Bracia Wincenciakowie: Interesują nas zwycięstwa. Chcemy zdobyć Puchar Polski i tytuł mistrza kraju
- Był taki moment, w którym wydawało mi się, że nie muszę już wsiadać na rower i ścigać się, że jest mi to niepotrzebne. Tymczasem nic bardziej błędnego. Wciąż ciągnie mnie na rower, brakuje mi elementów walki, rywalizacji na trasie, atmosfery zawodów - rozmowa z braćmi Wincenciakami o powrocie do downhillu
SEDNO KIOSK
SEDNO: Przerwa w uprawianiu sportu wyczynowego nie jest tym o czym marzy sportowiec. Jak długo nie było Was w peletonie downhillowców?
MIKOŁAJ WINCENCIAK: Mnie przez cały 2010 rok. W 2011 startowałem, ale sporadycznie i raczej w zawodach o niższej kategorii, chociaż zaliczyłem także dwie rundy Pucharu Polski. Nie były to starty regularne, raczej zabawa, chociaż w Mistrzostwach Polski byłem trzeci tracąc do mistrza Michała Śliwy zaledwie półtorej sekundy. W połowie roku ożeniłem się i odpuściłem ściganie zupełnie.
GRZEGORZ WINCENCIAK: Mnie nie było na trasach downhillowych przez dwa lata. W przeciwieństwie do brata nie startowałem w ogóle. Najpierw wykluczyła mnie ze startów kontuzja kolana, której nabawiłem się jeżdżąc na motocyklu, a która prześladuje mnie do dziś, potem postanowiliśmy z Mikołajem zadbać o stan rodzinnej kasy i wzięliśmy się ostro do pracy „rozkręcając” firmę.
Czy mam rozumieć, że Twoje kolano nadal jest w złej kondycji?
Grzegorz: Nie jest aż tak źle. Wprawdzie kolano wciąż nie zostało poddane operacji, ale wytrenowałem je na tyle, że nie przeszkadza mi w jeździe. Kiedyś jednak będę musiał poddać się zabiegowi.
Wspomnieliście o własnej firmie, co to za przedsięwzięcie?
Mikołaj: Postanowiliśmy założyć firmę malarską świadczącą usługi na… dachach. Malowanie, usuwanie śniegu itd. Początki jak zwykle były trudne i chcąc „rozruszać” firmę musieliśmy jej poświęcić sporo czasu. Zabrakło go zatem na uprawianie sportu.
Dzisiaj firma „hula”?
Mikołaj: Tak. W chwili obecnej zatrudniamy w niej ludzi, którzy wiedzą co i jak mają robić, mamy zatem czas i środki na to, aby powrócić do ścigania.
Zapytam zatem tak: co skłoniło Was ostatecznie do tego, aby powrócić do sportu? Bo rozumiem, że jest to powrót świadomy i niosący ze sobą wszelkie konsekwencje tej decyzji?
Mikołaj: Myślę, że powód naszego powrotu do sportu jest taki sam jak ten, który kiedyś kazał nam rozpocząć przygodę z kolarstwem górskim: chęć walki, adrenalina.
Grzegorz:: Był taki moment, w którym wydawało mi się, że nie muszę już wsiadać na rower i ścigać się, że jest mi to niepotrzebne. Tymczasem nic bardziej błędnego. Wciąż ciągnie mnie na rower, brakuje mi elementów walki, rywalizacji na trasie, atmosfery zawodów.
Od czego rozpoczęliście swój powrót do ścigania?
Mikołaj: Od określenia możliwości finansowych. Dzięki temu, że prowadzimy własną firmę dysponujemy środkami, choć wciąż szukamy sponsora, który by je uzupełnił. Dzisiaj czasy się zmieniły. Kiedyś pieniądze na uprawianie sportu dostawaliśmy od mamy. Dzisiaj to nie do pomyślenia. Wspiera nas kilku drobnych sponsorów zaopatrujących w sprzęt typu rękawiczki, kaski czy napoje izotoniczne. Ale szukamy sponsora strategicznego, który podzieliłby z nami ciężar ponoszonych przez nas kosztów uprawiania downhillu.
