Beskidy i Myślenice? Trenuje tu coraz więcej osób, także z czołówki biegaczy górskich
Marzą mi się Igrzyska Olimpijskie w Krakowie, a w nich biegi górskie jako jedna z konkurencji. Może w Beskidach? Nie ma tu może dużej wysokości nad poziomem morza, ale tereny są piękne, szlaki oznaczone i zadbane. Trenuje tu coraz więcej ludzi, także z czołówki biegaczy górskich w Polsce
— w rozmowie z nami mówi Edyta Lewandowska, Mistrzyni Polski oraz druga zawodniczka w Mistrzostwach Europy Masters w biegach górskich, która postanowiła zamieszkać w Myślenicach.
Podobno jesteś jedyną kobietą w Polsce, która zdobyła złoty medal w klasycznym maratonie i jego górskiej odmianie? Jak udało Ci się zająć najwyższe lokaty w dwóch różnych dyscyplinach?
„Podobno”… jest jeszcze Dominika Stelmach, która posiada tytuł w długodystansowym biegu górskim i maratonie ulicznym. Jesteśmy zatem dwie, ale w klasycznym - faktycznie chyba jestem jedyną. Nigdy nie przywiązywałam do tego większej wagi. A tak na poważnie to nie czuję, by cokolwiek mi się „udało”, niczego nie dostałam przecież za darmo. Każdy sukces okupiony jest ciężkim treningiem, pracą nad sobą, ciągłym poprawianiem słabych elementów, a że ja lubię jak jest ciężko i pod górę, to cierpliwie czekałam na efekty w nowej dyscyplinie.
Twoja kariera może być kojarzona głównie z lekkoatletyką. To na asfalcie zdobyłaś najwięcej. Jak to się stało, że teraz biegasz głównie w górach?
Cóż, jedni powiedzą przypadek – inni, że przeznaczenie. Wywodzę się z biegów ulicznych. Biegam od dziecka, jednak kontuzja pleców wykluczyła mnie na 4 lata z uprawiania sportu - właściwie w szczytowym momencie lekkoatletycznej kariery. Byłam załamana. Diagnozy lekarzy były bezlitosne – zakaz biegania. Sugerowano skomplikowaną operację. Bałam się, odmówiłam. Rehabilitacja wlała w moje serce odrobinę nadziei. Okazało się, że mój kręgosłup nie wytrzymywał jednostajnego biegu na płaskiej, równej nawierzchni. Biegi górskie to ciągła zmiana rytmu, wymuszana ukształtowaniem terenu. Inne mięśnie pracują na podejściach, inne na zbiegu. Poczułam, że w górach odpoczywam i jestem na tyle silna, że sukcesy przyszły dość szybko.
Podczas zawodów podkreślasz swój związek z Myślenicami, choć nie pochodzisz z tego miasta. Jaka była droga Edyty Lewandowskiej z rodzinnych stron w Beskid?
Jestem z dziada pradziada łodzianką. Na Jurze mieszkałam chwilę. Mój #tag to PyzaNaGigancie. Życie nauczyło mnie, by nie przywiązywać się do miejsc. Jestem taką Pyzą wędrowniczką. Gdybym mieszkała poza Polską, wybrałabym Teneryfę. Kocham góry, a tu jest pięknie, mam idealne warunki do treningu, przyjaciół, wspaniałego fizjoterapeutę, spotykam się z serdecznością na każdym kroku. Jest blisko Kraków. Czego chcieć więcej?
Za co jeszcze można polubić Myślenice?
To jest miasto fantastycznie umiejscowione na biegowej mapie Polski. Poza oczywiście bliskością Krakowa, stąd jest godzina do Zakopanego, półtorej do Szczawnicy, z którą wiążą mnie najpiękniejsze sportowe wspomnienia, tyle samo jest do Krynicy itd. Całe Beskidy wokół są wymarzonym miejscem do życia i treningu. Samo miasto lubię oczywiście za Zarabie. Ilekroć nim spaceruję mam wrażenie, że przyjechałam tu na wakacje. Wspaniale tu odpoczywam.
Które trasy biegowe w regionie polecasz?
