Po 35 latach odwiesił buty na kołku. Całe życie grał w jednym klubie. „Szybko przeleciało”
Mariusz Stokłosa po 35 latach gry w KS Gościbia Sułkowice postanowił zakończyć swoją piłkarską przygodę. Zapisał się w historii klubu jako najdłużej grający zawodnik. Choć kusiły go inne kluby chciał grać dla Sułkowic. „Szybko przeleciało” - mówi
Dla znajomych Kunia, Simerka, Marian, Maniek postanowił zakończyć swoją piłkarską przygodę. Podczas meczu Gościbi z Zielonką Wrząsowice władze klubu, koledzy i kibice urządzili mu pożegnanie.
Mariusz wszedł na boisko z innymi zawodnikami, ale już nie zagrał. Gratulacje i podziękowania za wieloletnią działalność w klubie na środku boiska złożyli mu m.in. burmistrz, który wręczył pamiątkową piłkę – replikę tej, którą będą grać na mundialu w Rosji w 2018 r. Natomiast pamiątkowy puchar wręczyła zawodnikowi reprezentacja myślenickiego podokręgu MZPN, reprezentacja Szkółki Piłkarskiej Gościbi pod opieką Piotra Sroki kwiaty, a prezes KS Gościbia Jacek Burkat i prezes sekcji piłki nożnej Leszek Tyrawa list gratulacyjny.
Po uściskach dłoni najdłużej grający zawodnik klubu musiał ściągnąć buty, które zostały powieszone na specjalnie przygotowanym kołku i zszedł z murawy w getrach.
- Mariusz Stokłosa jest niesamowity pod tym względem, że zawsze był wierny Sułkowicom, nie poszedł nigdy grać za pieniądze, to jest w ogóle ewenement, żeby tyle lat grać. Zawsze był wierny swojej drużynie i dokładał nawet swoje pieniądze - mówi prezes klubu Jacek Burkat.
Tego dnia jednak Mariusz Stokłosa jeszcze raz powrócił na boisko – już po wygranym meczu Gościbi 2:1. Na boisko koledzy wnieśli tort, odśpiewali sto lat, a następnie podrzucali wysoko do nieba. Pięknie okazana wdzięczność za wszystkie lata bezinteresownej gry w piłkę nożną, wylanych potów, kontuzji oraz wspierania dzieci i młodzieży grających w klubie.
Koledzy wręczyli mu koszulkę z podpisami wszystkich zawodników, specjalnie wygrawerowaną butelkę z zawartością napoju wyskokowego, rysunek z podobizną Mariusza i napisem: Życie jest jak piłka nożna – druga połowa meczu jest zawsze ciekawsza.
To była fajna przygoda, ale szybko przeleciało
Szkoda, że ludzie, którzy grali tu w piłkę, a potem przestali, to szybko zapominają o klubie, o piłce, przestaje ich to interesować. Jaki jest problem przyjść na mecz? Z reguły na trybunach siedzi tylko paru ludzi, wszyscy zapominają i nie mają czasu. A mecz jest co 2 tygodnie
- mówi Mariusz Stokłosa
Jak wspominasz te 35 lat gry w KS Gościbia?
Były wzloty i upadki. Ogólnie była to fajna przygoda. Szybko przeleciało.
Pamiętasz najciekawsze momenty w karierze?
Nigdy tak do tego nie podchodziłem. Każdy mecz był ważny, a gdy udało mi się strzelić bramkę i ta bramka dała nam utrzymanie – to była po prostu wielka radość.
Co spowodowało decyzję o zakończeniu kariery?
Myślałem o tym już od dłuższego czasu. Dawniej wchodząc na boisko wkładałem w to ok. 90 % swojej energii, teraz, gdzieś od trzech lat, musiałem już grać na 120 % normy. To było dla mojego organizmu za duże obciążenie. Pojawiły się kontuzje, które też mnie trochę osłabiły.
Czy Ty prowadziłeś jakąś drużynę w klubie?
Trochę trenowałem – i trampkarzy, i seniorów, ale żadnej drużyny nie prowadziłem.
Kiedy zacząłeś grać w piłkę i kto Cię do tego zachęcił?
W piłkę nożną zacząłem grać w wieku 10 lat. Nikt specjalnie nie musiał mnie do tego zachęcać, to po prostu we mnie siedzi. Nawet teraz – ostatnimi czasy – mimo, że mi się nie chce, to jak idę na trening, ktoś rzuca piłkę i coś mi się w głowie przekręca, nie wiem, co to jest…
A pamiętasz swoich trenerów?