Grzegorz:: Pozyskanie sponsora oznaczałoby dla nas większą liczbę startów w sezonie. Koszty udziału w rundach Pucharu Polski nie są aż tak duże, abyśmy nie mogli ich udźwignąć sami, ale już koszty wyprawy na zawody stanowiące n.p. rundy Pucharu Europy czy Świata mogą przekroczyć nasze możliwości.
Czy team Biotop Racing, który zbudowaliście na ten sezon, ma składać się tylko z Was dwóch?
Mikołaj: Tak, jest to team rodzinny, w skład którego wchodzimy tylko my dwaj, ja i Grzesiek.
Będziecie rywalizować przez cały sezon w tej samej kategorii. To bratobójcza walka. Godzicie się na nią bez szemrania?
Mikołaj: Tak. Będziemy się wspierać. Innej drogi nie ma.
Ale to, że chcecie się wspierać, co w przypadku tak bliskich koligacji rodzinnych jest naturalne nie oznacza, że zastosujecie wobec siebie taryfę ulgową?
Grzegorz:: Oczywiście, że nie. Każdy z nas ma na celu jedno: zwycięstwo.
Mikołaj: Myślę, że nie wynik będzie w naszej rywalizacji najważniejszy, choć nie ignorujemy go zupełnie. W sporcie jest tak, że raz się wygrywa, innym razem trzeba pogodzić się z porażką. Ale dla nas poza wynikiem liczyć się będzie także dobra zabawa i pożytecznie spędzony czas. Jazda na rowerze wyczynowym jest dla nas przyjemnością, jak dla narciarza szusowanie po stoku. Nie możemy o tym zapominać. I nie chcemy tej przyjemności sobie odmawiać.
Zapytam zatem na co powracający na rowerowy trasy po dłużej lub krótszej przerwie bracia Wincenciakowie liczą w tym sezonie? Czy znacie możliwości aktualnej czołówki, wiecie jak jeździ i w którym miejscu szeregu możecie się znaleźć?
Mikołaj: Wiemy jak jeździ czołówka, śledzimy jej wyniki przez cały czas. Wiemy też czego nam do niej brakuje.
Czego?
Mikołaj: Głównie siły. Nie stosowaliśmy żadnej diety, żadnych odżywek, nie realizowaliśmy żadnego cyklu treningowego bo nie startowaliśmy przez pewien czas. Bez tego nie da się zawojować świata.
Rozumiem, że przed tym sezonem, w związku z Waszymi planami startowymi jest zupełnie inaczej? Trenujecie, stosujecie odpowiednią dietę, przyjmujcie odżywki ...
Grzegorz: Tak. Poprosiliśmy o rozpisanie cyklu treningowego fachowca, od pewnego czasu ostro trenujemy. Właśnie powróciliśmy z tygodniowej wyprawy do San Remo.
Po co jeździcie aż do San Remo? To kawał świata. Nie ma bliżej ciekawych tras?
Mikołaj: We Włoszech trafiamy na znakomite warunki treningowe. Po pierwsze odpowiednia temperatura, o jaką trudno o tej porze roku na terenie Europy, po drugie dobrze przygotowana, długa, ośmiominutowa i męcząca trasa zjazdowa. Jeździliśmy nie tylko po niej. Odbyliśmy także kilka treningów na rowerach szosowych wyrabiając wytrzymałość.
Grzegorz: Nasz trening polegał na jak najczęstszym używaniu rowerów. Trasa, o której wspomniał Mikołaj, jest naprawdę doskonale przygotowana. Trenuje na niej praktycznie cała światowa czołówka. Wybieramy się tam przed inauguracja sezonu jeszcze raz.