Nie powinnam ich zdradzać, bo ja, biegając, stronię od ludzi. Mam oczywiście grupkę przyjaciół, z którymi tu biegam, ale tłumy na leśnych ścieżkach mnie męczą. Brakuje nam, korzystającym z dobrodziejstw lasów i szlaków, czasami szacunku nie dla przyrody, ale dla samych siebie. Śmieję się, że powinien zostać wprowadzony w lasach taki sam ruch prawostronny jak na ulicach. Czasami bardzo ciężko ominąć „zorganizowane grupy rodzinne lub znajomych” idących tak szeroko, jak tylko pozwala na to dróżka. Wokół jest dużo wspaniałych ścieżek, którymi można biegać poza lub na szlaku. Na przykład Kudłacze – wspaniale miejsce na niedzielne biegowe wycieczki!
Czym jeszcze różni się bieganie w górach od tego po asfalcie?
Bieg uliczny to mozolne pokonywanie kilometrów w określonym, założonym z góry tempie. To bardzo wymierny sport, wymagający żelaznej dyscypliny organizmu. Każdy kilometr poniżej lub powyżej założonej wcześniej prędkości sprawia, że albo osiągasz metę z czasem gorszym od założonego, albo dopada cię maratońska „ściana”, po której oddychasz już rękawami i marzysz, by to się wreszcie skończyło. W górach jest inaczej. Wspomniane wcześniej ukształtowanie terenu, przepiękne krajobrazy, strome ściany podejść i karkołomne zbiegi korytami rzek. Do tego różnorodna nawierzchnia. Każde zawody są inne. W górach długie fragmenty biegu często pokonuje się samemu. Takie bieganie jest bliższe naturalnej potrzebie wędrówki wolnego człowieka. Urzekło mnie to, w tym się zakochałam.
W 2018 roku wygrałaś 70-kilometrowy bieg z Chyrowej do Komańczy, obroniłaś tytuł mistrzowski, jednak 3 dni później otrzymałaś informację o dyskwalifikacji ze względu na wyrzucenie opakowań po żelach. Przyznajesz się i przepraszasz. Jakie emocje towarzyszyły ci w tym momencie i jak oceniasz to wydarzenie z perspektywy czasu?
To była trudna lekcja, którą odrobiłam. Wiele mnie nauczyła. Nie chcę do tego wracać, schowałam głęboko do szuflady tamte emocje. Na pewno, jeśli napiszę kiedyś książkę, to będzie w niej łemkowski rozdział.
Można powiedzieć, że w pokonywaniu przewyższeń jesteś ciągle młodą zawodniczką. Mimo to na swoim koncie masz m. in. pierwsze miejsca na Mistrzostwach Polski, czy dwukrotnie zdobyte Wicemistrzostwo Europy Masters w biegach górskich. Jakie trzeba mieć predyspozycje, by po tak krótkim czasie móc wygrywać z najlepszymi zawodniczkami w kraju i za granicą?
Na to składa się wiele czynników. Trudno mi mówić o predyspozycjach, bo właściwie to… ja ich chyba nie mam. Jestem wysoka jak na biegaczkę górską co sprawia, że zawsze miałam ogromne problemy na zbiegach. Ten element abecadła biegowego mam wpisany do zeszytu czerwonym flamastrem jako pilny do poprawy. Całe szczęście, po mocnym zbiegu przychodzi jakieś strome podejście, gdzie zawsze byłam mocna. Stąpam twardo po ziemi, więc także tam, gdzie większość mężczyzn przechodzi do marszu, ja podbiegam. Poza tym, zawsze byłam poukładana, lubiłam mieć wszystko wcześniej przygotowane, zaplanowane. Logistyka jest ważna dla biegacza górskiego i mimo, że prywatnie kocham niespodzianki, w sporcie ich nienawidzę. Nie wyobrażam sobie, by przed ważnym dla mnie biegiem stanąć na starcie bez wcześniejszego rekonesansu całej trasy.
Jak powinien wyglądać początek sportowej przygody u osoby, która nie była wcześniej aktywna? Czy każdy, według ciebie, może spróbować biegania w terenie?
Oczywiście, że tak – jeśli nie ma przeciwwskazań medycznych i oczywiście stopniowo. Warto zacząć od wędrówek, by posmakować górskiego powietrza. Tak samo jak nikt, kto wstaje z kanapy czy fotela nie przebiegnie maratonu, tak samo trzeba przygotować się do biegania w górach czy w lesie. Zalecam ostrożność w doborze długości i trudności tras, odpowiednie przygotowanie kondycyjne, siłowe. To długa droga, ale nie od razu trzeba się ścigać z najlepszymi, choć ambicja w sporcie to podstawa. Dla mnóstwa amatorów samo przebiegnięcie dystansu, zmieszczenie się w czasowym limicie organizatora, bycie częścią biegowej społeczności jest ważniejsze od wyniku na mecie. Warto o tym pamiętać.
