Miasto

Jan Dziadkowiec: Jeśli ktoś poprosi o pomoc nigdy nie odmawiam

Jan Dziadkowiec: Jeśli ktoś poprosi o pomoc nigdy nie odmawiam

 Jan Dziadkowiec: Jeśli ktoś przyjdzie do mnie i poprosi o pomoc nigdy nie odmawiam - w wywiadzie dla Sedna mówi myślenicki cukiernik

Najnowszy numer Sedna w kioskach od 10 grudnia

Przyzwyczailiśmy się do tego, że św. Mikołaj przynosi prezenty raz w roku. Tymczasem żyją wśród nas św. Mikołajowie, którzy rozdają prezenty przez cały boży rok. Jednym z nich jest Jan Dziadkowiec, myślenicki cukiernik, który nigdy na prośbę o pomoc nie powiedział: „nie”.

Rozdane przez Jana Dziadkowca słodycze i ciastka można by pewnie liczyć na tysiące. Kto wie jak żyłoby się nam dzisiaj, gdyby Janów Dziadkowców było w Myślenicach więcej? Z Janem Dziadkowcem rozmawiamy dzisiaj o: niesieniu radości innym, o cukierniczych tradycjach rodzinnych i o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia.

SEDNO: Zacznijmy może naszą rozmowę od spraw związanych z Pana działalnością charytatywną. Co raz słyszy się, że pomógł Pan tu i tam, że nie żałował Pan swoich wyrobów obdzielając nimi bezinteresownie potrzebujących. Zresztą wystarczy wejść do Pana cukierni i rozejrzeć się po jej ścianach, aby zobaczyć dziesiątki dyplomów i podziękowań od różnych organizacji i od osób fizycznych.

JAN DZIADKOWIEC: Kiedy organizuje się jakąś imprezę na przykład dla dzieci, ciastko na stole jest mile widziane. Dlatego, jeśli ktoś przyjdzie do mnie i poprosi o pomoc nigdy nie odmawiam.

Nawet jeśli jest to ktoś z ulicy, ktoś kogo nie znał Pan wcześniej?

Nawet wówczas. Przecież nawet jeśli kogoś nie znam, to przy tej okazji mogę go poznać, a już przy następnym spotkaniu nie będzie to dla mnie osoba nieznajoma.

No tak, tak proste, że aż oczywiste. Czy zdarzyło się Panu już odmówić komuś pomocy?

Chyba nie. Kiedy przychodzą do mnie ludzie i mówią: nie mamy kasy, ale chcemy cos zrobić dla dzieci, potrzebujemy trzydzieści, pięćdziesiąt, sto drożdżówek, to cóż prostszego: ciach, ciach, ciach i zrobione.

Czy Pańska otwartość i chęć niesienia pomocy ma może tradycje rodzinne? Czy Pański ojciec, który założył prowadzoną dzisiaj przez Pana cukiernię, też był kiedyś taki hojny?

Myślę, że pewnie tak. Ojciec zawsze był otwarty na innych ludzi, podobnie zresztą jak mama.

Chcę także w tym miejscu wspomnieć o mojej żonie. Jej otwartość i chęć pomocy innym miała bardzo duży wpływ także w moją działalność. Pamiętam, że podczas pierwszej wigilii u moich teściów przy rodzinnym stole nie brakło miejsca dla dwóch mieszkańców Domu Pomocy Społecznej. Od tamtej pory systematycznie wspieram DPS w Pcimiu.

Jak długo działa Pańska cukiernia?

Ojciec z Mamą założyli ją w 1957 roku, a więc jak łatwo obliczyć, funkcjonuje nieprzerwanie od 53 lat.

Czy jest to najstarsza cukiernia w Myślenicach?

Zdecydowanie tak. Wcześniej istniała tylko Spółdzielnia PSS. Z cukierni prywatnych, moja jest najstarsza w mieście. W 1957 roku ojciec założył ją w jednym z domów przy ulicy Niepodległości 22 wynajmując niewielkie pomieszczenie na zapleczu budynku, w 1962 roku zbudował dom, w którym cukiernia funkcjonuje do dziś.

W którym momencie wiedział Pan, że zostanie cukiernikiem i przejmie rodzinną firmę po ojcu?