Powróciliście po włoskich wojażach do kraju. Co teraz?
Mikołaj: Zajmujemy się wyrabianiem siły i ogólnorozwojówką. Odwiedzamy siłownię. Oczywiście jeździmy na rowerach. Tak będzie przez najbliższy miesiąc.
A potem?
Grzegorz:Potem znowu na tydzień do San Remo.
Kiedy pierwszy start w zawodach?
Grzegorz:: 28 kwietnia. Będzie to pierwsza runda Pucharu Polski w downhillu rozgrywana w Wiśle.
Do inaugurującego sezon startu jest zatem jeszcze trochę czasu. Czy możecie już dzisiaj powiedzieć na co liczycie powracając na wyścigowe trasy? Co będzie Was satysfakcjonowało? Jaki wynik?
Mikołaj: Interesują nas oczywiście zwycięstwa. Chcemy zdobyć Puchar Polski i tytuł mistrza kraju.
To bardzo ambitne zamierzenia. Który z Was ma triumfować?
Grzegorz:: Obojętne i tak wszystko zostanie w rodzinie.
Jacy rywale będą dla Was najgroźniejsi, słowem którzy kolarze mogą pokrzyżować Wam szyki?
Mikołaj: Wymieniam w tym miejscu trzy nazwiska: Michał Śliwa, Maciej Jodko i Sławek Łukasik..
Grzegorz:: Dodaję do tego kilku innych zawodników, którzy podobnie jak my mają duży apetyt na sukces, są nieobliczalni i mogą zaskoczyć formą.
Czy w Waszych planach na ten rok znalazły się także jakieś starty zagraniczne?
Mikołaj: Tak, chcemy pojawić się w kilku rundach Pucharu Europy w zawodach kategorii XS, myślimy także o dwóch, trzech startach w rundach Pucharu Świata gdzieś blisko w Europie.
Ile zatem startów planujecie w tym roku?
Mikołaj: Około trzydziestu.
Będziecie chyba gośćmi w domu, a przy okazji także w firmie?
Grzegorz: Trochę tak, ale co nam z pieniędzy, z których nie będziemy mogli się cieszyć? Jesteśmy jeszcze ludźmi młodymi, chcemy się dobrze bawić i trochę podokazywać.
Jakiego sprzętu używać będą bracia Wincenciakowie podczas tegorocznego powrotu na downhillowe trasy?
Mikołaj: Mamy dobre rowery.
Co to znaczy?
Mikołaj: Może odpowiem tak: mój rower kosztował dwadzieścia tysięcy złotych.
To wiele wyjaśnia w kwestii jakości tego sprzętu.
Grzegorz: Są to dwa takie same rowery, dla mnie i dla Mikołaja, choć przygotowane indywidualnie pod każdego z nas. Zanim wybraliśmy te modele przetestowaliśmy siedem innych.
Jaki musi być rower Wincenciaka?
Mikołaj: Lekki, wytrzymały i z dobrym zawieszeniem.
I takie są Wasze nowe rowery?
Tak. Właśnie takie.
Powiedzcie jeszcze na koniec proszę jaka impreza w tym roku będzie dla Was najważniejsza, słowem określcie swoje priorytety?
Grzegorz: Dla mnie będą to Mistrzostwa Polski.
Mikołaj: W przeciwieństwie do Grześka nie napalam się za bardzo na Mistrzostwa Polski, bowiem jest to impreza, w której mamy do czynienia tylko z jednym przejazdem i gdzie często o wyniku przesądza przypadek. Bardziej będzie mi zależało na Pucharze Polski. Chciałbym zwyciężyć w klasyfikacji generalnej tegorocznej edycji. Puchar Polski wygrywa kolarz najbardziej wszechstronny w przekroju całego sezonu.
Czego mogę Wam zatem życzyć u progu sezonu?
Mikołaj: Jak najlepszych wyników.