A sprzęt? W co należy się wyposażać, by wyruszyć w trasę i czy będzie to duże obciążenie dla portfela?
Czasami najwięcej kosztuje samo podjęcie decyzji, czy też rozpoczęcie treningów. To siedzi w naszej głowie. To jest najważniejsze. Trzeba poczuć potrzebę. Odpowiednie buty, kije, termoaktywną odzież, czy przeciwdeszczową kurtkę można kupić w większości sportowych sklepów za niewielkie pieniądze. Początki nie wymagają dużych nakładów. Nie musimy od razu rzucać się na drogi, markowy sprzęt. Na rywalizację o każdy gram, najlżejsze kije, buty i ultra lekkie dodatki przyjdzie czas. To, o czym trzeba pamiętać, co zawsze powtarzam swoim zawodnikom i amatorom na każdym etapie wytrenowania; do kamizelki biegowej zawsze trzeba zmieścić 5 rzeczy: odpowiednią ilość picia, naładowany telefon, zegarek z GPS, folię NRC i zawsze, ale to zawsze zdrowy rozsądek.
Bieg biegiem, ale pokonując np. 70 km trasę, korzystasz z punktów, w których masz przygotowany prowiant?
Wiele zależy od regulaminu i specyfiki samych zawodów. Jeśli regulamin na to pozwala, na punktach odżywczych mam swój support. Jest to zawsze grupka moich przyjaciół, którzy podają głównie butelki z piciem oraz żele i batony energetyczne. Na punktach nigdy nie jem owoców, ani przygotowanych przez organizatora przekąsek. Walcząc o zwycięstwo nie mogę sobie pozwolić - czego czasem żałuję - na przerwę, aby posilić się często serwowaną, np. fantastyczną gorącą zupą. Kiedyś sobie obiecałam, że przyjdzie taki bieg, podczas którego zatrzymam się i zjem z dokładką. To też jest, uwierzcie mi, przewaga biegania górskiego nad ulicznym.
Można zatem wyciągnąć wniosek, że szybsze poruszanie się w górach jest praktycznie dla każdego. Ale co z tymi podbiegami, zbiegami i trudniejszymi technicznie odcinkami? To nie są przeszkody, które mogą odstraszać amatorów?
Zawsze uważałam, że lepiej spróbować, niż zostać w domu przed telewizorem. Ale czymże jest porażka, jeśli nie zaniechaniem działania? Ten, kto rusza, już jest wygranym. Wszystko da się wytrenować, wszystkiego nauczyć, wszystko stopniowo i systematycznie poprawiać. Ważne, by być konsekwentnym i systematycznym. Sumiennie pracując, dbając przy tym o swoje zdrowie nie tylko podczas treningu, ale i w życiu codziennym. Pewnie, że nie z każdego da się zrobić Scotta Jurka, czy Kiliana Jorneta. Całe też szczęście, nie każda kobieta od razu pokona Edytę Lewandowską. Uff! Po to są treningi, by przede wszystkim rywalizować i pokonywać samego siebie. Rywalizacja z samym sobą daje najwięcej frajdy. A podbieg czy zbieg? To tylko fragment w drodze do celu, a ten każdy obiera sobie sam. Ważne by to, co robimy, sprawiało nam radość; tylko wtedy osiągniemy sukces i wewnętrzną satysfakcję.
Kogo mijasz najczęściej biegając po lokalnych ścieżkach?
Mijając osoby na szlaku nie sposób ocenić ani przygotowania, ani formy. Taką wiedzę można nabyć trenując z kimś jakiś czas, wsłuchać się w jego oddech, poznać jego jednostki treningowe, porozmawiać. Tego nie widać po stroju, ani uśmiechu czy ilości wylewanego podczas biegu potu. Nie pokaże tego marka odzieży, w której się biega. Każdy przygotowuje się do innych zawodów, jest w innym cyklu treningowym.
Nigdy nie mogłam tego pojąć, dlaczego wyprzedzani na szlaku panowie dostają tak zwaną drugą młodość i robią wszystko, aby jak najdłużej dotrzymać kroku.
