logo-web9
Koronawirus

Dla nas wszystkich to sytuacja trudna i zaskakująca. Dlatego może wywoływać niezgodę i niezrozumienie

"Ważne, by być świadomym nie wtedy, gdy już niewiele można zrobić, gdy pandemia rozprzestrzenia się w sposób katastrofalny, a wtedy, gdy możliwa jest do zatrzymania. Dlatego tak ważna jest izolacja i ograniczanie do minimum kontaktów z innymi ludźmi"

- mówi Magdalena Szpunar, profesor nadzwyczajny, doktor habilitowany nauk społecznych w zakresie socjologii w Instytucie Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Najpierw było niedowierzanie i popularne „śmieszkowanie”, lekceważenie, nieprzyjmowanie do wiadomości, następnie zaprzeczanie, trochę strachu, kiedy kilku pacjentów z podejrzeniem koronawirusa trafiło do myślenickiego szpitala, a dzisiaj mamy… no właśnie, co? Jak opisać sytuację, w której wszyscy się znajdujemy?

Na początku, przy niewielkiej liczbie zarażonych, z reguły pojawia się myślenie typu "mnie to nie dotyczy". Niedopuszczanie do świadomości trudnych do przyjęcia treści, stanowi pewien sposób radzenia sobie z nimi. Podobną rolę pełni "śmieszkowanie", o które pan pyta.

Humor, pastisz czy parodia stanowią mechanizmy radzenia sobie z tym, co niewygodne, a przez to, że podane są w łatwej do akceptacji formie, szybciej możemy je oswoić, co nie oznacza, że zrozumieć. Jeśli coś - mówiąc kolokwialnie obśmiejemy, to tak, jakbyśmy to unieczynnili, sprawili, że staje się mniej realne i prawdziwe.

Dla nas wszystkich to sytuacja trudna, bo bez precedensu, a zdarzając się z dnia na dzień, może wywoływać niezgodę i niezrozumienie.

Pytam, bo bez wątpienia obecna sytuacja wywołuje powszechny stres, u niektórych obawę o siebie, bliskich i przyszłość. Świat, który dotąd znaliśmy dynamicznie się zmienia, a nastrojów nie poprawiają zapowiedzi rządzących o mającej wzrastać w tym tygodniu liczbie zachorowań. Jakie jeszcze emocje możemy odczuwać w tym okresie i jak sobie z nimi radzić?

Do dominujących emocji w takim niepewnym czasie należy strach, ale także dużo trudniejszy do pohamowania lęk. Strach jest emocją, która stanowi swoisty sygnał alarmowy mobilizując organizm do działania, czego doskonałym przykładem może być zabezpieczenie się na wypadek dłużej izolacji, czyli zakupy.

Lęk - w przeciwieństwie do strachu - bardzo trudno skonkretyzować, trudno wskazać realny obiekt lęku. Lękać się zatem możemy wszystkiego, co ta pandemia może ze sobą nieść.

O ile zatem strach „przygotuje” nas na niepewne, zmuszając do podjęcia konkretnego działania, czyli chociażby zrobienia zakupów, w przypadku lęku, nasze zakupy mogą stać się irracjonalne, nieuzasadnione, czego efektem będzie zakup zupełnie zbędnych, czy też niemożliwych do skonsumowania produktów.

Niektórzy mogą czuć się przytłoczeni tym, że nagle znaleźli się w sytuacji nadmiaru czasu wolnego, na którego chroniczny brak zwykle cierpieli. Trudno im zatem będzie odnaleźć się nagle w rodzinie, z którą na co dzień się mijali, a niewielka przestrzeń mieszkań, potęgowana niemożnością opuszczenia miejsca zamieszkania, może rodzić konflikty i spięcia. W pewnym sensie można ten czas potraktować jako nam dany, wykorzystując go na odbudowywanie utraconych więzi, czy pielęgnowanie relacji z rodziną i bliskimi.

Po ogłoszeniu stanu zagrożenia epidemicznego tłumnie ruszyliśmy na wspomniane zakupy, których symbolem stał się papier toaletowy. To reakcja obrona? Gromadzenie zapasów daje poczucie „działania”?

