Dorota Ruśkowska: Jak się chce, to i na kopie siana można
- 26 września 2010
Teatr w Stodole powstał 4 lata temu. Czy trudno było Pani znaleźć grupę miłośników teatralnych desek, którzy mieliby dodatkowo czas na próby i przygotowanie spektakli?
Kiedy Teatr powstawał, byli już przy mnie miłośnicy. Z czasem ta grupa stawała się coraz większa, bardziej zróżnicowana wiekowo i zawodowo. Czas na próby zawsze był. Powiem tu coś, o czym niewielu wie. Ci ludzie przychodzili zagrać spektakl dla publiczności wprost z SOR-U. Pamiętny wirus Rota dziesiątkował zespół. Zna ktoś drugich takich zapaleńców? A ja ich mam w zespole.
Ile osób zaangażowanych jest w istnienie Teatru i czy wszyscy są mieszkańcami Głogoczowa?
To liczba wciąż bliżej nieokreślona. Ona wciąż się zmienia. Bywa tak, że ten przybytek Melpomeny nawiedza około 80 osób, a bywają miesiące, że tylko połowa z nich. To, ile osób pracuje na dobre imię tego Teatru widać na naszej rokrocznej Gali Teatralnej. To chwila, kiedy mogę podziękować wszystkim: aktorom, scenografom, scenarzystom, autorom dekoracji, kostiumów, osobom odpowiedzialnym za marketing, grupie cateringowej, osobom które mają ogromne pole do zagospodarowania jakim jest logistyka. Czasami trzeba skoordynować prace kilku takich działów Teatru. Ale aktorzy i ja niewiele zrobilibyśmy bez ich pracy. Podkreślę, pracy bez wynagrodzenia. A co do miejsca zamieszkania, to są w zespole ludzie z Głogoczowa, Myślenic, Trzemeśni, Stróży. W tej chwili nawiązujemy współpracę z prężnymi ludźmi z Pcimia oraz Sieprawia.
Grają u Pani aktorzy, którzy występowali na deskach teatru Leszka Pniaczka z MOKiS. Podbiera Pani aktorów innym, czy jest to jedyna możliwość realizowania się na tym polu – u Pani lub wspomnianego kierownika teatru w MOKiS?
Podbieram? A skąd! Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. Co to znaczy występowali? O ile wiem, oni wciąż tam są. To pasjonaci i gdyby był w pobliżu trzeci i czwarty teatr, to pobiegliby tam pracować. Uczciwie zadzwoniłam do Leszka Pniaczka i zapytałam go, czy jego aktorzy mogą zagrać u mnie. Otrzymałam odpowiedź godną szefa Teatru, że aktorzy nie są z nim związani umową, dlatego mogą grać gdzie chcą. Zresztą, sami aktorzy mówią, że oni nie są przypisani do desek któregokolwiek z tych teatrów. Dlatego nie ma tu konfliktu interesów. Pan Pniaczek i ja wiemy, że to czemu służymy jest ponadczasowe i nic nie będzie wstanie zniszczyć idei Teatru. Tu nie wierzmy plotkom. Nie ma animozji miedzy zespołami. I jeśli Pan Pniaczek wyrazi wolę, by któryś z aktorów Teatru w Stodole zagrał u niego, to nikt nie będzie robił przeszkód. Teatr to miejsce kultury i na chamstwo nie ma tu miejsca.
Chcę zaznaczyć, że Teatr pana Leszka Pniaczka i mój w żaden sposób nie konkurują, bo nie muszą. Każdy prezentuję odmienny repertuar. I każdy ma swoją publiczność. I mamy też publiczność wspólną. I cieszmy się, że na tak małym terenie, jakim jest powiat, mogą pracować dwa teatry.
Jak udało się Pani przekonać obecnych aktorów do przygotowywania spektakli? Trzeba ich było długo namawiać?
