Lifestyle

Pamiętacie Alicję i Konrada? Wiosną wyjechali w podróż dookoła Australii i obiecali pocztówkę. Tak będąc w drodze opisują swoje wrażenia

Pamiętacie Alicję i Konrada? Wiosną wyjechali w podróż dookoła Australii i obiecali pocztówkę. Tak będąc w drodze opisują swoje wrażenia

„Jadą do Australii i będą kręcić o sobie serial. Ich przygody w samochodzie przerobionym na dom, każdego dnia śledzą tysiące internautów. Alicja Kordula i Konrad Kras właśnie wyruszyli w półroczną podróż” – na kilka dni przed jej rozpoczęciem pisaliśmy w artykule „Zawód bloger. Czyli życie jak serial”.

Dzisiaj TheMimki, bo pod takim nickiem na Instagramie funkcjonuje para podróżników, znajdują się w połowie wyprawy i opowiadają o swoich wrażeniach. Czego nauczyły ich pierwsze trzy miesiące wyprawy?

 

Australia jest ogromnym i w większości dzikim krajem. Polakom kojarzy się głównie z kangurami, wszechobecną czerwoną ziemią i świętą górą Aborygenów, czyli słynną skałą Uluru, stojącą dumnie na środku pustyni. To dość odległy kierunek, o którym wiemy naprawdę mało. Jako osoby uwielbiające podróżować i odkrywać; postanowiliśmy, że chcemy tą wiedzę zgłębić. Obraliśmy za cel przejechanie tego kontynentu dookoła.

W sobotę, osiemnastego marca oficjalnie postawiliśmy nogę na Australijskiej Ziemi spełniając największe podróżnicze marzenie. Widok czerwonej planety z samolotu zaparł nam dech w piersiach. Nie mogliśmy uwierzyć w to, że już zaczyna się jedna z najciekawszych przygód naszego życia!

 

Pierwsze dni w krainie kangurów! 

Wylądowaliśmy w Perth - mieście położonym po Zachodniej stronie Australii. W pierwszej chwili byliśmy zdumieni wieżowcami i niekończącymi się plażami. Ale od pierwszego dnia naszym celem było znalezienie odpowiedniego samochodu do naszej podróży. Marzyliśmy o Toyocie Land Cruiser z napędem na cztery koła.

W tym najbardziej odizolowanym mieście świata przez pierwsze 3 dni szukaliśmy wymarzonego pojazdu. Dlaczego tak długo? Nie było to wcale proste, bo te modele rozchodzą się tutaj jak świeże bułeczki. Poza tym, niemal wszystkie samochody, które oglądaliśmy od prywatnych sprzedawców były w kiepskim stanie. Potrzebowaliśmy trochę czasu i cierpliwości, żeby znaleźć coś zadbanego.

Na nasze szczęście trzeciego poranka podczas śniadania, przeglądając do znudzenia strony internetowe, takie jak Gumtree, pojawiła się świeżo dodana oferta sprzedaży białego czterokołowca. A więc, dosłownie w trzy minuty zebraliśmy się, aby go sprawdzić. Jazda testowa przeszła pozytywnie, więc zdecydowaliśmy się na zakup. Proces kupna był prosty: umowa, przelew bankowy, kupno rocznej gwarancji, ubezpieczenie i staliśmy się właścicielami wielkiego Land Cruisera.

Po zakupie auta nadszedł kolejny etap przygotowań do wyprawy. Mając inspiracje oraz wyszukane informacje gdzie znaleźć materiały budowlane i narzędzia, zabraliśmy się przekształcenie samochodu w campervana.

Na początek chcąc zbudować łóżko, udaliśmy się do największego australijskiego sklepu budowlanego o nazwie Bunnings. To coś takiego jak Castorama w Polsce.