Początki – na pewno Jan Tyrawa, w trampkarzach – Edward Dunaj, w juniorach Jerzy Moskal.
A koledzy, z którymi najdłużej grałeś?
Długo grałem z Januszem Sochą, Adamem Żurkiem, Wieśkiem Światłoniem, Tomkiem Szubą. Z obecnym trenerem Witkiem Stokłosą graliśmy chyba z 15 lat. Ludzi się przewinęło całkiem mnóstwo. Począwszy od tej Gościbi na najwyższym poziomie, kiedy była wspierana przez Kuźnię. Potem się to rozleciało, kiedy fabryka to zostawiła. Starsi odeszli do Izdebnika, poszli grać za pieniądze.
Czy grałeś w jakichś innych klubach?
Nie, tylko i wyłącznie grałem w KS Gościbia. Były oferty, żeby zagrać gdzie indziej i trenować, ale na tym poziomie stwierdziłem, że wolę grać za darmo i wtedy jest satysfakcja. Gadać przy zielonym stoliku można byle co. A tu zdrowia trzeba trochę oddać. Tak jak ostatnio. Miałem problemy z kręgosłupem. Najpierw szedłem na trening, a potem do Kamila Pitali na rehabilitację. Ktoś może się popukać po głowie, ale to jest silniejsze ode mnie.
A gdzie najdalej graliście?
Towarzysko raz graliśmy w Niemczech u Piotrka Nędzy. Ale to był taki wyjazd po prostu. Zaczynałem grać w 4. lidze, potem spadliśmy i długo graliśmy w okręgówce. Następnie była klasa A, gdzie szybko awansowaliśmy z powrotem do okręgówki. Nasza drużyna składała się wtedy z młodszych chłopaków i Gościbia się odbiła. Obecnie KS Gościbia jest w okręgówce w III grupie.
Kiedy Ci się najlepiej grało?
Najlepiej grało mi się między 30. a 40. rokiem życia. Może troszkę wcześniej, to był najlepszy okres. Teraz mam już 45 lat, 35 lat grania za sobą. Mam dobre geny, ale już po 42. roku życia zdrowie zaczęło mi się psuć. Wiek robi swoje, jak się na chwilę wypada z rytmu, to potem ciężko wrócić do formy. Urwałem mięśnia z tylu nogi, minęło 2 tygodnie, poszedłem na trening, a tu ani nie da się biegnąć, ani piłki kopnąć. Ale na pewno jeszcze przyjdę na treningi. Coś się ruszać trzeba. To jest tak samo, jakby głodnemu odciągnąć miskę z jedzeniem.
A rodzina też ma zamiłowanie do sportu?
Starsza córka Martynka jest zapalonym kibicem, marzy się jej dziennikarstwo sportowe, chce przeprowadzać wywiady z piłkarzami. Młodsza – Julita trenuje piłkę ręczną, ma większe predyspozycje do uprawiania sportu. Na początku trochę ją zachęcałem, ale potem sama się zdecydowała, że chce trenować. Moja żona – Iza nie interesuje się zbytnio piłką nożną, ale zawsze akceptowała moje zainteresowanie piłką. Przyzwyczaiła się do tego, że w domu też często oglądam w telewizji mecze piłki nożnej i tenis.
Nie wyglądasz na 45 lat. Sport Ci służy.
Sport jest OK, ale jak się robi coś za bardzo na siłę, to ciało powoli wysiada.
Jakie masz przemyślenia po tych 35 latach gry?
Szkoda, że ludzie, którzy grali tu w piłkę, a potem przestali, to szybko zapominają o klubie, o piłce, przestaje ich to interesować. Jaki jest problem przyjść na mecz? Z reguły na trybunach siedzi tylko paru ludzi, wszyscy zapominają i nie mają czasu. A mecz jest co 2 tygodnie.
Dorośli przychodzą na mecze szkółki piłkarskiej tylko dlatego, że muszą dziecko przyprowadzić. A przecież powinni się cieszyć, że w tych czasach dziecko chce iść na trening, że się rusza. Jest bardzo słabe zainteresowanie lokalną piłką nożną. Ale jak gra reprezentacja Polski, to nagle wszyscy stają się kibicami. To jest trochę przykre, że nie interesują się tym, co jest na „własnym podwórku” i jest na wyciągniecie ręki.
Rozmawiała Joanna Gatlik-Kopciuch
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.