Wywiad

Damian Nalepa: Oferta rozrywek w Myślenicach jest uboga

Damian Nalepa: Oferta rozrywek w Myślenicach jest uboga


Damian nalepa jest jednym z tych mieszkańców Myślenic, którzy nie godzą się z faktem, że oferta imprez kulturalnych w jego rodzinnym mieście jest tak uboga. Powołana przez niego grupa Na Własną Rękę wnosi w życie kulturalne miasta coraz to nowe pomysły, a Damian stał się ojcem chrzestnym wielu przedsięwzięć. Rozmawiali z nim dziennikarze Sedna

Darmowy Myślenicki Miesięcznik Powiatowy dostępny w sklepach na terenie powiatu o 9 sierpnia

SEDNO: Zanim przejdziemy do pytań związanych z Twoją działalnością, chcielibyśmy dowiedzieć się jaka jest geneza powstania „Na Własną Rękę”? Skąd wziął się pomysł na grupę i co było jego inspiracją?

DAMIAN NALEPA: Pamiętam, że w 2004 roku siedzieliśmy bezczynnie na jadanej z ławeczek w myślenickim parku na Zarabiu. Nic się nie działo. Wiało nudą. I wówczas postanowiliśmy zmienić ten stan rzeczy. Znaleźć dla niego jakąś alternatywę. Zorganizować imprezę muzyczną, która przyciągnęła by większą rzeszę słuchaczy. Powiedzieliśmy sobie: niech się wreszcie coś dzieje.

Gdzie odbyła się pierwsza impreza firmowana przez „NWR”?

W dawnym „Ambassadorze” czyli w dzisiejszym „Black and White”. Zaproponowaliśmy ówczesnemu właścicielowi hotelu na Zarabiu zorganizowanie imprezy muzycznej. Zgodził się. Ściągnęliśmy do Myślenic DJ-ów. Kiedy z perspektywy czasu przyglądam się organizacji tamtej imprezy widzę ile było w niej niedociągnięć. Bilety rozprowadzaliśmy bezpłatnie zaś o imprezie ludzie dowiadywali się jeden od drugiego. Znalazł się nawet jeden sprytny Polak, który wydrukował bilety i bez naszej wiedzy rozprowadzał je w cenie 10 złotych za jeden.

Wyszliśmy zresztą na imprezie jak przysłowiowy Zabłocki na mydle. Właściciel „Ambassadora” okazał się mało rzetelny i z obiecanych pieniędzy za organizację imprezy nie zobaczyliśmy ani grosza. Ale tak naprawdę nie o pieniądze nam chodziło. Raczej o to, aby udowodnić sobie i innym, że można w Myślenicach, bez wielkiego budżetu i zadęcia zorganizować imprezę, która zainteresuje ludzi oraz że działanie ożywia scenę rozrywkową Myślenic, że coś się jednak dzieje.

Podobno impreza okazała się strzałem w dziesiątkę?

Myślę, że tak, skoro przyszło na nią około czterystu osób. Sądzę, że gdybyśmy wydrukowali o trzysta biletów więcej przyszłoby pewnie siedemset. Ta wysoka frekwencja utwierdziła mnie w przekonaniu, że w Myślenicach istnieje zapotrzebowanie na tego typu rozrywkę.

Czy powodzenie tamtej imprezy było dla Ciebie sygnałem, że realizacja pomysłu, jaki urodził się na ławeczce w parku zmierza w dobrym kierunku?

Nie rozumowałem wówczas tymi kategoriami. Chcieliśmy zrobić coś ciekawego, coś nowego nie oglądając się na pieniądze. Dlatego nie zrażeni tym, że pierwsza impreza nie przyniosła nam konkretnego wymiaru materialnego postanowiliśmy pójść tym tropem i zorganizować następną.

Czy była to także impreza DJ-ska?

Tak. Zaprosiliśmy do udziału DJ-ów z Myślenic grających na owe czasy muzykę nowatorską, m.in. drum and buss, choć wśród wykonawców znalazł się także DJ grający muzykę taneczną. Liczba uczestników imprezy jeszcze raz przekonała mnie o tym, że w Myślenicach istnieje głód na tego rodzaju przedsięwzięcia.

Nie miałeś obaw, że nowatorska muzyka nie znajdzie zwolenników, że pomysł, mówiąc najkrócej, odbije się od ściany i zginie śmiercią naturalną?