Kiedy byłem małym chłopcem schodziłem do cukierni, gdzie pozwalano mi odciskać dziurki w drożdżówkach, ale wówczas jeszcze nie byłem pewien czy zostanę w tym fachu. Dopiero będąc uczniem podstawówki usłyszałem z ust rodziców przypuszczenie, że może przejmę kiedyś cukiernię od ojca. Potem, po ukończeniu szkoły podstawowej podjąłem naukę w szkole zawodowej na kierunku cukiernik. To był decydujący moment, który ukierunkował moją przyszłość.

Czy ma Pan już swojego następcę, który jak kiedyś Pan od swojego ojca, przejmie opiekę nad cukiernią od Pana?

Mam trójkę dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę, ale na razie nie widzę, aby któreś z nich pałało chęcią pracy w zawodzie cukiernika. Piętnastoletni dzisiaj Szymon był nawet w pewnym momencie zainteresowany cukiernictwem, ale szybko zrezygnował z niego na rzecz gry na gitarze i komputera (śmiech). Być może moja córka przejmie kiedyś cukiernię bo to ona właśnie najwięcej pomaga mi w jej prowadzeniu, umie już kręcić lody i przekładać je do kuwet, Zygmunt uwielbia natomiast robić pączki. Na chwilę obecną widzę to tak: Marysia będzie pracowała zaś chłopcy będą zarządzali (śmiech). Jest w nich potencjał przywódców zaś Marysia jest bardziej spokojna. Ma to po mnie (znowu śmiech).

Wróćmy jeszcze na chwilę do Pańskiej działalności charytatywnej. Jak długo trwa?

Od piętnastu lat współpracuję z pcimskim DPS - em. Była to pierwsza placówka, której starałem się pomóc. Potem przyszły inne akcje.

Czy ubiera Pan jeszcze fartuch i staje przy warsztacie, czy może Pańska rola polega już tylko na zarządzaniu cukiernią?

Zdarza się, że ubieram fartuch. Ale pełnię też rolę księgowej, kierowcy rozwożącego towar, zaopatrzeniowca.

Czy oferta Pańskiej cukierni to tzw. gotowce czy może są to też dzieła autorskie?

I takie i takie. Ciastka ala Dziadkowiec nie posiadamy jeszcze w ofercie, ale wszystko w tym względzie przed nami …

 Czy w Myślenicach odczuwa Pan dużą konkurencję, czy miejscowe cukiernie walczą o klienta?

Odnoszę wrażenie, że każda z myślenickich cukierni ma już swoją klientelę, swój własny, wypracowany przez lata rynek i że nie ma w tej branży na terenie Myślenic zbyt ostrej walki o pozyskanie nowych obszarów zbytu.

Proszę powiedzieć, czy w Pańskiej cukierni wykorzystuje się do dzisiaj receptury stosowane przed pięćdziesięciu laty jeszcze przez Pańskiego ojca?

Oczywiście. Przykładem na to może być pączek. Receptura tradycyjnego pączka nie zmienia się od pięćdziesięciu lat. Gdyby spróbować tamtego pączka i tego obecnego, smak byłby zapewne identyczny.

Czy chce Pan przez to powiedzieć, że przez pięćdziesiąt lat nie zmieniła się jakość produktów używanych do wykonywania pączków, takich jak choćby mąka?

Naturalnie, że się zmieniła. Myślę, że mąka dzisiejsza jest znacznie lepsza od tamtej, sprzed wielu lat. Ale nie ma to aż tak znaczącego wpływu na smak pączka.

Skoro o mące, ile zużywa jej Pan w swojej cukierni miesięcznie?

Około jednej tony.

Czy cukiernik, podobnie jak piekarz, pracuje także nocą?

Pracujemy od piątej rano. Chodzi o to, aby otwierając dwa nasze sklepy zaoferować rano klientowi drożdżówkę i pączka. A są tacy klienci, którzy kupują je codziennie i liczą na to, że dostaną u nas produkt świeży i smaczny. Nie możemy ich zawieść.

Czy to oznacza, że codziennie wstaje Pan o piątej rano?

Tak. Codziennie.

Podziwiam.

Nie mam innego wyjścia, ale proszę mi wierzyć, idzie się przyzwyczaić.

Święta Bożego Narodzenia tuż, tuż. Dla cukierni to zapewne czas wytężonej pracy. O ile procent wzrasta jej wydajność w takim okresie?

Co najmniej o trzysta procent.

Nie śpicie nocami?