No to… jak najlepszych wyników!
- Był taki moment, w którym wydawało mi się, że nie muszę już wsiadać na rower i ścigać się, że jest mi to niepotrzebne. Tymczasem nic bardziej błędnego. Wciąż ciągnie mnie na rower, brakuje mi elementów walki, rywalizacji na trasie, atmosfery zawodów - rozmowa z braćmi Wincenciakami o powrocie do downhill'u
Najnowszy numer miesięcznika Sedno w kioskach już od 10 marca
SEDNO: Przerwa w uprawianiu sportu wyczynowego nie jest tym o czym marzy sportowiec. Jak długo nie było Was w peletonie downhillowców?
MIKOŁAJ WINCENCIAK: Mnie przez cały 2010 rok. W 2011 startowałem, ale sporadycznie i raczej w zawodach o niższej kategorii, chociaż zaliczyłem także dwie rundy Pucharu Polski. Nie były to starty regularne, raczej zabawa, chociaż w Mistrzostwach Polski byłem trzeci tracąc do mistrza Michała Śliwy zaledwie półtorej sekundy. W połowie roku ożeniłem się i odpuściłem ściganie zupełnie.
GRZEGORZ WINCENCIAK: Mnie nie było na trasach downhillowych przez dwa lata. W przeciwieństwie do brata nie startowałem w ogóle. Najpierw wykluczyła mnie ze startów kontuzja kolana, której nabawiłem się jeżdżąc na motocyklu, a która prześladuje mnie do dziś, potem postanowiliśmy z Mikołajem zadbać o stan rodzinnej kasy i wzięliśmy się ostro do pracy „rozkręcając” firmę.
Czy mam rozumieć, że Twoje kolano nadal jest w złej kondycji?
Grzegorz: Nie jest aż tak źle. Wprawdzie kolano wciąż nie zostało poddane operacji, ale wytrenowałem je na tyle, że nie przeszkadza mi w jeździe. Kiedyś jednak będę musiał poddać się zabiegowi.
Wspomnieliście o własnej firmie, co to za przedsięwzięcie?
Mikołaj: Postanowiliśmy założyć firmę malarską świadczącą usługi na… dachach. Malowanie, usuwanie śniegu itd. Początki jak zwykle były trudne i chcąc „rozruszać” firmę musieliśmy jej poświęcić sporo czasu. Zabrakło go zatem na uprawianie sportu.
Dzisiaj firma „hula”?
Mikołaj: Tak. W chwili obecnej zatrudniamy w niej ludzi, którzy wiedzą co i jak mają robić, mamy zatem czas i środki na to, aby powrócić do ścigania.
Zapytam zatem tak: co skłoniło Was ostatecznie do tego, aby powrócić do sportu? Bo rozumiem, że jest to powrót świadomy i niosący ze sobą wszelkie konsekwencje tej decyzji?
Mikołaj: Myślę, że powód naszego powrotu do sportu jest taki sam jak ten, który kiedyś kazał nam rozpocząć przygodę z kolarstwem górskim: chęć walki, adrenalina.
Grzegorz: Był taki moment, w którym wydawało mi się, że nie muszę już wsiadać na rower i ścigać się, że jest mi to niepotrzebne. Tymczasem nic bardziej błędnego. Wciąż ciągnie mnie na rower, brakuje mi elementów walki, rywalizacji na trasie, atmosfery zawodów.
Od czego rozpoczęliście swój powrót do ścigania?
Mikołaj: Od określenia możliwości finansowych. Dzięki temu, że prowadzimy własną firmę dysponujemy środkami, choć wciąż szukamy sponsora, który by je uzupełnił. Dzisiaj czasy się zmieniły. Kiedyś pieniądze na uprawianie sportu dostawaliśmy od mamy. Dzisiaj to nie do pomyślenia. Wspiera nas kilku drobnych sponsorów zaopatrujących w sprzęt typu rękawiczki, kaski czy napoje izotoniczne. Ale szukamy sponsora strategicznego, który podzieliłby z nami ciężar ponoszonych przez nas kosztów uprawiania downhillu.