Oni sami mają potrzebę tworzenia. Teatr to dla nich rodzaj odskoczni od codzienności. Dla niektórych to psychoterapia podtrzymująca. Jeszcze raz zaznaczę. Pracuje z pasjonatami, a tych jak wiemy trzema namawiać do jednego - do odpoczynku. Cieszę się, że przyklaskują moim pomysłom. Pewnie kiedyś i mój zapał się wypali, ale wiem, że jak mnie zabraknie, oni będą dalej.
Zanim widz obejrzy spektakl, poprzedzają go liczne próby. Czy podczas nich dochodzi do nieplanowanych w scenariuszu wydarzeń?
O tych licznych próbach to jednak nie powiedziałabym… Nie mamy gdzie robić tych prób, bo sala wciąż jest zajęta. Dlatego spotykamy się z zespołem komedii – dorośli - w poniedziałek o godz. 20, a z zespołem podstawowym - ludzie młodzi - w soboty rankiem.
No to popatrzmy na to matematycznie. Próba raz w tygodniu przez dwa miesiące to ile to prób? No 8, czyli za 16 godzin ciągłej pracy pokarzemy Państwu spektakl. Tempo ogromne, a stres nie mniejszy niż w teatrze profesjonalnym. Ale już dzisiaj moi scenografowie zaczęli budowę dekoracji i scalanie elementów na scenie i proscenium. A co do nieprzewidywalnych scenariuszy… hmm no są takie zdarzenia. Ich kulis nie chciałabym ujawniać, ale powiem, że aktorzy bardzo się starają, by role budować. Wspieramy się wzajemnie i dzielimy doświadczeniami. O śmiesznych sytuacjach nie powiem, bo to wewnętrzna sprawa zespołu i proszę mi wybaczyć, ale bez uzgodnienia winnam im dyskrecję.
Jakie kolejne spektakle są już przygotowywane, co w najbliższym czasie wystawią aktorzy?
Podsumujmy. W tej chwili pełną parą idą przygotowania komedii kryminalnej, której premierę przewidujemy na 24 października. Na tapecie mamy dwa małe reedukacyjne spektakle. Pierwszy to „Spór o muchę”, drugi „ Dentystka”. Nasza scenarzystka Marzena pisze już II cześć Maynight. To nasz ubiegłoroczny hit. Przygotowujemy też z zespołem komedii niespodziankę dla kogoś wybitnego. A skoro niespodzianka, to nic nie powiem. Nie mogę. Naprawdę…
Na święta przypomnimy „Anioła w klatce”, a potem próby i przygotowania do Gali Teatralnej. Mnóstwo obowiązków przed nami, dlatego musimy dużo i szybko pracować. Oprócz tego zespół wciąż ćwiczy do różnych pokazów. Organizujemy aukcje, spotkania, wręczamy nagrody, budujemy ogrody marzeń. Tego ludzie się uczą! I to, co z pozoru wydaje się łatwizną, to w gruncie rzeczy ciężka, mozolna praca, żeby wszystko potem hulało jak w zegarku. Perfekcjonizm - to tego dąży mój zespół. A gdzie jeszcze spektakle wyjazdowe? Warsztaty teatralne?
Kto decyduje o repertuarze?
Różnie z tym bywa. Na początku linie repertuarową u nas kształtowali widzowie. Tak, tak oni nam mówili, co chcą obejrzeć. Do nas należało znalezienie tekstu i przygotowanie spektaklu. Potem ja sama się tym zajęłam. Szukałam scenarzystów. A nie dalej jak wczoraj jedna z moich aktorek, Marysia Pręcikowska, mówi: A może spróbujmy „Moralność Pani Dulskiej”? Dlaczego nie? Chcemy jeszcze w najbliższym czasie zmierzyć się z „Klimakterium” Nie, nie z tym naszym.
Kiedy zaraziła się Pani Teatrem?