Gromadzenie zapasów daje poczucie bycia bezpiecznym na trudny czas. Jeśli pandemia jest czymś, nad czym nie mogę zapanować, szukam przestrzeni, na które mogę mieć realny wpływ. To, że niektórzy zapędzili się w tym zabezpieczaniu, to już inna sprawa.

Zamknięte granice państwa, nieczynne szkoły, sklepy, restauracje, czyli dla wielu z nas miejsca pracy, a my musimy przecież płacić rachunki. Tylko, że siedzimy w domu w wielu przypadkach martwiąc się o przyszłość. Jak nie wpaść w panikę i zachować trzeźwość umysłu?

Dla wielu osób z pewnością to trudny czas. Mam tu na myśli chociażby osoby na tak zwanych umowach śmieciowych, które z dnia na dzień zostały pozbawione zarobku, a przecież tak samo jak inni muszą płacić rachunki. Państwo powinno jak najszybciej wypracować sposoby wsparcia takich osób. Z pewnością dobrym rozwiązaniem jest już wprowadzony zasiłek opiekuńczy dla rodziców dzieci do lat 8. 

Gromadzenie zapasów daje poczucie bycia bezpiecznym na trudny czas. Jeśli pandemia jest czymś, nad czym nie mogę zapanować, szukamy przestrzeni na które możemy mieć realny wpływ. To, że niektórzy zapędzili się w tym zabezpieczaniu, to już inna sprawa.

Myślę, że warto w tym czasie pomyśleć o sobie, o tym, co sprawia nam przyjemność, czego na co dzień nam brakowało, na co nie mieliśmy czasu. Oprócz myślenia o sobie warto ten czas poświęcić rodzinie, którą czasem zaniedbujemy, przekładając jej potrzeby nad obowiązki służbowe. Zamiast karmić się medialnymi doniesieniami, które mogą nasilać postawy lękowe, warto rozejrzeć się wokół i zobaczyć, czy nie ma obok nas starszych osób, którym możemy zaoferować zakupy, wyprowadzenie psa, czy wizytę w aptece.

Z przygotowaniem na poziomie państwa, samorządów, szpitali, czy służb zdecydowana większość z nas nie jest w stanie nic zrobić. Jak zatem możemy pomóc sobie wzajemnie? 

Kluczem do wyjścia poza własne ja jest uważność. Rozejrzenie się wokół i spojrzenie na tych, którzy są w dużo trudniejszej sytuacji od nas, którzy są starsi, być może samotni i schorowani. To właśnie oni powinni stać się przedmiotem szczególnej troski każdego z nas. Muszę przyznać, że to już się dzieje. W serwisach społecznościowych pojawia się sporo ofert niesienia pomocy osobom potrzebującym, co cieszy mnie szczególnie.

Ten trudny czas pokazuje, że z naszym społeczeństwem wcale nie jest tak źle, jak czasem się sądzi. Pokazujemy tym samym, że z naszą solidarnością społecznością, czy wsparciem społecznym wcale nie jest tak źle, choć z pewnością przydałoby się tego więcej.

Czasem trzeba przekonywać, że wizyta w kościele stanowi nie tylko narażenie na zainfekowanie siebie, ale późniejsze zarażanie innych osób. Bagatelizowanie, czy niedopuszczanie do głosu trudnych praw, problemu nie rozwiąże, wręcz przeciwnie może go spotęgować.

„Człowiek istota społeczna” – pisał socjolog Elliot Aronson. Dobieranie się w gromady leży w naszej naturze, natomiast dzisiaj musimy unikać wspólnoty w sensie fizycznym, ale nie wokół idei. Co wynika z Pani dotychczasowych obserwacji? Jak radzimy sobie w osamotnieniu i jaką rolę w tym procesie odgrywa internet?

Paradoks polega na tym, że właśnie teraz, gdy jesteśmy od siebie odseparowani, powinniśmy być ze sobą razem. Razem w sensie mentalnym, uczuciowym i emocjonalnym. Czasem wystarczy słowo wsparcia, czy telefon do osoby, która nie rozumie tej sytuacji i lęka się o to, co będzie jutro.