Pracowaliśmy od rana do późnego wieczora, aby w dziesięć dni od zakupu samochodu ukończyć naszą przeróbkę malutkiego domu na kółkach. Zbudowaliśmy łóżko, miejsce na prysznic, małą kuchenkę i szuflady, co wcale nie było takie proste, ale metodą prób i błędów udało się.

Zawieszenie lampek i powieszenie zasłon było najłatwiejszym zadaniem i zarazem zwiastunem końca budowy

 

Zaczynamy przygodę!

Nastał dzień w którym, w końcu mogliśmy ruszyć na podbój Australii. Przed nami 6 stanów: Australia Zachodnia, Australia Południowa, Victoria, Nowa Południowa Walia, Queensland i Terytorium Północne.

Najbardziej ekscytowała nas zachodnia i północna część tego kraju, ze względu na swoją dzikość i mało wyprawowe tereny. Cieszyliśmy się ogromnie, że wyruszamy, bo przez pierwsze dni nie widzieliśmy nic poza wieżowcami, plażami i sklepem budowlanym.

Wyjechaliśmy poza Perth, gdzie dookoła widzieliśmy tylko drogę i gęsty busz. Nie spodziewaliśmy się tak zróżnicowanej przyrody i szybkiej zmiany klimatu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy damy sobie radę, bo przecież tu naprawdę nic nie ma.

Brak sklepów, brak stacji benzynowych, mechaników w promieniu kilkuset kilometrów na początku nas przeraził. Na tej trasie nie jeździło też wcale wiele samochodów, czasem przez kilka godzin nie spotkaliśmy nikogo, oprócz przemykających przez drogę emu. Kiedy zobaczyliśmy pierwsze porzucone auta, zastanawialiśmy się, czy nasz pomysł to nie szaleństwo!

Pierwszy camping na dziko zaplanowaliśmy obok miasteczka Dongara. Nie do końca byliśmy przekonani o tym, czy ta noc będzie bezpieczna. Na środku drogi wjazdowej w busz wisiał pająk z krzyżem na plecach o wielkości dłoni dorosłego człowieka.

Żeby tego było mało, to wokół było pełno znaków, aby uważać na dzikie psy w Australii zwane “dingo”, węże i przede wszystkim ich truciznę przez co, każde wyjście z samochodu po zmroku było dość stresujące.

Po dosyć spokojnej nocy ruszyliśmy przed siebie i po kilkugodzinnej drodze dojechaliśmy do parku narodowego Kalbarri, gdzie zjedliśmy śniadanie, oglądając klify oraz rozbijające się o nie fale. Byliśmy zachwyceni.

Podczas śniadania podszedł do nas Australijczyk ze swoją żoną krzycząc, że prosi o kawę z mlekiem i dwie łyżki cukru. Pan był podekscytowany naszym pojazdem i tym jak go zbudowaliśmy. Po krótkiej pogawędce zaczął podnosić głos mówiąc: “Jedźcie do Exmouth! Nigdzie nie zobaczycie takiej rafy koralowej, jest zaledwie 20 metrów od plaży łatwo dostępna dla osób, które nie potrafią pływać”.

Oczywiście mieliśmy to w planie, ale pan był bardzo podekscytowany naszym planem na najbliższe miesiące, więc chciał dodać coś od siebie. Od razu otwartość, luz i życzliwość Australijczyków przypadła nam do gustu.

W tym samym parku liczne wąwozy zakręcone w literę “Z” oraz ikoniczne łuki skalne w złotym blasku podczas zachodu słońca przekonały nas, że jesteśmy w naszych ulubionych klimatach, czyli pustynno-zachodnich.

Każdy kolejny park był coraz piękniejszy, a tak zwany Australijski Outback utrzymywał nas w przekonaniu, że świetnie zbudowaliśmy nasz pojazd, który wyposażony w zapasy wody pitnej (70l) i jedzenia umieszczonego w lodówce elektrycznej jest dobrym sposobem na pozbycie się zmartwień o przetrwanie w tych ciężkich warunkach na kilka dni do przodu.