Grzegorz: Pozyskanie sponsora oznaczałoby dla nas większą liczbę startów w sezonie. Koszty udziału w rundach Pucharu Polski nie są aż tak duże, abyśmy nie mogli ich udźwignąć sami, ale już koszty wyprawy na zawody stanowiące n.p. rundy Pucharu Europy czy Świata mogą przekroczyć nasze możliwości.
Czy team Biotop Racing, który zbudowaliście na ten sezon, ma składać się tylko z Was dwóch?
Mikołaj: Tak, jest to team rodzinny, w skład którego wchodzimy tylko my dwaj, ja i Grzesiek.
Będziecie rywalizować przez cały sezon w tej samej kategorii. To bratobójcza walka. Godzicie się na nią bez szemrania?
Mikołaj: Tak. Będziemy się wspierać. Innej drogi nie ma.
Ale to, że chcecie się wspierać, co w przypadku tak bliskich koligacji rodzinnych jest naturalne nie oznacza, że zastosujecie wobec siebie taryfę ulgową?
Grzegorz: Oczywiście, że nie. Każdy z nas ma na celu jedno: zwycięstwo.
Mikołaj: Myślę, że nie wynik będzie w naszej rywalizacji najważniejszy, choć nie ignorujemy go zupełnie. W sporcie jest tak, że raz się wygrywa, innym razem trzeba pogodzić się z porażką. Ale dla nas poza wynikiem liczyć się będzie także dobra zabawa i pożytecznie spędzony czas. Jazda na rowerze wyczynowym jest dla nas przyjemnością, jak dla narciarza szusowanie po stoku. Nie możemy o tym zapominać. I nie chcemy tej przyjemności sobie odmawiać.
Zapytam zatem na co powracający na rowerowy trasy po dłużej lub krótszej przerwie bracia Wincenciakowie liczą w tym sezonie? Czy znacie możliwości aktualnej czołówki, wiecie jak jeździ i w którym miejscu szeregu możecie się znaleźć?
Mikołaj: Wiemy jak jeździ czołówka, śledzimy jej wyniki przez cały czas. Wiemy też czego nam do niej brakuje.
Czego?
Mikołaj: Głównie siły. Nie stosowaliśmy żadnej diety, żadnych odżywek, nie realizowaliśmy żadnego cyklu treningowego bo nie startowaliśmy przez pewien czas. Bez tego nie da się zawojować świata.
Rozumiem, że przed tym sezonem, w związku z Waszymi planami startowymi jest zupełnie inaczej? Trenujecie, stosujecie odpowiednią dietę, przyjmujcie odżywki ...
Grzegorz: Tak. Poprosiliśmy o rozpisanie cyklu treningowego fachowca, od pewnego czasu ostro trenujemy. Właśnie powróciliśmy z tygodniowej wyprawy do San Remo.
Po co jeździcie aż do San Remo? To kawał świata. Nie ma bliżej ciekawych tras?
Mikołaj: We Włoszech trafiamy na znakomite warunki treningowe. Po pierwsze odpowiednia temperatura, o jaką trudno o tej porze roku na terenie Europy, po drugie dobrze przygotowana, długa, ośmiominutowa i męcząca trasa zjazdowa. Jeździliśmy nie tylko po niej. Odbyliśmy także kilka treningów na rowerach szosowych wyrabiając wytrzymałość.
Grzegorz: Nasz trening polegał na jak najczęstszym używaniu rowerów. Trasa, o której wspomniał Mikołaj, jest naprawdę doskonale przygotowana. Trenuje na niej praktycznie cała światowa czołówka. Wybieramy się tam przed inauguracja sezonu jeszcze raz.