Nie. Nie miałem zbyt wiele do stracenia, a dużo do zyskania. Chciałem oswoić ludzi z nowymi klimatami muzycznymi. Zresztą nie były to klimaty zupełnie nowatorskie, bowiem na zachodzie Europy tego typu muzykę grano od dawna. Początki nie były łatwe, słyszałem jak dwie dziewczyny pytały się nawzajem jak przy tej muzyce tańczyć, jak się bawić. Dzisiaj tamte klimaty wzbudzają we mnie i nie tylko we mnie śmiech, bowiem są już nowe, inne, bardziej nowatorskie i ciekawsze.

Nazwa stworzonej przez Ciebie grupy sugeruje, że działasz w pojedynkę, na własne konto, bez niczyjej pomocy?

Trudno jest wymagać od innych, aby włączyli się czynnie w coś co jest tworem nieformalnym. Ludzie niechętnie angażują się w tego typu przedsięwzięcia. Ale są tacy, którzy pomagają. Dzięki nim znajdują się pieniądze na drukowanie plakatów czy na promocję danej imprezy.

Czy „NWR” jest grupą działającą doraźnie czy może ma swoją wizję przyszłości, chce zaistnieć na dłużej, ma na to pomysł?

Nie zamierzam rezygnować z tego co robię, ale moim zamiarem nie jest też poszerzanie obszaru działalności. Chcę skupić się na moim mieście, stąd przecież pochodzę, tutaj się urodziłem, tutaj żyję. Chcę urozmaicać ludziom życie, oferować wciąż nowe formy rozrywki. Na razie nie wiem jednak jaki ta działalność przyjmie w przyszłości kierunek.

Powiedziałeś na wstępie naszej rozmowy, że w Myślenicach nic ciekawego się nie dzieje. Możesz rozwinąć tę myśl?

Rozwinę ją krótko. W najbliższym czasie oferta rozrywek jest dość uboga, Rajd Krakowski, trial i … tyle (rozmowa z Damianem Nalepą miała miejsce 14 lipca br. – przyp. WB).

A imprezy organizowane przez MOKiS, przez „Dom Grecki”?

Są to imprezy, moim zdaniem, skierowane do zupełnie innego odbiorcy, imprezy o innym charakterze, niż te które organizuje NWR.

Wróćmy do muzyki. Organizowane przez Ciebie imprezy to muzyka inna od tej, do jakiej przyzwyczajona jest większość słuchaczy, nie zawsze trafia w szerokie gusta. Jak Ty sam podchodzisz do tych zagadnień, jesteś zwolennikiem jakiegoś wybranego gatunku muzycznego?

Staram się unikać jakiegokolwiek zaszufladkowania.

Czy w związku z tym widziałbyś na przykład koncert, w którym DJ wystąpiłby wspólnie z Myślenicką Orkiestrą Kameralną?

Jeśli tylko taka forma znalazłaby uznanie wśród słuchaczy, dlaczego nie?

Czy Twoje ambicje sięgają importowania do Myślenic wyrafinowanych form muzycznych?

Czy wyrafinowanych, nie wiem, ale na pewno z wyższej półki. Grał dla nas między innymi DJ Metalcut, który został ogłoszony najlepszym DJ-em w Polsce przez prestiżowe pismo DJ Magazyn.

Czy Twoim zdaniem można w niedużym mieście jakim są Myślenice, przy niewielkim budżecie sięgającym kilku tysięcy złotych zorganizować imprezę, która przyciągnęłaby szerokie rzesze słuchaczy?

Uważam, że tak. Niski budżet wcale nie oznacza małego zainteresowania imprezą ze strony potencjalnych jej uczestników czy słuchaczy. Warto próbować, bowiem właśnie tego rodzaju działania mają sens i przyszłość.

Porozmawiajmy przez chwilę o największej sezonowej imprezie w Myślenicach jaką są Dni Myślenic. Zdania co do jej formuły są podzielone, jedni twierdzą, że ta obecna jest OK, inni, że impreza powinna być rozbita na kilka mniejszych, trwających przez okres całych wakacji i pochłaniać mniej środków finansowych, jeszcze inni, że powinna promować rodzime zespoły. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Osobiście nie zmieniałbym formuły Dni Myślenic, bowiem uważam, że tego typu impreza też jest potrzebna, ale na pewno zaproponowałbym  działania, które ożywiłyby ją i spowodowały, że z roku na rok przynosiłaby ze sobą coś nowego, ożywczego. Może byłaby to dodatkowa scenka, jak już to kiedyś proponowaliśmy? Chodzi o to, aby ludzie mieli wybór: chcę posłuchać Beaty Kozidrak, idę i słucham, chcę posłuchać zespołu grającego muzykę alternatywną, idę i słucham. Promowanie lokalnych zespołów na głównej scenie podczas Dni Myślenic nie jest dobrym pomysłem. Zespoły źle się na niej czują, odbiór przez słuchaczy też jest raczej znikomy choćby przez wzgląd na samą godzinę występu. W tej sytuacji alternatywna scena byłaby dobrym wyjściem.

