logo-web9
Okolice

Rozmowa z Markiem Gabzdylem, wójtem Raciechowic


Gmina musi zachować spójność i konsekwencję swojego rozwoju. Albo budujemy jej ekologiczną markę, albo uciążliwy przemysł. Te kierunki nie dają się ze sobą pogodzić

Z Markiem Gabzdylem, człowiekiem pełniącym funkcję wójta Raciechowic nieprzerwanie od 15 lat rozmawiali dziennikarze Sedna w jego gabinecie mieszczącym się w Urzędzie Gminy.

Pański gabinet jest pomieszczeniem raczej niezwykłym dla tego typu pomieszczeń. Szeroko otwarte drzwi, mnóstwo różnego rodzaju pamiątek, jest nawet akwarium? Odnosi się wrażenie, że to gabinet o każdej porze dostępny dla ludzi?

Rzeczywiście tak jest. Nie należę do tych urzędników, którzy pracują od - do. Ludzie przychodzą do mnie ze swoimi sprawami i problemami o każdej porze dnia. Zdarza się nawet, że po godzinie 19 widząc światło w moim gabinecie. Nie jestem przywiązany do stołka. To nie w moim stylu. Działam najczęściej poza gabinetem. A co do akwarium, to jest to prezent imieninowy od moich pracowników. Wspaniały prezent. Uczę się powoli traktowania jego lokatorów. To wbrew pozorom rzecz nie łatwa. Trzeba posiadać wiedzę na temat jak dokarmiać rybki i jak je traktować, aby nie zrobić im krzywdy.

Mówi Pan o otwartości swojego gabinetu. Czy może tu wejść każdy, zwykły obywatel z ulicy ze swoim problemem czy sprawą nie obawiając się długich terminów na specjalnie umawiane spotkanie, biurokratycznej procedury – wniosków składanych na dziennik podawczy? Ma Pan dla każdego z nich czas?

Zawsze. Ludzie przychodzą do mnie ze swoimi bolączkami o różnej porze dnia. Pamiętam, że niedawno wychodziłem z urzędu spiesząc się na jakieś ważne spotkanie. W tej samej chwili do gabinetu weszła kobieta z prośbą, aby poświęcić jej chwilę czasu. Zgodziłem się. Miała ważna sprawę, wyjęła mnóstwo różnego rodzaju papierów, dokumentów. Na spotkanie spóźniłem się, ale nie miało to większego znaczenia. Uważam, że w tego typu sprawach nie może istnieć żadna bariera. Kiedy przed 15 laty udało mi się wygrać konkurs na wójta Raciechowic powiedziałem swojej rodzinie, że zrobię wszystko, aby kiedyś, kiedy już nie będę pełnił tej funkcji, moja rodzina mogła z godnością przyjeżdżać do Raciechowic nie obawiając się ludzkiej niechęci. Dzisiaj rozumieją już chyba sens tamtych słów i widzą efekty mojej służebności wobec ludzi.

Raciechowice są gminą rolniczą, ekologiczną, promującą się poprzez sadownictwo. Nie rozwija się na jej terenie przedsiębiorczość przemysłowa. Gmina stawia na produkt regionalny?

Tak. Widać to najlepiej na mapie gminy, gdzie poszczególnymi kolorami zaznaczono rodzaje działalności. Dominują tutaj dwie barwy: żółta i zielona. Pierwsza oznacza uprawy rolne i sadownicze, druga lasy.

Czy zatem istnieją jakieś bariery rozwoju przedsiębiorczości w Gminie Raciechowicach, czy jest ona otwarta na każdy rodzaj działalności? Czy wydałby Pan na przykład pozwolenie na działalność ubojni na terenie zarządzanej przez siebie gminy?

Nie. Ubojnia na terenie gminy Raciechowice nie powstanie. Zakład przetwórstwa mięsnego tak, ale nie ubojnia. Gmina musi zachować spójność i konsekwencję swojego rozwoju. Albo budujemy jej ekologiczną markę, albo uciążliwy przemysł. Te kierunki nie dają się ze sobą pogodzić.

Z tego co nam wiadomo gmina nie posiada planu zagospodarowania przestrzennego?
Posiada za to studium. To nie to samo. Działalność wszystkich gmin w zakresie planowania urbanistycznego, budowlanego czy przemysłowego opiera się na planie. Czy studium nie jest zbyt liberalne, czy nie pozwala na zbyt wiele?