Nie aż tak. Po prostu kilka dni przed świętami pracujemy nie po osiem, a po dziesięć, dwanaście godzin. Wcześniej przygotowujemy półprodukty, na przykład blaty różnego rodzaju ciast: francuskiego, drożdżowego, piernikowego …

Blaty, a cóż to takiego?

Połacie ciasta, które potem przekładane są kremem, marmoladą lub jabłkami.

Czy receptury na wszystkie te smakołyki ma Pan w głowie? Czy gdyby wyrwać Pana ze snu o dwunastej w nocy będzie Pan w stanie wyrecytować składniki danego produktu?

Tak. Raczej tak, choć niewykluczone, że od czasu do czasu jakiś składnik wymknie się z pamięci.

Który okres jest dla cukiernika trudniejszy: tłusty czwartek czy Święta Bożego Narodzenia?

W tłusty czwartek wykonujemy tylko jeden, najwyżej dwa produkty: pączki i faworki. Święta Bożego Narodzenia wymagają znacznie szerszego asortymentu.

Jakiego? Co Pana zdaniem powinno znaleźć się na polskim świątecznym stole jeśli chodzi o ciasta?

Absolutnie: makowiec, sernik, szarlotka i placek czeski zapiekany z orzechami.

Czy na Pańskim stole świątecznym można znaleźć wszystkie te ciasta, wszak znane powiedzenie mówi, że szewc bez butów chodzi?

Tak. W każde święta na moim stole nie brakuje żadnego z tych ciast.

A jakiego ciasta najwięcej, Pańskim zdaniem, spożywają mieszkańcy Myślenic w okresie świąt Bożego Narodzenia?

Jest to placek czeski zapiekany z orzechami jeśli chodzi o ciasta z kremem, wśród ciast drożdżowych bezapelacyjnie dominuje makowiec, potem szarlotka i sernik.

Ciekawi nas czy myśleniczanie w dzisiejszych czasach, czasach pogoni za pracą i obowiązkami wypiekają jeszcze sami ciasta w swoich domach jak miało to miejsce kiedyś, czy może już w większości zdają się w tym względzie na cukiernie, takie jak Pańska?

Powiem tak: na pewno są jeszcze tacy ludzie, którzy wolą wypiec ciasto w domu, w domowej, przedświątecznej atmosferze, ale większość zdaje się dzisiaj chyba na cukiernie. O ile łatwiej i szybciej nabyć ciasto w sklepie niż przyrządzać je samemu w domu. Poza tym dzisiaj w sklepach spożywczych można nabyć półgotowe ciasta produkowane przez znane firmy. Przyrządza się je szybko i bez problemowo.

Czy są to jednak ciasta o jakie nam w święta chodzi?

Pewnie nie. Na przykład kremówka reklamowana jako papieska z Wadowic powinna mieć podłoże z ciasta francuskiego, tymczasem ta sprzedawana w sklepie do zrobienia w domu ma je wykonane z biszkopta. Pytam zatem jaka to kremówka?

Czy jadł Pan kiedyś ową osławioną kremówkę wadowicką? Czy różni się smakiem od normalnej, zwykłej kremówki?

Jadłem i nie stwierdzam różnicy pomiędzy nią, a zwykłą kremówką. Patent jest jednak patentem i już.

Czy sam należy Pan do łasuchów? Czy dużo zjada Pan ciast wypieczonych przez siebie?

Nie. Czasem zjadam z obowiązku, kiedy w warsztacie próbuję smak danego wypieku. Nigdy jednak nie nakładam sobie ciastek na talerzyk, jak czyni to większość miłośników „słodkiego”. W tłusty czwartek zawsze zjadam pierwszego usmażonego pączka, aby stwierdzić czy jest taki jak powinien. Czasem, może raz w miesiącu, daję się skusić zapachowi rozwożonych przez siebie do sklepów drożdżówek i zjadam jedną z nich. To wszystko. Natomiast zdarza mi się ze smakiem próbować wypieków domowych. Kiedy jestem u jednej ze swoich ciotek, zawsze próbuję jej wypieków z myślą, że może uda się coś podpatrzeć i przemycić do oferty mojej cukierni.

Co w tym roku znajdzie się na Pańskim świątecznym stole z wypieków cukierniczych, kiedy zasiądzie Pan w Boże Narodzenie do niego wraz ze swoją rodziną?

Na pewno makowiec, na pewno sernik, na pewno ciasto drożdżowe z orzechami. Może jeszcze pierniki? Jabłecznik w tym roku odpuszczam.

