Piotr Sikora: Nie jesteśmy w niczym gorsi
- 9 lipca 2010
Jest Pan tym myślenickim przedsiębiorcą, który jako jeden z pierwszych pojawił się ze swoją firmą w strefie przemysłowej zlokalizowanej na Dolnym Przedmieściu w Myślenicach. Przecierał Pan zatem szlaki. Jak wyglądały początki Pańskiej działalności?
Rzeczywiście, byłem chyba jednym z pierwszych przedsiębiorców, który postanowił wybudować w tym miejscu swoją firmę, w tym konkretnym przypadku budynek produkcyjno - handlowy o dużej powierzchni oraz piekarnię. Nie było łatwo. Każdy kolejny przedsiębiorca, który podejmował decyzję o zlokalizowaniu swojej firmy w tej strefie musiał zabiegać o wszystko sam. Grunty, które przeznaczono pod strefę posiadały druga klasę i aby uniknąć odprowadzania pokaźnych kwot do kasy Urzędu Marszałkowskiego przez okres dziesięciu lat, należało najpierw zmienić ich klasę czyli przeprowadzić wyłączenie spod produkcji rolnej. Na własny koszt sprowadziłem klasyfikatorkę, która pobrała próbki i na podstawie ich badań przekwalifikowała grunty nadając im czwartą klasę.
Czy gmina pomogła Panu w przekwalifikowaniu gruntów?
Nie. Nie otrzymałem także żadnej pomocy ze strony gminy. Nie otrzymałem jej także wówczas, kiedy w późniejszym czasie budowałem salon meblowy zlokalizowany nieco dalej, przy ulicy Słowackiego. Decyzją ówczesnej Rady Miejskiej grunt o powierzchni 5,38 ara gmina przeznaczyła pod budowę zakładów pracy. Poza podjęciem tej decyzji nie zrobiła jednak nic. Nie zagwarantowała nawet zjazdów z drogi wojewódzkiej, o które musiałem zabiegać sam. Sam też musiałem zatroszczyć się o media: prąd, gaz i kanalizację.
Jakiej pomocy oczekiwał Pan od gminy?
Kiedy budowałem salon meblowy w strefie wyznaczonej przez gminę, poprosiłem ją i MZWiK w Myślenicach o to, aby na swój koszt doprowadziły wodę z jednej strony ulicy na drugą. Stamtąd już każdy kolejny przedsiębiorca inwestujący w budowę zakładu mógłby doprowadzić ją do swojej działki. Potrzebowałem wody do budowy salonu. Burmistrz Maciej Ostrowski obiecał, że spełni moją prośbę. Czekałem na to … dwa lata. Przez ten czas zdążyłem postarać się o pozwolenie na budowę i projekt. Wysłałem na ręce burmistrza pismo z pytaniem na jaki zakres pomocy mogę liczyć ze strony gminy, chcąc wybudować obiekt o powierzchni 3800 metrów, w którym zatrudnienie znajdzie minimum 20 osób. Niestety, gmina stwierdziła, że nie będąc właścicielem gruntów nie może doprowadzić do niej prądu i gazu. Wciąż podtrzymywała natomiast obietnicę doprowadzenia wody. Przez dwa lata nic się w tej sprawie jednak nie działo. Poszedłem do burmistrza osobiście, aby zaprezentować mu projekt obiektu licząc na to, że kiedy go zobaczy szybciej podejmie decyzję o pomocy i doprowadzi w miejsce budowy wodę. Niestety włodarz nie spojrzał nawet na projekt. Podtrzymał natomiast obietnicę doprowadzenia przez gminę wody. Po dwóch tygodniach otrzymałem z urzędu pismo, że władną i kompetentną instytucją w sprawie doprowadzenia wody jest … MZWiK. Budynek o kubaturze 3800 metrów zbudowałem dowożąc wodę beczkowozami.
W konsekwencji wodę do swojej działki, na której stoi piekarnia doprowadził Pan sam?
Tak. Za własne pieniądze zbudowałem wodociąg zakończony hydrantem i zasuwą na terenie mojej działki. Piekarnia nie może przecież funkcjonować bez wody i musiałem jakoś ten problem rozwiązać. Ku mojemu zaskoczeniu do wykonanej przeze mnie magistrali MZWiK szybko podłączył kilka innych, okolicznych firm, rozbudowując, bez mojej zgody, kanalizację w stronę „Zakopianki”. Zwróciłem się zatem do tej instytucji z propozycją przekazania jej za zwrotem kosztów wykonanego przeze mnie wodociągu. Niestety bez echa. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak to jest, że gmina korzysta z wybudowanego przeze mnie wodociągu i nie chce za niego zapłacić? Na dodatek to ja muszę płacić gminie 2 procent podatku od wartości wykonanego przez siebie wodociągu. To jakaś paranoja.
