Kacper Proszek - człowiek, którego pieczątki uratowały ludziom życie
- 6 grudnia 2024
Kilka dni temu w Kliszczackim Centrum Kultury w Tokarni swoją premierę miał film dokumentalny Wojciecha Pęcka.
Przedstawia w nim sylwetkę urodzonego w Zawadce Kacpra Proszka pseudonim „Echo”, który w czasie okupacji podrabiał pieczątki i dokumenty niemieckie, ratując dziesiątki ludzkich istnień
Jak dowiadujemy się z filmu, kapral Kacper Proszek, ps. "Echo", był dowódcą jednej z drużyn, która podlegała pod 2 batalion oddziałów terenowych myślenickiego obwodu Armii Krajowej „Murawa”.
"Kochany „Echo” w załączeniu przesyłam Ci do wykonania bardzo pilne pieczęcie, chodzi o pieczęcie kolejowe, które umożliwią naszym łącznikom komunikację z Warszawą. W związku z tym dołóż starań, aby to było jak najszybciej wykonane" - słyszymy w filmie wypowiedź Marii Raźniak, córki Kacpra Proszka.
Wnuk Jan Śliz dodaje, że "pieczęcie były podrobione tak dokładnie, że nie raz go sprawdzali i nie poznali, że to jest dziadek. Na początku nożyk do ich wycinania był zrobiony z normalnej kosy. Potem grawerował to patyczkami z kości słoniowej".
Z filmu dowiadujemy się, że "główne zadania drużyny dowodzonej przez kaprala „Echo” to działalność typu łącznikowego, przenosili rozkazy komendanta obwodu. Organizowali na przykład furmanki do transportu żołnierzy AK, zajmowali się organizacją kwater. Najciekawszym fragmentem działalności Kacpra Proszka była właśnie ta, dzięki której można było uzyskiwać fałszywe dokumenty tożsamości okupanta niemieckiego, czyli Kennkartę".
- Na rozkaz komendy myślenickiego obwodu AK kazano Kacprowi Proszkowi wykonać na podstawie oryginalnych odbitek, które wykonał „Dzidziuś” właśnie takie stemple. Zrobił je w lipowych klockach. Dzięki temu, kiedy była kontrola, ludzie mogli pokazywać Kennkartę. Pieczątki wykonane przez "Echo" z taką akrybiczną precyzją były nie do odróżnienia od tych oryginalnych - mówi w filmie dr Dariusz Dyląg.
"Tata był aresztowany. Siedział na Montelupich w Krakowie. Wybili mu zęby, żeby się przyznał, żeby jeszcze zdradził partyzantów. W 1949 roku usłyszał wyrok 8 lat. Ostatecznie zmniejszyli mu go do 5 lat. W 1995 roku zgłosiliśmy sprawę o unieważnienie wyroku i Sąd Wojewódzki w Krakowie wydał orzeczenie, że wyrok jest nieważny i że tata był niesłusznie represjonowany - dodaje córka "Echo".
- Jestem dumny z tego, że tak wielu ludziom pomógł - mówi Jan Śliz.
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.
Komentarze