną zdobycz. Bez butów, bez zastanowienia, bez wyobraźni, przez śnieg, przez ogród, byle szybciej.
Na kłopoty nie trzeba było długo czekać. Rosyjska broń automatyczna zagrała swoją piosenkę. W powietrzu zaświszczało ołowiem. Jest! Tadeusz złapał zmarzniętą dłonią szorstką wstęgę skórzanego pasa. Ciężko - amunicja, łopatka, chlebak, nad głową gwiżdże śmierć. To nie są strzały ostrzegawcze. Nie da się biec. Czołga się przez śnieg, przez ogród, byle do domu. Wróciła wyobraźnia, zaraz za nią strach. W powietrzu kule grają swoją muzykę. Ścięte pociskami gałązki jabłoni upadają w śnieg. Trzasnęły drzwi. Ostatnia seria zastukała w ścianę drewnianego budynku, raniąc tabliczkę z numerem domu. Udało się – odetchnął głęboko. Jest 21 stycznia 1945 roku. W tym dniu w domu przy ulicy Kazimierza Wielkiego 231 przydał się niemiecki skórzany pas.
Artykuł miał swoją premierę w papierowym wydaniu Magazynu Miasto-Info:
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.