Podobno zarabia Pan pieniądze ściągając opłaty od tych firm, które korzystają z wykonanej przez Pana magistrali wodociągowej?
To nieprawda. Pobrałem opłatę od tych firm, które chciały podłączyć się do zbudowanej przeze mnie stacji transformatorowej. O pobieraniu jakichkolwiek opłat za wodę słyszę po raz pierwszy.
Wracając do doświadczeń czy to właśnie doświadczenie w kontaktach z gminą, o którym wspominał Pan przed chwilą ma Pan na myśli?
No właśnie. Nie rozumiem dlaczego w strefie przemysłowej, w której działają m.in. Cooper Standard Automotive, a więc firma obca, przychodząca do Myślenic z zewnątrz gmina zabezpieczyła wszystkie media, wykonała drogi dojazdowe, oświetlenie, a w strefie, w której działają przedsiębiorcy lokalni, tacy jak ja, o chodnik czy oświetlenie nie możemy się doprosić. Nie wiem z jakich ulg korzystają trzy działające w tamtej strefie przemysłowej firmy, ale boli nas to, że zatrudniamy całkiem sporą liczbę ludzi, płacimy wysokie podatki, a żaden z nas nie skorzystał jak na razie z dobrodziejstwa gminy.
Jak duża jest Pańska firma, ilu ludzi zatrudnia?
76 osób. Do tego należałoby doliczyć jeszcze dziewiętnastu pracowników, którzy pracują w budynkach należących do mnie. Ogólna powierzchnia tych budynków to 6300 metrów kwadratowych.
A zatem jak duże podatki od nieruchomości odprowadza Pan do kasy gminnej?
W skali roku jest to kwota około 181 tysięcy złotych. W tej kwocie 44 tysiące złotych to pieniądze pochodzące z rozliczeń PIT.
Można zatem przyjąć twierdzenie, że jest Pan dostarczycielem całkiem konkretnych pieniędzy do budżetu gminy. Czy jest Panu miło, kiedy gmina tak traktuje swojego podatnika i przedsiębiorcę?
Nie, nie jest. Nie jest mi miło także wówczas, kiedy od innych słyszę jak traktowani są przedsiębiorcy lokalni na przykład przez gminę Dobczyce i tamtejszego burmistrza. Nigdy nie miałem okazji ku temu, aby w miłej atmosferze i konstruktywnie porozmawiać z naszym burmistrzem.
Pańskie kontakty z MZWiK w Myślenicach związane z siecią wodociągową nie są, z tego co nam wiadomo, jedynymi?
Niestety nie. Kiedyś wyczytałem w jakiejś gazecie, że krakowscy piekarze i cukiernicy płacą mniej za ścieki. Zwróciłem się zatem do MZWiK z propozycją, że na własny koszt zainstaluję w pomieszczeniu, w którym produkuję ciasto wodomierze. Chodziło bowiem o to, że woda pobierana do produkcji chleba i wyrobów cukierniczych nie powraca w formie ścieków jest bowiem jednym z surowców powstającego produktu i w związku z tym ilość odprowadzanych ścieków nie może być taka sama jak ilość pobranej wody. Stąd wzięła się moja propozycja zamontowania dodatkowych wodomierzy. Niestety prezes MZWiK dał mi do zrozumienia, że rozwiązanie takie nie jest możliwe, bowiem mógłbym wodę służącą do produkcji używać także do innych celów. Poczułem się jak pospolity złodziej. Tymczasem prezes MZWiK doskonale wiedział, że kierowana przez niego instytucja pobierała ode mnie opłatę za usługę, której nie wykonywała. Moja firma nie produkowała bowiem tyle samo ścieków, ile pobierała wody. Wiedziałem, że niektóre gminy rozliczały piekarnie na podstawie wskazań dodatkowych wodomierzy lub na podstawie zużycia mąki w piekarni. W Myślenicach tego systemu wprowadzić się nie da. W związku z powyższym zatrudniłem prawnika, który zasięgnął informacji o tym, jak ścieki rozliczane są w przypadku piekarzy w Krakowie i zagroził podaniem MZWiK do sądu antymonopolowego. Wówczas prezes wodociągów zmiękł i wyraził zgodę na zamontowanie wodomierzy w pomieszczeniu, w którym produkuję ciasta.