Z tą chorobą zmagam się… odkąd pamiętam. Kiedy byłam małą dziewczynką i mama wypuszczała mnie samopas z domu, biegłam do moich koleżanek, Ali i Teresy Róg, i tam na scenie zbitej z beleczek - na tym czymś cięło się kiedyś drewno - odgrywałyśmy sceny dramatyczne, z wymyślanymi na poczekaniu tekstami. To jeden z pierwszych obrazów, jakie pamiętam. Zaraziłam się i choruję do dzisiaj. To stan przewlekły, niekończący się. Umrę razem z tą chorobą.
Jakie były początki Teatru, gdzie odbywają się próby i jak często?
Próby odbywały się raz w tygodniu. Kiedy zbliżała się premiera, to wtedy zdarzało nam się zrobić jedną próbę więcej, ale uzależnieni byliśmy od tego czy scena jest wolna. Czasami ćwiczyliśmy w pokoju kierownika Wiejskiego Domu Kultury albo w salce koła Gospodyń Wiejskich. Różnie. Na przykład pierwsze próby „Terapii” odbywały się w domach aktorów. Jak widać jak się chce, to na kopie siana można.
Czy mile widziani są nowi aktorzy, którzy chcieliby spróbować swoich sił właśnie na scenie?
Zawsze. U mnie nowych aktorów przesłuchuje zespół. Zadają adeptom pytania, etiudy. Śmieszna ta komisja, ale uważam, że to oni powinni decydować o tym, kto jest w ich zespole. Zresztą czas wiele weryfikuje. Byli u nas tacy, którzy nie wytrzymali tempa pracy, ogromu zajęć. Ale jest u nas 6 letnia aktorka Pati. Nasza bardzo zdolna maskotka. I okazuje się, że dla niej nie ma rzeczy trudnej. I pracuje co sobota, wyjeżdża na warsztaty, uczy się pilnie ról. Ale ona to kocha!
Gdzie do tej pory wystawiane były przedstawienia?
Niech pomyślę: Głogoczów, Kraków, Wadowice, Krzywaczka, Myślenice, Siepraw, Wola Skrzydlańska. Planujemy spektakle w Pcimiu oraz Kasinie Małej i gdzie nas poproszą.
To imponujące. Jak to możliwe, że w przeciągu 4 lat prowadzenia teatru udało się Pani doprowadzić do 11 premier. Teatr przy Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu wystawia jedną sztukę na rok…
Cud. Przepraszam, już poważnieję. To praca, entuzjazm, oddanie, organizacja, mecenasi i przyjaciele teatru. Wspaniali scenografowie, asystenci, aktorzy - to tajemnica naszego sukcesu. A Teatr przy MOKIS-ie ma inny repertuar. Nad dramatem trzeba czasami dłużej popracować. Ale to nie mnie trzeba o to pytać, tylko twórców tamtego Teatru.
„Terapia” to komedia napisana specjalnie dla grupy aktorów z Teatru w Stodole. Jak udało się Pani przekonać Marzenę Bieś, aby napisała sztukę? Jak do tego doszło?
Bóg mnie tam kiedyś do Niej zaprowadził. I od słowa do słowa zaczęłyśmy rozmawiać o pasji. Jej mama dodała, że Marzena myśli o tym, by kiedyś w przyszłości pisać scenariusze. No to mówię tak: Niech pani coś napisze dla mnie. Ja to wystawię. I stało się. Tak zrodziło się Maynight. Tak zrodziła się nasza współpraca z panią Marzenką. Kiedyś usłyszałam takie słowa: „O patrz, Marzena Bieś napisała, to idziemy. Ma dziewczyna już wyrobione nazwisko.
W zapowiedzi sztuki można przeczytać, że „Terapia” to komedia kryminalna, przeznaczona dla widza dorosłego. Czego powinien się on po niej spodziewać?
Dobrej zabawy. To historia 5 kobiet, przyjaciółek, które marzą o miłości, ale jak to bywa zamiast miłości pojawia się… kłopot, który ma na imię Marek albo Marian. Nie mogę opowiedzieć fabuły, bo co to za zabawa?
Będzie szokować, śmieszyć, oburzać? A może epatować wulgaryzmem i nagością?