Kiedyś już proponowaliście taką scenę?

- Tak. Dwa lata temu, podczas trwania Dni Myślenic. Niestety nikt, w tym gmina Myślenice, nie podjął tematu i sprawa rozeszła się po kościach.
Imprezy muzyczne nie są jedynym obiektem Twojego zainteresowania i działalności.

Niedawno odbyła się w progach Muzeum Regionalnego „Dom Grecki” duża impreza dla dzieci i młodzieży. Co to za projekt?

Realizowaliśmy go wspólnie z Natalią Nowacką, młodą artystką z Myślenic, absolwentką krakowskiej ASP. Był to projekt w ramach programu Młodych Animatorów Kultury, pieniądze pochodziły z Fundacji „ę”. Złożono dwieście wniosków. Mój znalazł się wśród tych, które otrzymały akceptację, a co za tym idzie dofinansowanie. Zorganizowaliśmy wspólnie z Natalią warsztaty w Muzeum Regionalnym „Dom Grecki”. Przewinęło się przez nie 170 osób. Musieliśmy zastosować system: kto pierwszy, ten lepszy, tylu było chętnych do udziału.

Czyli projekt udany?

Myślę, że tak. Planujemy już drugą jego edycję w przyszłym roku.

Jakie działania zaproponowaliście w ramach projektu?

Przez cztery dni trwały w murach „Domu Greckiego” warsztaty. W pierwszy dzień ilustracyjne, podczas których dzieci tworzyły swoje własne komiksy, w drugi dzień druku na tkaninie czyli tworzenie nadruków na koszulkach, trzeci dzień szablonowego grafitti zaś w czwarty DJ-skie. W ramach projektu odbył się także wernisaż wystawy grafiki młodych artystów wrocławskich oraz wykład profesora krakowskiej ASP Dariusza Vasiny na temat: dlaczego warto czytać komiksy.

Czy na lokalnym rynku są jeszcze inni animatorzy kultury podobni do Ciebie, czy czujesz oddech konkurencji na plecach?

Gdyby istniała konkurencja, byłoby to tylko z korzyścią dla miasta.

A Face 2 Face?

Z Face 2 Face współpracuję i chciałbym nadal. Chłopcy mają pomysły i potencjał. W Parku Przygody na Zarabiu można organizować naprawdę fajne imprezy.

Jakie plany na przyszłość?

Myślę o zorganizowaniu festiwalu, chcę także pomóc przy realizacji inicjatywy, która wyszła od właścicieli „Black and White”. Chodzi o powstanie klubu muzycznego, w którym odbywałyby się cykliczne imprezy muzyczne. Na razie w każdą ostatnia sobotę miesiąca organizuję swoje imprezy i chcę to robić nadal.

Powiązane tematy

Zbigniew Papierz: Kadencja burmistrza dwa razy po pięć lat
Miasto 58

Zbigniew Papierz: Kadencja burmistrza dwa razy po pięć lat

W niektórych gminach umiejętność oceny sytuacji i przygotowanie niektórych radnych są katastrofalne. Dominuje wstrętne lizusostwo wobec burmistrza, wójta, czy partii – mówi Zbigniew Papierz, radny i przewodniczący RGM w latach 1990-94 oraz radny powiatowy I kadencji w latach 1998-2002

Piotr Sikora: Nie jesteśmy w niczym gorsi
Miasto 47

Piotr Sikora: Nie jesteśmy w niczym gorsi

Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak to jest, że gmina korzysta z wybudowanego przeze mnie wodociągu i nie chce za niego zapłacić? Na dodatek to ja muszę jej płacić 2% podatku od wartości wykonanego przez siebie wodociągu. To jakaś paranoja – w wywiadzie dla Sedna mówi Piotr Sikora, myślenicki przedsiębiorca

Komentarze (12)

Zobacz więcej

Zawód bloger. Czyli życie jak serial
Wywiad 9

Zawód bloger. Czyli życie jak serial

Jadą do Australii i będą kręcić o sobie serial. Ich przygody w samochodzie przerobionym na dom, każdego dnia śledzą tysiące internautów. Alicja Kordula i Konr...