Obiecał rowerowi, że jeżeli go tam dowiezie, to zrobi mu zdjęcie z wieżą Eiffla
- 6 października 2019
Od Paryża dzielą go tylko trzy dni drogi. Postanawia dołożyć trochę kilometrów: „Byłem blisko i obiecałem mojemu rowerowi, że jeśli mnie tam dowiezie, to będzie miał zdjęcie z wieżą Eiffla”. Jak postanowił tak też zrobił, a doświadczenie w realizacji celów zbierał przez całą podróż i z każdym dniem był w tym coraz lepszy
Jak mówi Jacek Hreczański, każda wyprawa rozpoczyna się w głowie. Czasem pomyślimy, że fajnie byłoby coś zrobić, ale kolejna myśl powstrzymuje nas przed działaniem, a wystarczy się zdecydować. W ten sposób wsiadł na rower i tak w 46 dni przejechał ponad 3700 km z Myślenic do Santiago de Compostela.
W poprzednich częściach opisywaliśmy trasę przez Polskę, Niemcy i Belgię. Po nich przyszedł czas na Francję, czyli ostatni kraj dzielący go od celu jakim jest Hiszpania.
Po odpoczynku w Brukseli czas ruszyć dalej. Wyjazd ze stolicy Belgi zostawił po sobie lekką rysę na obliczu tego kraju. Dzielnica w której Jacek postanowił spędzić noc znajdowała się w samym centrum, co mocno odczuł nad ranem, bowiem w poniedziałek wywożone są tam śmieci. W odróżnieniu od gospodarki odpadów w Myślenicach, w Brukseli worki zostawiane są bezpośrednio na ulicy, co jak podkreśla podróżnik „ani nie wygląda dobrze, ani tym bardziej nie pachnie”.
Od Paryża dzielą go tylko trzy dni drogi. Postania dołożyć trochę kilometrów. Złożyły się na to dwa powody; „po pierwsze byłem blisko i obiecałem mojemu rowerowi, że jeśli mnie tam dowiezie, to będzie miał zdjęcie z wieżą Eiffla”. Jak postanowił tak też zrobił, a doświadczenie w realizacji celów zbierał przez całą podróż i z każdym dniem był w tym coraz lepszy.
Kilometry po odpoczynku szybko uciekają i w pewnym momencie orientuję się że już jest we Francji.
„Nie przywitała mnie żadna tablica, żaden znak. Zmieniły się tablice rejestracyjne i nazwy ulic” – wspomina Jacek. Obiecał sobie, że na wyjeździe sfotografuję tablicę z napisem „Francja” do kolekcji. Nie udało się. Francja nie przywitała go tak wylewnie jak mógł się tego po niej spodziewać. W pierwszym mieście do jakiego dotarł trafił na część ulic zastawionych barierkami. Większość sklepów była zamknięta, a prawie każdy z zakratowanymi oknami i ze ścianami naznaczonymi graffiti.„Wystarczyło wyjechać na wieś i wszystko wraca do normy…”.
Dopiero we Francji złapał swoją pierwszą w tej podroży gumę, a sprawdzian ze zmiany dętki zdaje na piątkę. Wieczorem znajduję kemping i już wie, że decyzja podjęta kilkanaście dni temu była dobra.
Francja okazuje się urocza, a podróż przez nią trwa o wiele dłużej niż zaplanował. „Co chwilę trzeba się zatrzymać i zrobić zdjęcie, nie da się inaczej”.
Kolejną noc spędza na plebanii. „Ksiądz przyjął mnie bez problemów. Rano nawet pomógł z poluzowanym błotnikiem i pożyczył mi pompkę do kół. Na drogę wyposażył mnie w medalik, jakby rozumiał, że dla mnie to nie tylko pielgrzymka w znaczeniu religijnym”.
W końcu dociera do Paryża. Stolica Francji nie zawiodła. „Pachnie pięknie, w tym czasie musiało kwitnąć jakieś drzewo, a architektura robi ogromne wrażenie”. W planie ma tylko dwa punkty, a zwiedzanie ogranicza do tego co pozostało z Katedry Notre-Dame i do wieży Eiffla.
„Żałowałem, że mogłem być tam tylko przez moment i postanowiłem, że kiedyś na pewno tu wrócę”. Wyjazd z miasta nie stanowi problemu, a poruszając się rowerem zajmuje to około dwóch godzin.
