Węglówka: Od 20 lat mieszkają w baraku. Ruszyła zbiórka na dom
9 osób na 13 metrach kwadratowych. W ścianach zbitych z płyt pilśniowych, prowizorycznie ocieplonych styropianem. Z folią rzuconą na dach, żeby nie przeciekał. Bez bieżącej wody, bez toalety. To warunki w jakich żyje jedna z rodzin w Węglówce
Zbiórka ruszyła za pośrednictwem strony Siepomoga.pl i potrwa do 10 marca. O rodzinie z Węglówki pisaliśmy już w maju 2014 roku. Podczas pikniku na rzecz rodziny Ciężaków w czerwcu 2014 roku udało się zebrać 17.571,40 zł. To zdecydowanie za mało, aby zamienić barak w którym żyją na dom. Całkowita kwota jaką potrzebują to 127 700 zł. Do tej pory przez Internet udało się zebrać 4204,57 zł. To 3,29% potrzebnej kwoty.
Bez wody, bez toalety z folią zamiast dachu
Trzynaście metrów kwadratowych. W ścianach zbitych z płyt pilśniowych, prowizorycznie ocieplonych styropianem. Z folią rzuconą na dach, żeby nie przeciekał. Bez bieżącej wody, bez toalety. W takich warunkach ciężko byłoby żyć jednej osobie, a co dopiero rodzinie. Ciężko żyć zdrowej osobie, a co dopiero niepełnosprawnej intelektualnie, wymagającej stałej opieki.
Patrząc na barak, stojący na działce wśród drzew w Węglówce (gmina Wiśniowa) można odnieść wrażenie, że czas zatrzymał się tam wiele lat temu. Prowizoryczny budynek sprawia wrażenie, jakby miał runąć jak domek z kart przy gwałtownych podmuchach wiatru. Trzyma się jednak od ponad 30 lat. To właśnie wtedy wprowadziła się do niego rodzina państwa Ciężaków.
Trudno uwierzyć, że ten rozsypujący się budynek był dla nich wybawieniem, ale tak właśnie było. O tym, w jak złych warunkach żyli wcześniej, niech świadczy fakt, że ksiądz, który przyszedł do nich podczas kolędy, stwierdził „w końcu żyjecie jak ludzie”… A nie mieszkali tam w trójkę, tylko w dziewiątkę – oni i siedmioro ich dzieci.
Nie zawsze tak było. Kiedy żyli rodzice pana Aleksandra, mieszkał on z żoną i dziećmi razem w ich domu. Było tam też jego rodzeństwo. Wszystko zmieniło się, gdy umarli rodzice, a dom we władanie przejęli dwaj bezdzietni bracia Aleksandra i jego siostra. Alkohol lał się strumieniami, rozpoczęło się życie pod jego dyktando, libacje, awantury, przemoc… Zmienili życie pana Ciężaków i ich dzieci w koszmar.
Barak miał ich odseparować od alkoholu
Dzieci spały w stodole i piwnicy. Pan Aleksander i pani Danuta nigdy nie używali alkoholu, co podkreślają pracownicy socjalni. Żeby odseparować rodzinę od pijących krewnych, ówczesny wicewójt gminy podarował im barak. Przeciekał, było w nim zimno, nie było w nim wody, toalety, prądu – ale był… Wody nie ma do dzisiaj, trzeba nosić ją w wiadrach z oddalonej studni. Jedno pomieszczenie w baraku służy jednocześnie jako prowizoryczna sypialnia, kuchnia, jadalnia, łazienka… Mimo prymitywnych warunków jest tam jednak czysto i schludnie.
Dziewięć osób, trzynaście metrów kwadratowych. Choć wydaje się to niemożliwe – kawalerki przeznaczone dla jednej osoby mają mniejszy metraż – na takiej powierzchni można wychować dzieci. I to wychować tak, żeby każde z nich zostało porządnym człowiekiem – skończyło szkołę, znalazło pracę, założyło rodzinę. Dzieci państwa Ciężaków mieszkają w różnych zakątkach Polski – jedna córka wstąpiła do zakonu, niektórzy mają już swoje dzieci. O tym, że mimo ubóstwa, w rodzinie panowały dobre stosunki, świadczy fakt, że do dzisiaj pozostają zżyci, często się odwiedzają.
Do tego niepełnosprawne dziecko
Ulubienicą rodziny jest Gosia, obecnie mająca 37 lat. Ma porażenie mózgowe, Rodzina była znana we wsi nie tylko z powodu mieszkania w baraku, ale również z jej przyczyny – osoba niepełnosprawna intelektualnie wtedy była sensacją. Rodzina od początku traktowała Małgosię jak pozostałe dzieci. Kobieta ma jednak umysł 3-letniego dziecka, rozumieją ją tylko rodzice.
Wymaga stałej opieki i rehabilitacji. Musi nosić pieluchy, co pół roku trzeba wymieniać przesiąkniętą moczem wersalkę. Stale jest głodna, boryka się z nadwagą. Higienę znacznie utrudnia brak wody i toalety. Rehabilitacja Małgosi i środki pielęgnacyjne pochłaniają lwią część skromnego budżetu Ciężaków.
Inicjatywa pracowników socjalnych
To pracownicy socjalni wyszli z inicjatywą, aby rodzinie zapewnić godne warunki bytu. Państwo Ciężakowie nigdy nie skarżyli się na swój los, nie prosili o pomoc. Mają proste potrzeby. – Byle by było co zjeść i w czym chodzić – mówi pan Aleksander. W ich oczach jednak widać tęsknotę, tęsknotę za czymś godnym człowieka. Miejsca, w którym będzie ciepło, w którym będzie można umyć Małgorzatę, skorzystać z toalety.
Osoby znające rodzinę podkreślają, że Ciężakowie całe życie mieli pod górkę, że mimo tego pozostali skromnymi, religijnymi, prostymi ludźmi. Że żyli w spartańskich warunkach i zasługują na to, by choć resztę życia, która im została, spędzić w innym miejscu niż barak, w godnych warunkach – w cieple, z toaletą, bieżącą wodą.
Drugim powodem jest Małgorzata. Domek, który przystosowany byłby do potrzeb niepełnosprawnej, ułatwiłby opiekę nad córką. Zabezpieczyłby też jej przyszłość, stwarzając miejsce, w którym będzie mogła mieszkać, gdy rodziców zabraknie, wraz z opiekunem – kimś z rodziny.
Marzenie o domku jest realne
Marzenie o domku, wydające się być kiedyś zupełnie odległe, można spełnić. Rodzeństwo pana Aleksandra, zajmujące działkę po rodzicach, parę lat temu zmarło. Na drodze długiego postępowania pan Aleksander został jej spadkobiercą. Wiele osób, chcących pomóc w postawieniu i wykończeniu domu, oferuje swoje usługi za darmo. Jest też już gotowy projekt trzypokojowego domku z kuchnią i łazienką. Cena materiałów i niektórych usług jest jednak nie do przeskoczenia. Jeśli się uda, następne święta Państwo Ciężakowie wraz z niepełnosprawną Gosią spędzą już w swoich czterech ścianach.
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.