Poza tym biega bardzo dużo ludzi, dla których sama aktywność jest sposobem spędzania wolnego czasu, dbania o zdrowie. To, co mnie jednak zawsze bawi, to męska chęć bycia szybszym od kobiety. Nigdy nie mogłam tego pojąć, dlaczego wyprzedzani na szlaku panowie dostają tak zwaną drugą młodość i robią wszystko, aby jak najdłużej dotrzymać kroku. Prawda jest jednak taka, że większość biegaczy biega na treningach zdecydowanie za szybko.
Bieganie w Myślenicach jest modne? Co według ciebie można zrobić, aby spopularyzować taką formę spędzania wolnego czasu?
Tak, biegaczy jest coraz więcej i to bardzo dobrze. Dobczyce mają swój klub biegacza. W Myślenicach jak dotąd o takim nie słyszałam. Nie wiem czy jest, a jeśli tak, to jak aktywny? Odbywa się tu coraz więcej biegów, zagościł Garmin Ultra Race; mam nadzieję, że będzie corocznie inaugurować tu start swojego biegowego cyklu. Byłoby super, gdyby miasto zaangażowało się w cykl wspólnych treningów po okolicznych górkach. Pokazało, że warto dbać o aktywność nie tylko młodych amatorów biegania, ale i seniorów. W obecnych czasach dbanie o naturalną odporność społeczeństwa powinno być priorytetem wszystkich samorządów.
Biegi górskie mają już na świecie wieloletnią tradycję, jednak mimo to są nadal mniej popularne niż bieganie po asfalcie. Choć pojawia się coraz więcej mocnych nazwisk, sytuacja wygląda podobnie w naszym kraju. Jaka według ciebie będzie przyszłość tej dyscypliny nie tylko w Polsce, ale na całym świecie?
Naturalnym jest, że każdy zaczyna od biegów asfaltowych. Asfalt jest wszędzie, wystarczy wyjść z domu w każdym zakątku Polski i można biec po ulicy czy chodniku. Powstaje coraz więcej ścieżek biegowych, czy dostępnych dla joggingu terenów zielonych, choć nie wszędzie - ze smutkiem muszę to przyznać - rewitalizacja idzie w tym kierunku. Jeśli chodzi o bieganie górskie, trailowe myślę, że sukcesywnie odbiera uczestników imprezom ulicznym. Coraz mocniej dostrzegamy korzyści obcowania z przyrodą.
Uciekamy od zgiełku, smogu, hałasu, zatłoczonych miast. W lesie, w górach jest spokój, słyszę własny oddech i bicie serca. Widoku wschodu czy zachodu słońca podczas biegu w górach nie da się z niczym porównać. Tego nie ma w biegach ulicznych. Każdy biegacz, który spróbuje trailu, nie wróci do biegów ulicznych. Tego jestem pewna. Z przyszłością dyscypliny będzie tak samo. Mocnych nazwisk jest coraz więcej. W górach zaczynają biegać chociażby najlepsi zawodnicy biegów na orientację. Ta sportowa społeczność robi się coraz większa. Jestem przekonana, że wkrótce pojawią się telewizyjne relacje z największych imprez. Marzą mi się Igrzyska Olimpijskie w Krakowie, a w nich biegi górskie jako jedna z konkurencji. Może w Beskidach?
Wstępna lista dyscyplin na III Igrzyska Europejskie Kraków – Małopolska 2023 zawiera biegi górskie. Myślisz, że w naszej okolicy można zorganizować imprezę takiej rangi?
Tego nie wiedziałam! To fantastyczna wiadomość. Mam nadzieję, że biegi górskie znajdą się finalnie w programie. Tu są doskonałe warunki do biegania po górach. Nie ma może dużej wysokości nad poziomem morza, ale tereny są piękne, szlaki oznaczone, zadbane. Poza tym trenuje coraz więcej ludzi, także z czołówki biegaczy górskich w Polsce.
Swoją pasją dzielisz się z innymi jako trener biegania. Jak udaje ci się połączyć karierę zawodniczą z pracą?
Mam to szczęście, że moja pasja jest też moją pracą. Z czystym sumieniem mogłabym powiedzieć, że nie pracuję tylko wtedy, kiedy śpię. Jestem trenerem personalnym, instruktorem i trenerem siłowni, trenerem treningu motorycznego. Moi zawodnicy nie mają więc ze mną lekko. Poza samym trenowaniem zajmuję się jeszcze jedną pasją, którą jakiś czas temu w sobie odkryłam; to dietetyka sportowa. Jak widać, staram się łączyć wszystko razem. Tylko w ten sposób, eksperymentując na sobie i oczywiście czerpiąc wiedzę od innych, układam swoje klocki w przygotowaniu do sezonu.
