logo-web9
Wywiad

Jak się nie ma co się lubi, to się robi żeby mieć. Tak powstały esioki

To bieda komunizmu wymusił na obywatelach potrzebę i przymus radzenia sobie w każdej sytuacji. Jak dobrze wiemy; Polak okolicznościom się nie kłania i jeśli czegoś nie mógł mieć, bo dostęp do wielu dóbr był ograniczony, to wykombinował sam, z tego co akurat miał pod ręką. Tak powstały esioki 

- mówi Krzysztof Trojan, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Sułkowicach i organizator Zlotu Esioków.

Podczas dożynek powiatowych organizowanych w Sułkowicach, po 10 latach przerwy reaktywowano zlot esioków.

- Czym właściwie są tytułowe „esioki” i skąd wzięła się ich nazwa?

To bieda komunizmu wymusił na obywatelach potrzebę i przymus radzenia sobie w każdej sytuacji. Jak dobrze wiemy Polak okolicznościom się nie kłania i jeśli czegoś nie mógł mieć, bo dostęp do wielu dóbr był ograniczony, to wykombinował sam, z tego co miał. I tak gospodarz często wykorzystywał elementy z innych pojazdów lub urządzeń.

W ten sposób powstał esiok-budowany samodzielnie pojazd, traktorek określany często jako „SAM”, od silnika własnej roboty. Te najczęściej pochodziły z produkcji Zakładów Andoria w Andrychowie, a reszta pojazdu opierała się na inwencji projektanta, jego umiejętności technicznych i dostępnych materiałach, które akurat miał pod ręką.

Części do takich konstrukcji bierze się z innych pojazdów, a ramy i nadwozia to często wynik własnej inwencji i pracy konstruktora.

- Do czego służą te konstrukcje?

Najczęściej pomagały w polu, przy transporcie czy w pracy w lesie. Zimą zmieniały się w pługi do odśnieżania dróg i podwórek. Były więc nie tylko maszynami rolniczymi, ale i wszechstronnymi pomocnikami w codziennym życiu.

- Mówimy o „esiokach" w czasie przeszłym. Czy nadal są wykorzystywane przez gospodarzy?

Dziś łatwo kupić lub wypożyczyć traktor, dlatego zjawisko tworzenia własnych maszyn niemal zanikło. Esioki, które jeszcze istnieją, powstały wiele lat temu i były stopniowo modernizowane.

Nowych już się nie buduje, ale w wielu garażach nadal stoją dawne konstrukcje, do których gospodarze są przywiązani. Czasem można je jeszcze spotkać na polnych drogach. Uznałem, że warto je pokazywać, to prawdziwe rarytasy.

- Jak wygląda proces budowy esioka? Od czego się zaczyna, ile czasu zajmuje, jakie umiejętności są potrzebne?

Do budowy esioka potrzebne są podstawowe umiejętności mechaniczne i elektroniczne, znajomość narzędzi warsztatowych; od spawarki po młotek oraz spora dawka kreatywności. Najpierw określano funkcje pojazdu i gromadzono materiały: siedzenie z samochodu, własnoręcznie wykonaną rurę wydechową, światła czy wóz do załadunku.

Potem konstruowano silnik i układ napędowy, często montowany na widoku. Kolejnym etapem była rama, obudowa i instalacja elektryczna. Na końcu pojazd testowano. Całość mogła zająć od kilku tygodni do kilku miesięcy.

- Czy można nazwać je „dziełem sztuki technicznej”?

Uważam, że to nie jest dzieło sztuki. Raczej to efekt połączenia kreatywności i potrzeb, które kierują ich twórcami. Dawniej był to głównie sposób na zaspokojenie potrzeby chwili, dziś to raczej hobby, które stało się formą wyrazu i pasji.

- Kiedy po raz pierwszy „esioki" zjechały do Sułkowic? 

Pierwszy zlot miał miejsce podczas Zakończenia Lata na Kamieńcu w sierpniu 2011 roku. Zaprezentowaliśmy wówczas 8 pojazdów, choć okoliczni mieszkańcy twierdzili, że w regionie było ich nawet 80, ale akurat pracowały w polu.

Główną nagrodę, a przypominam, że było to prawie 15 lat temu otrzymał Julian Kuchta, do którego trafił odtwarzacz płyt DVD. Władysław Mielecki wygrał 10 worków ziemniaków, a Adam Moskal 20 litrów ropy. To były czasy!

- Trudno nie uśmiechnąć się na myśl o tych nagrodach.

Za każdym razem zlot był przyjmowany z ogromnym poczuciem humoru zarówno przez wystawiających swoje pojazdy jak i obserwujących. To budowało wyjątkową atmosferę tego wydarzenia. Niekończące się dyskusje na temat umiejętności esioków budziły prawdziwe emocje.

Uczestnicy chętnie fotografowali się przy pojazdach i z jego wykonawcą. Tak sobie myślę… może dodatkowe punkty w ocenie jury można było dodawać za wygląd, wiedzę i umiejętność kierowania pojazdem.

Za każdym razem zlot esików był przyjmowany z ogromnym poczuciem humoru zarówno przez wystawiających swoje pojazdy jak i obserwujących. To budowało wyjątkową atmosferę tego wydarzenia. 

- Co podlega ocenie jury?

Stan techniczny pojazdu, wygląd i kreatywność wykonawcy.

- Na jakie nagrody mogli liczyć uczestnicy w tegorocznej edycji?

Nagrody były związane z konwencją wydarzenia, ale nadal były pełne humoru. Pierwsze miejsce i 20 litrów ropy otrzymał Krystian Budz, drugie i worki ziemniaków trafiły do Andrzeja Berneckiego, a trzecie miejsce i worek marchwi z cebulą trafił do Adama Widlarza. 

- Ta zabawa trwała przez kilka lat…

Tak, bo jak mówiłem wcześniej pierwszy zlot zorganizowaliśmy w 2011 roku i brało w nim udział 8 pojazdów. Rok później była to rekordowa liczba 12 esioków, a następnie pojawiało się między 6 a 9 maszyn. Ostatni raz można było je podziwiać dziesięć lat temu.

- Jak zmieniły się esioki przez te wszystkie lata?

Dzisiaj nie są już tak popularne jak dawniej i można powiedzieć, że należą do rzadkości. Te, które obserwuję obecnie to stare konstrukcje, które zostały unowocześnione. Dlatego doceniam wszystkich, którzy wzięli udział w zlocie, to element naszej lokalnej tradycji i warto go pokazywać.

- Skąd zjeżdżają się uczestnicy zlotu?

Zazwyczaj byli to okoliczni gospodarze. Ale zdarzali się dalsi uczestnicy konkursu z terenu powiatu myślenickiego i wadowickiego.

- Jaka jest szansa na to, że Sułkowice staną się polską „stolicą esioków”?

To ciekawy pomysł, warty przemyślenia, aby wyjść z esiokami w Polskę.

- Czy zlot zagości w kalendarzu sułkowickich wydarzeń na dłużej?

Chciałbym, żeby tak było, ale to nie zależy od mojej skromnej osoby, zobaczymy…

Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie. 

Zobacz więcej
Czytaj komentarze!