Odbijając na park narodowy Kennedy Range, doświadczyliśmy prawdziwej australijskiej trasy, czyli tzw. “tarki”, gdzie nasz Land Cruiser trząsł się tak, że jedynym sposobem na skuteczną komunikację był krzyk, a wszystkie rzeczy wypadały nam z szuflad.

Kiedy przejeżdżał obok nas Road train, czyli pociąg drogowy, musieliśmy się zatrzymywać, bo nie widzieliśmy trasy, taką robił zadymę. I tak przez kilkaset kilometrów.

 

Miliony komarów, much i kilka problemów z samochodem

Dojechaliśmy do miejscowości Broome w zachodnio-północnej Australii, które swoją przyrodą, porwanymi, czerwonymi wybrzeżami i kolorem oceanu zatrzymało nas na dwa tygodnie. Po ponad jednym miesiącu spędzonym tylko w samochodzie, w końcu mogliśmy odpocząć w hotelu.

Po takim czasie pokój o wielkości 10m2 był ogromny w porównaniu do naszego mini campera. Tęsknota za bieżącą wodą była duża, szczególnie, że w Broome są takie temperatury, że człowiek tylko się poci, a w samochodzie nie da się spać, gdyż w zamknięciu można umrzeć, a komarów dobijających się do środka jest miliony.

Po odpoczynku chcieliśmy wrócić na trasę, ale okazało się, że z naszego silnika wycieka olej i nie możemy sobie pozwolić na odległe odcinki. Podjechaliśmy do mechanika, aby sprawdzić co da się zrobić w tej sytuacji, od tego zależała przyszłość naszej podróży.

Mechanicy za naprawę zażyczyli sobie trzy tysiące dolarów! Sama część kosztowała 100$, a naprawa 2900$... Poza tym, wyznaczono nam termin… za miesiąc. Zmartwiliśmy się, ale wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać. Podjęliśmy decyzję o powrocie do Perth przez środek stanu, dolewając średnio litr oleju co 600 kilometrów. Cóż… raz się żyje.

Przed tym dotarliśmy na półwysep Dampier, gdzie w planach mieliśmy zostać kilka dni. Niestety, ale na miejscu okazało się, że miejscowa społeczność jest w sporze z rdzennymi mieszkańcami Australii - Aborygenami, którzy twierdzą, że to są ich ziemie i nie będą już więcej udostępniać tego terenu dla podróżnych.

Zniszczyli nawet kawałek drogi, aby nikt nie mógł tam dotrzeć. Pozamykano hotele oraz restauracje i szanse na zmiany tej sytuacji są nikłe.

Pędząc przez środek Zachodniej Australii byliśmy zdumieni zmieniającym się krajobrazem. Dlaczego? Ponieważ jadąc wybrzeżem było dość płasko z niewielkimi wzniesieniami, a jadąc środkiem czekała na nas niespodzianka! W końcu góry na horyzoncie.

Tak… te 800 metrów n.p.m robiło wrażenie, gdy dookoła było płasko. Skoro góry, to oznacza, to że jesteśmy w parku narodowym Karijanii, który słynie z niesamowitych wąwozów, w których są ukryte, naturalne baseny.

W tym parku na totalnym odludziu przebiła nam się opona, na szczęście mogliśmy liczyć na pomoc jednego z Aborygenów, który odholował nas do najbliższego miasteczka, gdzie zapłaciliśmy 270$ za nową oponę. W takiej sytuacji nie ma co myśleć o cenie, najważniejsze, że można ruszać dalej.

Oprócz wycieku oleju, przebitej opony mieliśmy kolejne zdarzenie. Jako że, nasz samochód jest wyposażony w dwa akumulatory, to jeden z nich, główny, padł nam na totalnym odludziu. Przez kolejne dwa dni czekaliśmy na pomoc pośrodku niczego, ale i ta przyszła w najbardziej oczekiwanym momencie.