Niestety pojawia się też problem tych, którzy na co dzień uciekają przed samymi sobą w pracoholizm, czy inne kompulsywne aktywności. Dzisiaj te osoby zmuszone są pobyć z własnym ja, a taki stan zatrzymania służyć może pogłębionej autorefleksji. Na pewno warto ten czas wykorzystać twórczo, nadrobić zaległości czytelnicze, spędzić czas z dziećmi, współmałżonkiem.

Nowe technologie ułatwiają nam kontakt z oddalonymi od nas członkami rodziny, czy przyjaciółmi, więc warto korzystać i z tej możliwości, by choć daleko być ze sobą blisko, zatroszczyć się, wesprzeć.

Weź udział w sondażu!

Wiele osób obecna sytuacja mobilizuje do działania. W sieci powstają akcje typu #zostańwdomu, czy sąsiedzkie działania pomocowe, gastronomia dba o ratowników medycznych, większe firmy kupują sprzęt dla szpitali, a inni szyją maseczki dla personelu medycznego. To czas, który uwrażliwi i otworzy nas na potrzeby innych, czy może pogłębi w nas nieufność do obcych?

Myślę, że obecne są i będą zarówno postawy pozytywne, jak i te negatywne, choć liczę, że tych pierwszych będzie więcej. Te oddolne akcje samopomocowe, są szczególnie budujące. Podwójnie cieszy to, że ich inicjatorami są niejednokrotnie ludzie młodzi, którym zarzuca się marazm, apatię i egoistyczne zapatrzenie w siebie.

Trzeba pamiętać, że empatia i wrażliwość nie są nam dane, trzeba je najpierw kształtować, a potem pielęgnować. Zarażamy się wrażliwością, tak samo jak obojętnością. Zdarza się jednak tak, że oddolne inicjatywy, czy chęć pomocy zostają zdławione w zarodku, czego przykładem są krawcowe, które zaoferowały szycie maseczek dla szpitali, jednakże pomimo starań, ich oferta nie spotkała się z zainteresowaniem.

Niestety czasami szalę zwycięstwa bierze ta druga strona, sfera Cienia – by użyć sformułowania Junga. Ona pokazuje naszą wrogość, nieufność, traktowanie innych jak zagrożenia, bo przecież każdy może być potencjalnie zarażony. Żywię – być może naiwną nadzieję – że obrazy na których pokazywano ludzi wyrywających sobie towary z rąk należą do marginesu.

Jak dotąd jako społeczeństwo radzimy sobie podczas tego egzaminu z odpowiedzialności o siebie i innych?

Obserwując niemal opustoszałe miasta sądzę, że całkiem nieźle. Na oceny przyjdzie nam jeszcze poczekać. Wiemy, że zdarzają się przypadki osób, które nie poddają się kwarantannie, deprecjonują wagę problemu. Zamknięto granice, Polacy mogą przylatywać do kraju wyczarterowanymi samolotami, ale jak relacjonowała jedna z uczestniczek takiego powrotu, nie kontroluje się tego, w jaki sposób przylatujące do Polski osoby wracają do domów. To od odpowiedzialności i rozsądku każdego z nas zależy, czy w takiej sytuacji wybierzemy komunikację miejską, czy zdecydujemy się na podróż prywatnym samochodem.

Chowamy się przed zagrożeniem którego nie możemy zobaczyć. Jak podkreśla wielu specjalistów – słusznie, bo takie zachowanie wpłynie na spowolnienie rozprzestrzeniania się wirusa. Kiedy poczujemy się tym znudzeni, zaczniemy wychodzić na ulicę? Jak przetrzymać ten czas?

Liczę, że tak się nie stanie. Mało rozsądne zachowanie Włochów, którzy zbagatelizowali problem, spowodowało tak gwałtowny przyrost zachorowań. Żywię nadzieję, że jesteśmy bardziej roztropni, niż gwałtowni i rozemocjonowani Włosi, którzy z trudem tolerują izolację.

Na obecnym etapie obserwować możemy dość wysoki stopień dyscypliny i świadomości ryzyka. To, co niedawno wydawało się niemożliwe, czyli opustoszałe w niedzielę kościoły, rzeczywiście miało miejsce. Polacy wydają się być świadomi zagrożenia, choć zdarzają się postawy lekceważące, albo uznające, że kościół może być przestrzenią wolną od wirusów.