Studium wystarcza do tego, aby skutecznie kierować polityką gminy w tym zakresie. Pytam: po co wydawać ogromne środki, pochodzące z kieszenie podatników, a przeznaczone na plan zagospodarowania przestrzennego, skoro studium daje podobne, wręcz te same możliwości, tyle tylko, że wydłuża procedury o miesiąc? Poza tym zmiany w planie zagospodarowania są niezwykle kosztowne w przeciwieństwie do tych samych zabiegów wykonywanych w studium. Jeśli ktoś zechce postawić dom na środku pola nie zrobi tego, bowiem nie będzie to zgodne z założeniami studium. Dodam tylko, że w tym roku wydaliśmy już 110 WZ - tek co udowadnia, że studium jest wystarczającym dokumentem do tego, aby gmina mogła rozwijać się prężnie także i pod tym względem.

Gmina Raciechowice posiada opracowaną w 1995 roku strategię swojego rozwoju. Czy przez kolejne lata i kadencje jest ona realizowana zgodnie ze swoimi założeniami? Jak zapatrują się na nią kolejni radni?

Strategia gminy Raciechowice zajmuje … osiem stron maszynopisu. A więc nie jak inne tego typu dokumenty 200 czy 250 stron. Tak ospałych tomisk nikt nie czyta. W naszej strategii znajdują się jasno sprecyzowane słabe i mocne strony gminy. Dokument został opracowany przy udziale specjalistów z AR w Krakowie, sołtysów, sadowników, przedstawicieli urzędu wojewódzkiego. Słowem tych wszystkich, którym dobro gminy nie tylko leży na sercu, ale także niesie określone korzyści. Gdyby nie ta strategia Raciechowice nie byłyby pewnie dzisiaj tym czym są czyli prężnie, dynamicznie rozwijającym się miejscem. Założenia strategii są wciąż realizowane. Dzięki niej mogliśmy wziąć udział w programie likwidowania bezrobocia, stworzyliśmy inkubator przedsiębiorczości na terenie Kawca, mogliśmy wejść w programy unijne związane z infrastrukturą dróg czy kanalizacji. Każda kolejna Rada Gminna, każdy radny zaraz na wstępie swojej działalności zapoznaje się z treścią strategii, po to, aby posiąść świadomość, że dokument ten wytycza drogę naszej działalności, określa cele i wskazuje drogę ich realizacji. Jestem przekonany, że nawet jeśli zabraknie mnie tutaj kiedyś, strategia i tak będzie realizowana.

Czy strategia opracowana przed laty przez Pana znajduje zrozumienie w oczach wszystkich mieszkańców gminy? Czy istnieje jakaś opozycja, która nie do końca zgadza się z jej założeniami?

Nie jestem typem urzędnika sprawującego władzę. Władzę sprawują w gminie ludzie, także pracownicy urzędu. Moim zadaniem jest pełnić rolę menedżera, który przygotowuje i zabezpiecza środki na realizację pomysłów i przedsięwzięć wychodzących od tych ludzi. Poza tym lubię słuchać tego co mówią inni. Jadę czasem w teren spotykam się z ludźmi i rozmawiam. Słucham co mówią, potem siadam i myślę co można zrobić, aby wykorzystać ich wiedzę. Nigdy nie odrzucam opinii tych, którzy nie zgadzają się z polityką gminy. Siadam z nimi do stołu i staram się wypracować wspólne stanowisko.

Czy można zatem określić Pana mianem samorządowca bezpośredniego kontaktu?

Chyba tak. Staram się wpajać swoim wspólpracownikom, że muszą, jak ja, rozmawiać z ludźmi. Tylko wtedy obywatele będą czuć się usatysfakcjonowani i docenieni.

Jak kieruje Pan dzisiaj swoją karierą samorządowca? Czy nie zamierza Pan zrealizować się jako urzędnik powiatowy, może jako urzędnik sejmiku, a może jako poseł? Czy nie korci Pana „pójść wyżej”?

Powiem tak: sporo było propozycji i ofert, aby opuścić Raciechowice, ale odrzuciłem je świadomie. Lubię moja pracę i wiem, że tutaj, na dole, można zbudować coś więcej niż może to uczynić urzędnik wyższego szczebla. Tutaj, w samorządzie nie jesteśmy bezimienni. Raciechowice znane są przez pryzmat grupy działających tu ludzi, nie zaś przez pryzmat wójta, grupy, która doskonale daje sobie radę.