Powróciliście po włoskich wojażach do kraju. Co teraz?
Mikołaj: Zajmujemy się wyrabianiem siły i ogólnorozwojówką. Odwiedzamy siłownię. Oczywiście jeździmy na rowerach. Tak będzie przez najbliższy miesiąc.
A potem?
Grzegorz: Potem znowu na tydzień do San Remo.
Kiedy pierwszy start w zawodach?
Grzegorz: 28 kwietnia. Będzie to pierwsza runda Pucharu Polski w downhillu rozgrywana w Wiśle.
Do inaugurującego sezon startu jest zatem jeszcze trochę czasu. Czy możecie już dzisiaj powiedzieć na co liczycie powracając na wyścigowe trasy? Co będzie Was satysfakcjonowało? Jaki wynik?
Mikołaj: Interesują nas oczywiście zwycięstwa. Chcemy zdobyć Puchar Polski i tytuł mistrza kraju.
To bardzo ambitne zamierzenia. Który z Was ma triumfować?
Grzegorz: Obojętne i tak wszystko zostanie w rodzinie.
Jacy rywale będą dla Was najgroźniejsi, słowem którzy kolarze mogą pokrzyżować Wam szyki?
Mikołaj: Wymieniam w tym miejscu trzy nazwiska: Michał Śliwa, Maciej Jodko i Sławek Łukasik.
Grzegorz: Dodaję do tego kilku innych zawodników, którzy podobnie jak my mają duży apetyt na sukces, są nieobliczalni i mogą zaskoczyć formą.
Czy w Waszych planach na ten rok znalazły się także jakieś starty zagraniczne?
Mikołaj: Tak, chcemy pojawić się w kilku rundach Pucharu Europy w zawodach kategorii XS, myślimy także o dwóch, trzech startach w rundach Pucharu Świata gdzieś blisko w Europie.
Ile zatem startów planujecie w tym roku?
Mikołaj: Około trzydziestu.
Będziecie chyba gośćmi w domu, a przy okazji także w firmie?
Grzegorz: Trochę tak, ale co nam z pieniędzy, z których nie będziemy mogli się cieszyć? Jesteśmy jeszcze ludźmi młodymi, chcemy się dobrze bawić i trochę podokazywać.
Jakiego sprzętu używać będą bracia Wincenciakowie podczas tegorocznego powrotu na downhillowe trasy?
Mikołaj: Mamy dobre rowery.
Co to znaczy?
Mikołaj: Może odpowiem tak: mój rower kosztował dwadzieścia tysięcy złotych. To wiele wyjaśnia w kwestii jakości tego sprzętu.
Grzegorz: Są to dwa takie same rowery, dla mnie i dla Mikołaja, choć przygotowane indywidualnie pod każdego z nas. Zanim wybraliśmy te modele przetestowaliśmy siedem innych.
Jaki musi być rower Wincenciaka?
Mikołaj: Lekki, wytrzymały i z dobrym zawieszeniem.
I takie są Wasze nowe rowery?
Tak. Właśnie takie.
Powiedzcie jeszcze na koniec proszę jaka impreza w tym roku będzie dla Was najważniejsza, słowem określcie swoje priorytety?
Grzegorz: Dla mnie będą to Mistrzostwa Polski.
Mikołaj: W przeciwieństwie do Grześka nie napalam się za bardzo na Mistrzostwa Polski, bowiem jest to impreza, w której mamy do czynienia tylko z jednym przejazdem i gdzie często o wyniku przesądza przypadek. Bardziej będzie mi zależało na Pucharze Polski. Chciałbym zwyciężyć w klasyfikacji generalnej tegorocznej edycji. Puchar Polski wygrywa kolarz najbardziej wszechstronny w przekroju całego sezonu.
Czego mogę Wam zatem życzyć u progu sezonu?
Mikołaj: Jak najlepszych wyników.
No to… jak najlepszych wyników!
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.