Jest Pan przedsiębiorcą, który prowadzi dwie duże firmy. Czy dotknął pana kryzys?
Oczywiście. Jak wszystkich. W tym roku widoczny jest ewidentny regres w branży meblowej. Tak źle dawno nie było. Pogorszeniu uległa także sytuacja piekarni. Jeśli nie ma się swoich punktów sprzedaży tylko dostarcza pieczywo np. do sklepów sytuacja może być bardzo trudna. Wszystko podrożało: paliwo, prąd, gaz, woda. W związku z tymi podwyżkami o podniesienie pensji postulują także pracownicy.
Wspomniał Pan o swoich punktach sprzedaży. W tej kwestii też ma Pan podobno nienajlepsze doświadczenia z gminą?
Wymyśliłem sobie kiedyś ruchomą sprzedaż pieczywa, taką z przyczep. Niestety ile razy poprosiłem gminę o udostępnienia miejsca pod te punkty na terenie miasta, tyle razy otrzymywałem odpowiedź odmowną. Skorzystałem zatem z ofert osób prywatnych wynajmując od nich miejsca, w których ustawiłem przyczepy. W ten sposób pieniądze z czynszów, które mogłyby trafiać do budżetu gminy trafiają do portfeli osób prywatnych.
Jak Pan sądzi, czy myślenickim przedsiębiorcom byłoby lżej, gdyby gmina nie bagatelizowała kwestii obniżenia podatków od nieruchomości i obniżyła je rzeczywiście?
Każdy obniżony podatek jest dla nas przedsiębiorców korzystny. Zależność jest prosta. Koszty mediów wciąż rosną, już o tym mówiłem, przedsiębiorca musi przecież myśleć o odłożeniu środków na remonty czy zakup nowych maszyn. W moim przypadku cena pieca do wypieku pieczywa wynosi 150 tysięcy złotych, inne maszyny też są bardzo drogie. Ceny wyrobu nie da się wywindować, bowiem nikt go nie kupi. Tymczasem gmina wciąż podnosi podatki, tłumacząc się, że tylko o wskaźnik inflacji. Gdybyśmy my przedsiębiorcy chcieli w takim tempie podnosić ceny za swoje wyroby, pewnie wiele firm musiałoby pogodzić się z bankructwem. Gmina znajduje się w tym lepszym położeniu, że wie, iż przedsiębiorca musi wyznaczony podatek zapłacić w przeciwnym razie poniesie karę. My, przedsiębiorcy takich możliwości nie mamy.
Jest jeszcze jedna, bulwersująca sprawa, w której ściera się zdanie i wola przedsiębiorcy, w tym wypadku Pana, z wolą i sposobem działania gminy. To sprawa działki, którą chce Pan nabyć, ale wbrew logice wciąż nie może?
Pomiędzy dwoma działkami, których jestem właścicielem ciągnie się ośmiometrowy pas nieużytku, który stanowił kiedyś koryto strumyka. Jego właścicielem jest gmina Myślenice. W 2006 roku chciałem odkupić ten kawałek ziemi i zgłosiłem taką wolę burmistrzowi. Gminie działka była niepotrzebna, mnie mogła pozwolić rozbudować obiekt, zagospodarować ogrodzenie. Początkowo gmina zdawała się akceptować naszą wolę zakupu. Przysłała nawet geodetę, który wyznaczył obszar działki oraz rzeczoznawcę, który dokonał jej wyceny szacując ja na poziomie 16 i pół tysiąca złotych. Zaakceptowałem cenę i podtrzymałem chęć zakupu działki, ale dopiero po dwóch latach procedur gmina ogłosiła przetarg na sprzedaż działki. Do przetargu przystąpiła tylko jedna firma. Moja. Nikt inny nie był zainteresowany działką, która nie posiadała uzbrojenia i dojazdu. Wpłaciłem wymagane wadium, ale nie dokonałem podczas przetargu postępowania cenowego licząc na to, że odbędzie się drugi przetarg i cena działki zostanie obniżona. Tymczasem nic z tych rzeczy. Udałem się zatem do burmistrza, aby zapytać dlaczego skoro tylko my chcemy nabyć tę działkę stwarza takie problemy. Odpowiedział, że musi dbać o dobro gminy. Jest to dla mnie odpowiedź kuriozalna, bowiem co to za dbałość o dobro gminy, skoro wiadomo, że nikt inny, z wiadomych względów działki nie zechce nabyć i pieniądze za nią nigdy nie trafią do budżetu gminnego. Poza tym jak można mówić o dobru gminy, kiedy gmina sprzedaje tak wartościową działkę, jak ta przy dworcu PKS bez przetargu i za tak zaniżoną cenę? Zwróciłem się w tej sprawie do przewodniczącego Rady Miejskiej oraz do radnych prosząc o rozpatrzenie tej kwestii i sprzedaż działki za cenę ustaloną przez rzeczoznawcę, ale niestety wolą radnych działka oddana została w zarząd MZWiK za darmo. Zastanawiam się tylko co MZWiK zamierza z nią zrobić, skoro jest to wciśnięty pomiędzy dwie moje działki pas nieużytku? Zastanawiam się jaki będzie cel przeznaczenia tej działki, skoro nie graniczy ona nawet z terenami MZWiK i nie posiada dojazdu?