 

Przez środek Zachodniej Australii

W małym miasteczku Newman spotkaliśmy pierwszych Polaków będących już mniej więcej w wieku emerytalnym, którzy odradzali nam jazdy środkiem tego cudownego stanu mówiąc, że po drodze nie ma nic ciekawego… ale my woleliśmy zobaczyć inną drogę i był to strzał w dziesiątkę.

Miasteczka zatrzymane w czasie, stare opuszczone motele, puby i stacje benzynowe zrobiły na nas wielkie wrażenie. Oczywiście na trasie nie mogło zabraknąć też jednych z najdłuższych pociągów drogowych czyli tirów ciągnących od trzech do pięciu przyczep z materiałami kopalnymi mającymi do pięćdziesięciu trzech i pół metra długości, które wyjeżdżały z wielką prędkością z kopalni nie przejmując się innymi uczestnikami ruchu drogowego.

Lecąc do krainy kangurów wiedzieliśmy o nich, ale nie myśleliśmy nawet, że są to zbudowane miasta, a pracownicy latają do nich samolotami na swoje zmiany. Mowa tu o kopalniach, które ciężko nawet opisać. A po drodze widzieliśmy je z daleka.

Wielkie miasta świeciły się na środku pustyni. Rozmawiając z pracownikiem jednej kopalni – Pawłem, nie mogliśmy zrozumieć jak to działa, bo to naprawdę jest nie do uwierzenia i wyobrażenia. “To jest prawdziwy miliardowy biznes, a jako pracownik sam tego nie potrafię opowiedzieć i wytłumaczyć tego wszystkiego to jest zbyt wielkie” - podsumował.

Dojechaliśmy do Perth, gdzie otrzymaliśmy pomoc od poznanych nam nowo przyjezdnych emigrantów z Polski, którzy nas ugościli przez kilka nocy, a naprawa domu na kółkach zakończyła się zapłatą pięciuset sześćdziesięciu dolarów, resztę pokryła gwarancja zakupiona wraz z samochodem. Dzięki temu, mogliśmy ruszać dalej, na drugą stronę Australii.

Przed opuszczeniem Perth i wyruszeniem w kolejny australijski out back, popłynęliśmy na małą wyspę Rottnest, gdzie mieszka najszczęśliwsze zwierzę świata. Kuoka ma taki wyraz pyszczka, jakby cały czas się uśmiechała i chętnie pozuje do zdjęć.

Trzeba przyznać, że zasiedzieliśmy się w Zachodniej Australii, bo spędziliśmy w niej, aż trzy miesiące. To olbrzymi i niesamowity stan, w którym się zakochaliśmy.

Czego nauczyły nas pierwsze trzy miesiące wyprawy po tym cudownym kraju?

*Licz tylko na siebie - a jeżeli zapomnisz o czymś co jest niezbędne, to ten kraj tego nie wybacza;

*Planuj z wyprzedzeniem, sprawdzaj dokładnie trasę i dostępność stacji benzynowych;

*Zawsze miej ze sobą dużo wody - bez niej w Australii nie przetrwa się nawet trzech dni. Dlatego nawet mając większy zapasy wody należy ją szanować i nie marnować.

Tutaj naprawdę każda kropla ma znaczenie.

 

Przerażająca pustynia Nullarbor

Nullarbor to trasa łącząca Zachodnią Australię z Południową. Ten odcinek ma 1200 km długości, w tym najdłuższą australijską prostą mającą 146 km. Na całej tej trasie nie ma żadnego mechanika, więc nikt nie przyjedzie, aby pomóc.

Stacje benzynowe są oddalone co kilkaset kilometrów, a prawda jest taka, że mogą nie mieć paliwa. Na ten odcinek przygotowaliśmy się całkiem nieźle, sprawdziliśmy samochód, zalaliśmy dwa pełne baki + kanister 25l dodatkowego paliwa, gdyby jednak stacja okazała się być nieczynna.