Jak Pan sądzi ilu myśleniczan zasiądzie w tym roku do świątecznych stołów, na których znajdzie się makowiec od Jasia Dziadkowca?

Życzyłbym sobie, aby było ich jak najwięcej.

 

 JAN DZIADKOWIEC: urodził się 7 września 1968 roku w Myślenicach. W 1983 roku rozpoczął naukę w zawodzie cukiernika, w 1986 roku zdał egzamin czeladniczy, w 1992 roku egzamin mistrzowski. Od 1999 roku jest członkiem Komisji Egzaminacyjnej w Krakowie w zawodzie cukiernik. Odznaczony srebrną i złotą odznaką za szkolenie uczniów w rzemiośle cukiernictwo. Hobby: motoryzacja (od 1986 do 1990 roku startował w rajdach samochodowych, uzyskując licencję rajdową 1R), piłka nożna, ogólnie sport oraz filatelistyka.

W swojej działalności charytatywnej wspomagał m.in: Hospicjum Św. Łazarza w Krakowie,

Szpital Wojskowy w Krakowie (uroczystości związane z nadaniem imienia, otwarcie SOR-u)

Szpital Imienia Jana Pawła II w Krakowie, Międzynarodowe Warsztaty Kardiologiczne – Zakopane Kościelisko, Teatr w Stodole – Głogoczów (wraz z żoną otrzymał tytuł Mecenasa Sztuki), MOKiS w Myślenicach, Towarzystwo Gimnastyczne Sokół w Myślenicach, Szkoła Specjalna w Myślenicach, Maltańska Służba Medyczna, Ochotnicza Straż Pożarna, Kongregacja Kupiecka (pomimo, że nigdy nie należał do Kongregacji), Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie. Pomagał także i wciąż pomaga przy organizowaniu imprez dla dzieci na terenie Myślenic.

Powiązane tematy

Lucyna i Leszek Gowin: Nie zniechęcamy się
Miasto 11

Lucyna i Leszek Gowin: Nie zniechęcamy się

Lucyna Gowin: Bycie radnym, to zadanie na wiele lat. Uznałam, że lepiej będzie, aby pełnił tę funkcję mój mąż Leszek Gowin: Problemy mnie motywują. Nauczyłem się życiowej cierpliwości i wiem, że zawsze istnieje możliwość rozwiązania problemu

Krystyna Łętocha: Pozycja biblioteki nigdy nie będzie zagrożona
Kultura 16

Krystyna Łętocha: Pozycja biblioteki nigdy nie będzie zagrożona

"Uważam, że aby doprowadzić do wyprawy w egzotyczne kraje trzeba po prostu tego … bardzo chcieć". (...) ...biblioteka nie jest dzisiaj, jak niektórzy sądzą, instytucją skostniałą, przyprószoną kurzem" - wywiadzie dla Sedna mówi Krystyna Łętocha, kierownik Biblioteki Pedagogicznej w Myślenicach, a zarazem pasjonatka egzotycznych podróży

Komentarze (30)

  • Brak zdjęcia
    12 gru 2010

    100% prawda ludzie o wielkich sercach. Sam sie o tym kiedyś przekonałem nie znając jeszcze państwa Dziadkowców,poprosiłem o pomoc dla powodzian z Budzowa .Odpowiedz byla oczywiście pozytywna

    5 Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    12 gru 2010

    Wspaniały Człowiek,Wielka Rodzina,prawdziwi Przyjaciele.Ludzie o ogromnym sercu i hojnych dłoniach.Jestem świadkiem ich działań,które nie ujrzały światła dziennego. NIGDY nie oczekiwali poklasku.Wielcy w swojej skromności.Oni nie tylko osładzają nam zycie.Oni nam je niejednokrotnie ratują!!!!!

    5 Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    13 gru 2010

    Janek trzymaj tak dalej - tego co dobre się nie zapomina.....
    pozdrawiam

    4 Odpowiedz
  • 13 gru 2010

    Ooooo tak, te z czekoladą ciepłe, do porannej kawki , przepyszne :-)

    4 Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    12 gru 2010

    Uwielbiam drożdżówki z czekoladą od Pana Dziadkowca ... . Najlepsze, takie ciepłe z samego rano ! Pozdrawiam pana Janka i całą rodzinę, i młodych piłkarzy ;)

    4 Odpowiedz

Zobacz więcej