W dalszej podróży przez Francję widoki i pogoda są przepiękne, a dni mijają jeden za drugim na pokonywaniu kolejnych kilometrów i podziwianiu widoków. „Myślę, że podziwianie krajów z wysokości siodełka rowerowego, to dobry pomysł na wyprawę. Praktycznie co kilkanaście kilometrów widzę coś, co mnie zachwyca” – dzisiaj wspomina Jacek.
Sielankę przerywa jednak kolejna awaria, a z koła traci dwie szprychy. Dalej nie pojedzie. Od najbliższego miasteczka z kempingiem dzieli go sześć kilometrów, więc trzeba pchać rower. Po raz kolejny pomocy szuka na plebanii, jednak jedyny ksiądz w tej parafii był na wyjeździe. Jacek po raz pierwszy decyduje się na nocleg w hotelu.
„W każdym miejscu, gdzie czegoś potrzebowałem - po informacji, że nie mówię po francusku, kolejnym językiem na który przechodzili Francuzi był Angielski. Od początku podróży mój zasób słów był wystarczający, żeby się dogadać. Korzystałem też z pomocy translatora, co też jest przydatne”.
Ponieważ ten sposób nie należy do najtańszych, a wyprawa miała być budżetowa, kolejną noc spędza w parku. Musi odczekać aż serwis rowerowy zostanie otwarty. Ma na to cały dzień, dlatego realizuję pierwsze książkowe marzenie i zaczyna czytać „Małego Księcia”.
Wymiana szprych i łańcucha kosztowała go 38 euro. Może ruszać dalej. To jednak nie jest takie łatwe, bo trafił na falę upałów i poddaje się po przejechaniu 17 km. Kiedy temperatura rośnie do 37 stopni, dalsza jazda staje się mordęgą. Kolejnego dnia przyzwyczaja się do upałów i pokonuje 125 km przy temperaturze oscylującej w okolicach 35 stopni.
„W każdym miejscu, gdzie czegoś potrzebowałem – czy to był sklep, kemping, serwis rowerowy - po informacji, że nie mówię po francusku, kolejnym językiem na który przechodzili Francuzi był Angielski. Praktycznie od początku podróży mój zasób słów był wystarczający, żeby się dogadać. Korzystałem też z pomocy translatora, co też jest przydatne”.
Do granicy coraz bliżej i widać to zwłaszcza po roślinności. Rozłożyste palmy są już normą, a ilość zamków i pałaców po drodze satysfakcjonuje.
Kilometry nawijają się na koła roweru, „czas dzielę między jazdę, jedzenie ,spanie i czas na bycie sam ze sobą. Jak już wspomniałem droga rządzi się swoimi prawami każdego dnia mijam widoki które warto zapamiętać ( zdjęcie012) Raz zdarzyło mi się że ksiądz mi odmówił noclegu ale myślę, że była to wina problemów komunikacyjnych, a rozwiązaniem okazał się kemping, który znajdował się 200 metrów od kościoła.
Po fali upałów przyszła pora na ulewy i jedna z nich zaskakuje go w trakcie drogi. Chowa się w lesie. Już wie, że to będzie ciężki dzień przeplatany kolejnymi ulewami.
„Jazda na rowerze w takich warunkach nie należy do przyjemności, bo jak byś nie był ubrany, to po pewnym czasie i tak będziesz mokry”.
Napędza go myśl, że jeszcze tego samego dnia będzie nocował w Irun w upragnionej Hiszpanii. Droga przez deszcz staje się uciążliwa, ale widok zatoki Biskajskiej nawet tak pochmurnej dodaje energii.
Przejeżdżając przez most graniczny pada lekka mżawka, która zmywa z niego całodzienne trudy. Za sobą ma najdłuższy etap, ale jest szczęśliwy. Do celu już bardzo blisko. Przed nim ostatni etap podróży do wymarzonego Santiago de Compostela.
ciąg dalszy nastąpi.
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.
Ten zamek to Chinion , piękne miejsce. Każdemu życzę takiej wyprawy, zdecyduj się a nigdy nie będziesz tego żałował . Autor :)
gratuluję Jacek pomysłu i realizacji. Francja jest pięknym sporym krajem. kiedyś tzn w 2010 roku też z kumplem ruszyliśmy w Europę na 4 miesiące z rowerami i kamperem Westfalia. I też na miasto-info opisywana była ta podróż, Sie ma :-)