W medialnych doniesieniach ze świata i kraju wirus przybiera postać liczb, wykresów i walczących z nim ludzi w kombinezonach oraz maskach. Śledząc depesze o jego rozprzestrzenianiu, zaczynamy bać się o bliskich. Czy okres „ogólnonarodowej domowej kwarantanny” wzmocni nasze relacje rodzinne?

Chciałabym by rzeczywiście tak było. Tak oczywiście może się stać,  ale wszystko zależy od nas samych, od naszego wkładu pracy. Trzeba mieć pomysł na to, jak ciekawie spędzić ten czas, jak nie dać się opanować bezczynności. Jednym z najgorszych scenariuszy może być spędzanie czasu przed telewizorem, czy wymuszanie na dzieciach nadrabiania zaległości edukacyjnych.

Chciałabym wierzyć, że ta troska o relacje rodzinne przerodzi się w coś pozytywnego, trudno jednak oczekiwać, by czasem wieloletnie zaniedbania udało się naprawić, czy rozwiązać w przeciągu dwóch tygodni. Jeśli jednak nie podejmiemy próby, z pewnością samo się nie naprawi. Nawet tak banalne czynności codzienne jak gotowanie mogą być przez nas celebrowane, stanowiąc doskonałą okazję do bycia ze sobą.

Z dziećmi trzeba rozmawiać, adekwatnie do ich wieku. Z pewnością nie należy straszyć, siać paniki, a chociażby zwrócić uwagę na baczniejszą higienę codzienną.

Jak o zagrożeniu wirusem rozmawiać z dziećmi?

Trzeba pamiętać, że dzieci stanowią odbicie emocji rodziców. Jeśli zatem my się lękamy, przenosimy te postawy na nasze dzieci. Trzeba rozmawiać z nimi, adekwatnie do ich wieku. Z pewnością nie należy straszyć, siać paniki, a chociażby zwrócić uwagę na baczniejszą higienę codzienną.

Trzeba także dbać o dziadków, dla których kontakt z małymi dziećmi może być w tym czasie szczególnie zagrażający. Jeśli dzieci szczególnie odczuwają rozłąkę z seniorami rodu, umożliwmy im rozmowę chociażby poprzez Skype, ale nie powierzajmy im opieki nad dziećmi. Niech to będzie nasz wspólny czas, który sprawia nam przyjemność.

Śledząc medialne doniesienia widzimy, że „gdzieś” umierają jacyś „oni”. Słyszymy o zarażanych i poddanych kwarantannie, ale czy prawdziwe zagrożenie poczujemy dopiero w momencie, kiedy w naszej miejscowości sąsiedzi zaczną trafiać do szpitala?

Zawsze, gdy mówimy o jakiś anonimowych innych, zagrożenie wydaje się nam abstrakcją. Wtedy, gdy dotyka kogoś nam znajomego, uświadamiamy sobie, że ryzyko jest realne, możliwe i namacalne. Ważne, by być świadomym nie wtedy, gdy już niewiele można zrobić, gdy pandemia rozprzestrzenia się w sposób katastrofalny, a wtedy, gdy możliwa jest do zatrzymania. Dlatego tak ważna jest izolacja i ograniczanie do minimum kontaktów z innymi ludźmi.

Prof. UJ dr hab. Magdalena Szpunar: Profesor nadzwyczajny, doktor habilitowany nauk społecznych w zakresie socjologii, specjalizacja: nauki o mediach, medioznawstwo, socjologia internetu, nowe media. Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Autorka ponad 140 publikacji z zakresu socjologii internetu i nowych mediów. W jej dorobku znajduje się m.in. monografia: "Kultura algorytmów" (2019), "(Nie)potrzebna wrażliwość" (2018), "Imperializm kulturowy internetu" (2017), "Kultura cyfrowego narcyzmu" (2016), "Nowe-stare medium. Internet między tworzeniem nowych modeli komunikacyjnych a reprodukowaniem schematów komunikowania masowego" (2012), "Społeczne konteksty nowych mediów" (2011), "W stronę nowych mediów" (2010) oraz "Internet w procesie realizacji badań" (2010). Więcej o autorce na stronie. 

Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie. 

Zobacz więcej
Czytaj komentarze!