A fuj! Jaka nagość? W naszym wieku? Ja kocham estetów i nie mogę ich uśmiercać w tak perfidny sposób. Będzie śmieszyć i uczyć. Przestrzegać. A dopisałam na plakacie dla dorosłych, bo poruszane tam tematy nie są kierowane do młodego odbiorcy. Ale 16 latkowie spokojnie mogą przyjść. Dojrzali 16 latkowie!
Sztuka odzwierciedla współczesną rzeczywistość?
O tak. A kto ją zna lepiej niż nasza scenarzystka?
Porusza współczesne problemy, ma zwracać na coś uwagę, czy wyłącznie śmieszyć?
Główny cel komedii to rozbawienie widza. Ale śmiech bywa różny: złośliwy, szyderczy - kiedy wesoło tylko innym, a osoba wyśmiewana cierpi. Albo jednoczący, wspólny -wesoło wszystkimi. I jest też śmiech pogodny, który pomaga sobie poradzić z przeciwnościami losu. Każdy będzie miał na tym spektaklu swój własny śmiech, w zależności co zauważy. Ja mam za zadanie bawić i uczyć. I Bóg mi świadkiem, że tego pragnę razem z moimi aktorami, asystentami, scenografami i całym zespołem Teatru.
Wśród aktorów wymienionych w informatorze wyróżniają się takie nazwiska jak Zdzisław Uchacz i Radosław Skałka – najbardziej chwaleni po premierze „Zemsty” podczas występu w MOKiS. W jakich rolach zobaczymy ich tym razem?
Proszę sobie wyobrazić, że zagrają role męskie. Ale poważnie, to dwa typy spod ciemnej gwiazdy, które nieźle namieszają w życiu kobiet. Zobaczymy na scenie również Renatę Piekarz, która w Maynight bawiła widza do łez próbą reanimacji. Będzie Marysia Tabor –Pręcikowska, która przejdzie samą siebie, będzie Beata Uchacz – kobieta, która wszystkich zaskoczy no i plejada gwiazd z pierwszego zespołu. Laureaci nagród Teatralnych Melpomeny: Klaudia Chrobak, Angelina Sroka I Mateusz Stachura. Warto przyjść i odetchnąć przez 70 minut z Teatrem w Stodole. Czekamy na każdego.
Powiem w tajemnicy, najgłębszej, że na każdym z naszych spektakli gdziekolwiek zagramy, aktorzy będą wyróżniać jedną osobę spośród publiczności, która od zespołu otrzyma prezent. Jaki? Znów nie powiem. „Teatr mój widzę Ogromny”.
Premiera "Terapii" odbędzie się 24 października w Teatrze w Stodole w Głogoczowie. Dowiedz się więcej
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.
jak bedzie w myslenicach to sie wybiore :D
To co robi p. Dorota Ruśkowska wzbudza we mnie szczery podziw! Chyle czoła i to szczerze! Postawa p. Doroty i aktorów udowadnia bowiem, że można zmieniać rzeczywistość wokół nas i nie potrzeba do tego ani specjalnych względów naszych lokalnych celebrytów ani wielkich pieniędzy! Wystarczy pasja i odrobina "szaleństwa"! Gratuluje i z niecierpliwościom czekam na sztukę!
Grę oceni widz.Ja wiem,ze ta dziewczyna to aktorka z urodzenia.Kocha i czuje scenę.Jeśli mam być obiektywna to takie samo zdanie mam o wszystkich aktorach ,którzy u mnie grają.Natalia zdobywa szlify aktorskie. jeszcze nas wszystkich mile zaskoczy.
A grę Natalii jak Pani ocenia?
Pani Doroto - kawał dobrej roboty, winszuję. Artykuł potwierdza zasadę że: "należy robić swoje" zaś konsekwencja determinuje sukces, coś dzięki czemu możemy (co widać na powyższych zdjęciach)częściej się uśmiechać :)
Pozdrawiam