Jak widzi Pan dalszą współprace z gminą, skoro jest ona nastawiona do Pańskiej działalności mówiąc delikatnie nieprzychylnie? Czy pomaga to w rozwoju Pańskiej firmy czy może przeciwnie?
Moglibyśmy korzystając z przychylności gminy i wyegzekwowania od niej tego co należy się przedsiębiorcom inwestującym na terenie miasta rozwijać się, zatrudnić więcej ludzi, tworzyć nowe miejsca pracy, odprowadzać większe podatki. Moje ośmioletnie doświadczenie w kontaktach z gminą zdaje się jednak przekonywać, że nie zależy jej, wbrew temu co wciąż podkreśla, na rozwoju przedsiębiorczości w naszym regionie.
Podobają Ci się nasze artykuły?
Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie.
Do tomka11 w coprze premie były, ale tylko w obietnicach. I nie wyssałem sobie tego z palca.
WIDZĘ Z POWYŻSZEJ WYPOWIEDZI ŻE KTOŚ TU OD SIKORY NIEŻLE PILNUJE ABY CZASEM KTOŚ PRAWDY O NIM NIE NAPISAL! KAŻDY WIE ZE PAN PIOTREK TO WYZYSKIWACZ, JEGO UCZCIWOŚC I POBOŻNOSC TO TYLKO POZORY. (dodam ze nigdy u niego nie pracowalem) DOBRZE ZE GMINA WSPIERA ZAGRANICZNE FIRMY, PRZYNAJMNIEJ TAKIE TRAKTUJĄ PO LUDZKU PRACOWNIKÓW, W COOPERZE MAJA PREMIE, USTAWOWE DNI WOLNE , URLOP WYKORZYSTANY CO DO DNIA, WSZYSTKIE SOCJALNE DODATKI! A CO PANIE SIKORA PAN PROPONUJE PRACOWNIKOM??? PRACE PO 12 GODZIN I UBEZPIECZENIE NA 1/2 ETATU!! >? KPINA I FAŁSZ
szanowna "pracowniku"
To nie władze gminne są od wymierzania sprawiedliwości za Twoje krzywdy tylko inspekcja pracy lub sąd pracy. Jeżeli czujesz się pokrzywdzona przez kogoś to nie obmawiaj, tylko dochodź swoich praw. Wywiad opisuje inny problem a takie wylewanie żali jeszcze bez konkretów, bez możliwości wyjaśnień z drugiej strony, bez opisania sytuacji to zwykle chamstwo. "Pewnie ktoś Cię wylał z roboty bo przychodziałaś pijana i kradłaś, kłóciłbym się co do wiarygodności Twojego posta"" - to jest poziom rozmowy jaki zaproponowałaś.
Gościu może ty pracujesz za 6zł, bo kwota którą napisałeś jest troche śmieszna. W cooper tyle się zarabia i to jeszcze na lini produkcyjnej 8godz. non stop. Lokalni przedsiębiorcy płacą znacznie więcej i do tego jeszcze są ludźmi. A nie wyzyskiwaczami takimi jak firmy które się pootwierały w strefie przemysłowj.
A jakie zarobki u tych przedsiębiorców-6 zł na godzinę czy płaca minimalna i umowa zlecenie?
Biedactwa ale ich władza gnębi,ledwie koniec z końcem wiążą.