Chyba już tak przywykliśmy do outbacku, że widok porzuconych samochodów i brak cywilizacji przestał nam być straszny…, a wręcz pokochaliśmy te tereny tak, że to właśnie tam chcemy spędzić najwięcej czasu.

Australia Południowa przywitała nas ikoniczną stacją benzynową Nullarbor Roadhouse, gdzie podróżni od lat mogą na chwilę się zatrzymać i odsapnąć. Niestety pogoda nam nie dopisywała, liczne deszcze i huragany spowodowały, że postanowiliśmy powoli opuścić ten stan zwiedzając najważniejsze miejsca.

Australia wciąga. Najpierw przyjeżdżasz, boisz braku cywilizacji, wydaje ci się, że nic się tam nie dzieje, a potem zaczynasz dostrzegać tyle, że nie chcesz stamtąd wracać.

Przed nami tropikalny stan Queensland, dzikie Terytorium Północne i czerwone serce Australii.

Alicja Kordula, 1996: Odkąd pamiętam, ważne było dla mnie spełnianie marzeń oraz rozwijanie swoich pasji, z których największą stały się podróże. Jestem absolwentką filologii hiszpańskiej i miłośniczką fotografii oraz grafiki komputerowej. W życiu kieruję się mottem: “Jeśli potrafisz o czymś marzyć, potrafisz także tego dokonać!”

Konrad Kras 1995: Moją pasją jest historia, filmowanie, fotografia. Jestem też miłośnikiem Ameryki Północnej. Kieruję się dewizą: “Żyj tak, jakby jutra miało nie być.”

 

 

Podróż Alicji i Konrada dzień po dniu można śledzić na Instagramie @TheMimki i stronie ZakatkiMarzen.pl. Patronat medialny nad wyprawą sprawuje miasto-info.pl. 

 

 

Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie. 

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Powiązane tematy

Zawód bloger. Czyli życie jak serial
Wywiad 9

Zawód bloger. Czyli życie jak serial

Jadą do Australii i będą kręcić o sobie serial. Ich przygody w samochodzie przerobionym na dom, każdego dnia śledzą tysiące internautów. Alicja Kordula i Konr...

Komentarze (13)

  • 16 sie 2023

    Wielu.dobrych ludzi po drodze i bezpiecznego.powrotu.

    19 4 Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    17 sie 2023

    Czy ludzie jeszcze jeżdżą gdzieś i przeżywają coś wyłącznie dla siebie? Kiedy cudze podróże stały się rozrywką ludzi przed ekranem?

    15 4 Odpowiedz
  • Alicja 20 sie 2023

    Opowiadanie o podróżach nie ma nic wspólnego z wywyższaniem się. Podróż to temat jak każdy inny. Będziemy opowiadać, bo od lat kochamy pokazywać świat, a powyższe komentarze nie świadczą o nas, a o poglądzie na świat ludzi piszących zawistne komentarze. Pozdrawiamy ciepło! 😊

    8 1 Odpowiedz
  • Alicja 20 sie 2023

    Nie na miejscu jest złośliwość płynąca z komentarzy do ludzi robiących fajne przedsięwzięcia. 😊 Mimo to, pozdrawiamy! ☺️

    7 3 Odpowiedz
  • 20 sie 2023

    Hmmmm. Mysle co w tym wieku nalezy juz umiec rozrozniac zlosliwosc od "zlosliwosci "

    5 Odpowiedz

Zobacz więcej

Lodówka- must have w każdej kuchni!
Lifestyle 0

Lodówka- must have w każdej kuchni!

Kupno lodówki czy zamrażarki to jedna z ważniejszych decyzji przy urządzaniu kuchni. Nowoczesne chłodziarki i zamrażarki, oferowane przez renomowane marki tak...