Czy to oznacza, że chce Pan zostać w Raciechowicach do końca życia?

Jeśli tylko mieszkańcy gminy będą tego chcieli to tak. Już teraz mogę ich zapewnić, że wystartuję do wyborów na wójta Raciechowic po raz piąty

Co uważa Pan za swój największy sukces?

Według mnie sukcesem są ludzie. Ktoś z zewnątrz przyglądając się działalności Rady Gminnej, która przegłosowuje uchwały szybko i sprawnie, może ulec złudnemu wrażeniu, że coś dzieje się tutaj nie tak jak powinno. Tymczasem wszystkie uchwały i decyzje są wcześniej solidnie i wyczerpująco wynegocjowane na komisjach. Jestem aktywnym i regularnym uczestnikiem posiedzeń wszystkich komisji. Żadna nie odbędzie się bez mojego udziału. Tutaj właśnie mogę przekonać się o wartości czynnika ludzkiego, kiedy podczas dyskusji i negocjacji rodzą się pomysły. Nie istnieje u nas coś takiego jak płaszcz polityczny. Liczy się tylko to co mówią i czego oczekują ludzie.

Jak układa się współpraca Raciechowic z gminami ościennymi?

Bardzo dobrze. Powołana przez nas organizacja Beskidek zrzesza 13 gmin. W tym tak odległe jak: Trzciana, Żegocina, Lanckorona, a także ościenne: Łapanów, Gdów, Siepraw. Razem możemy stworzyć coś więcej. Podjęliśmy już kilka wspólnych inicjatyw jak n.p. oznakowanie miejsc tradycyjnych zawodów, sprzedaż wyrobów tradycyjnych w jednym, ujednoliconym opakowaniu. Chodzi o to, aby sprzedaż wyrobów regionalnych odbywała się na prostej drodze: wytwórca – odbiorca. Chcemy, aby te działania przekładały się na dobro ludzi, stowarzyszeń, jednostek OSP, kół gospodyń i.t.p.

Raciechowice współpracują nie tylko z gminami ościennymi, ale także z gminami znajdującymi się daleko poza granicami kraju. Jak wyglądają te kontakty?

Są to bardzo ważne kontakty bowiem wnoszą istotny element nauki. Kiedyś, w latach 90 - tych podróżowaliśmy za granicę, aby uczyć się samorządności i poznawać jej tajniki. Teraz wyjazdy i kontakty zagraniczne mają dla nas nieco inny charakter. Samorządność nie jest już czymś nowym i nieznanym. Natomiast wciąż nie potrafimy, tak jak samorządy n.p. w Hiszpanii czy we Włoszech, skutecznie ubiegać się o środki unijne. I po to między innymi jeździmy i utrzymujemy kontakty z zagranicą. Także z Brukselą.

Jeździ Pan do Brukseli jako wójt Raciechowic i załatwia tam jakieś sprawy związane z gminą?

Tak. Udało mi się między innymi doprowadzić do skutku projekt Bottom up to Kyoto dotyczący dążenie do zmniejszenia emisji CO2 oraz oszczędzania energii elektrycznej poprzez zastosowanie energooszczędnych systemów oświetleniowych, w tym wypadku lamp ulicznych. Uczestniczymy w tym projekcie jako jedyna gmina w Polsce.

W jakim kierunku zmierza dzisiaj gmina Raciechowice? Czy praktyka wyjazdów zagranicznych, kontaktów wójta, jego inicjatyw i inicjatyw ludzkich przynosi jej jakieś korzyści?

Gmina znana jest w Sejmie i Senacie RP w strukturach wojewódzkich, znana jest wśród mieszkańców kraju, chęć osiedlenia się na jej terenie wyrażają ludzie z Warszawy, Łodzi, Lublina, Katowic. Chcą mieć tutaj swoje siedziby, chcą osiąść na stałe. Znane jest także coraz szerzej Jabłko Raciechowickie. Jabłko, które musi być produktem ekstra, bowiem tylko takie produkty liczą się dzisiaj na rynku i taka powinna być gmina. Kiedyś nazywano nas ironicznie Trójkątem Bermudzkim, byliśmy bowiem gminą terytorialnie wciśniętą w zaułek powiatu. Dzisiaj nikt nas już tak nie nazywa.

Wywiad pochodzi z Myślenickiego Miesięcznika Powiatowego - w kioskach od 9 sierpnia
Zobacz więcej
Czytaj komentarze!