Czym różni się trening zawodniczy od amatorskiego?
Ojej, można opowiadać godzinę… Nie wchodząc jednak w zawiłości i detale, największa różnica oprócz intensywności i liczby samych treningów w tygodniu tkwi w regeneracji. Osoba amatorsko uprawiająca jakąś dyscyplinę, przede wszystkim pracuje zawodowo i musi swój trening, brzydko powiem, „zmieścić” między ową pracę, obowiązki domowe i sen. Trening jest dla amatora odskocznią, jego czasem wolnym, resetem ciała i głowy, odpoczynkiem i ładowaniem akumulatorów. Z takim treningiem nie można przesadzić, nie może być katorżniczy. Dlatego tak ważna w relacji trener – zawodnik jest rozmowa.
Powtarzam często swoim zawodnikom, by na przykład dzień przed zawodami nie wrzucali do piwnicy dwóch ton węgla, które kupili na zimę, bo akurat mają czas. Albo jeśli ktoś nie przespał nocy, bo ma niemowlę, które ząbkuje to nie zaaplikuję mu tego dnia mocnego treningu. Trening zawodniczy to praca, bardzo ciężka czasami, ale i odpowiednia regeneracja plus odżywianie. Trenując dwa razy dziennie nie mam czasu gotować. Bardzo długo szukałam odpowiedniego dla siebie sposobu odżywiania. Zajmując się też dietetyką, wysoko zawiesiłam poprzeczkę i tak znalazłam catering dietetyczny Dietific www.dietific.pl.
Wydaje się, że sezon biegowy finiszuje. Do końca roku pozostało kilka tygodni i zbliża się czas postanowień noworocznych. Możesz zdradzić plany na 2021?
W obecnej sytuacji jak mantrę powtarzam „obyśmy zdrowi byli”. To najważniejsze moje życzenie na końcówkę 2020 i cały następny rok dla wszystkich, by pozostać zdrowym i by nie przytrafiła się żadna kontuzja. A plany sportowe? Cóż, uzależnione są jak wszystko teraz od pandemii. Mam nadzieję, że życie wróci szybko do normalności. Chciałabym wystartować w kilku imprezach cyklu UTWT (Ultra Trail World Tour – red.). Marzy mi się Patagonia, czy maraton po Murze Chińskim. Marzenia to jedno, plany to drugie, a możliwość ich realizowania to jeszcze inna historia. Wierzę, że przynajmniej część z nich dojdzie do skutku.
Nie obiecuj, tylko zacznij zmieniać swoje życie, swoje nawyki od dziś. Jutro nie będziesz młodsza ani młodszy. Ważna jest determinacja. Pamiętaj, że z każdym kolejnym dniem będzie coraz trudniej.
Czy jest w twoim planie bieg, o którym myślisz od dłuższego czasu i miałby być na chwilę obecną największym wyzwaniem?
Każdy biegacz ma taki. Dziś myślę, że dla mnie to Patagonia Ultra Trail. Argentyna zawsze mnie fascynowała. Na pewno kiedyś tam wystartuję. Mam też w planach bardzo ambitny projekt biegowy. Potrzebuję trochę czasu na dopięcie logistyki no i kogoś, kto pomoże finansowo w realizacji. Wierzę, że niedługo będę mogła zdradzić więcej szczegółów.
A co możesz poradzić wszystkim, którzy obiecują sobie: „zacznę biegać od nowego roku”?
Nie wierzę w noworoczne postanowienia, okrągłe daty czy wstawanie o pełnej godzinie. Nie obiecuj, tylko zacznij zmieniać swoje życie, swoje nawyki od dziś. Jutro nie będziesz młodsza ani młodszy. Ważna jest determinacja.
Pamiętaj, że z każdym kolejnym dniem będzie coraz trudniej. Jesteśmy tak skonstruowani, że kochamy wymówki: padający deszcz, piątek zły początek, zacznę od weekendu, albo od następnego tygodnia… a tak w ogóle to jutro pobiegam z Kasią albo Piotrkiem, bo dziś za późno wróciłam z pracy, itd. To wszystko prawda, ale jeśli masz to w sobie, jeśli bardzo chcesz, nie odkładaj podjęcia decyzji. Zacznij dziś, a za 2-3 tygodnie – to mogę obiecać, nie będziesz wyobrażać sobie dnia bez aktywności.
Artykuł premierę miał w papierowym wydaniu magazynu MiastoInfo:
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.