Miasto

Zbigniew Papierz: Kadencja burmistrza dwa razy po pięć lat

Zbigniew Papierz: Kadencja burmistrza dwa razy po pięć lat
- Obserwując, z racji swoich zawodowych obowiązków, działania niektórych gmin stwierdzam, że umiejętność oceny sytuacji i przygotowanie niektórych radnych są katastrofalne. Dominuje wstrętne lizusostwo wobec burmistrza, wójta, czy partii – mówi Zbigniew Papierz, radny i przewodniczący Rady Gminy Myślenice pierwszej kadencji w latach 1990-94 oraz radny powiatowy pierwszej kadencji w latach 1998-2002

Najnowszy numer Sedna w kioskach od 10 października

SEDNO: Myślę, że nie od rzeczy będzie rozpocząć naszą rozmowę od przypomnienia, że ma Pan za sobą okres solidarnościowy. Pełnił Pan w związku odpowiedzialne role?

ZBIGNIEW PAPIERZ: Tak. W sierpniu 1979 roku odbyłem staż i podjąłem pracę w nieistniejącym dzisiaj Zakładzie Inwestycji i Budownictwa (ZIB - ie). W sierpniu następnego roku doszło do pamiętnych porozumień i wówczas zostałem wybrany szefem komisji zakładowej NSZZ „Solidarność”.  Podczas zjazdu regionalnego Małopolski zostałem wybrany do Zarządu Regionu Małopolska oraz uzyskałem mandat delegata na I Krajowy Zjazd Solidarności. Uczestniczyłem w nim jako młody człowiek i to pierwsze zachłyśnięcie się prawdziwą wolnością będę pamiętał do końca życia. Pełniłem także funkcję szefa delegatury myślenickiej NSZZ „Solidarność”.

W okresie stanu wojennego jako przedstawiciel Myślenic uczestniczyłem w pracach podziemnych regionalnych struktur Związku. Prowadziliśmy akcje rozprowadzania ulotek, gazetek, a w wakacje 1982 i 1983 roku zorganizowaliśmy wypoczynek dla rodzin internowanych przyjmując w Myślenicach i w Pcimiu kilkadziesiąt osób. Działałem wówczas w ramach Arcybiskupiego Komitetu Pomocy Więźniom i Internowanym który 19 lutego 1982 roku utworzony został przez kardynała Franciszka Macharskiego

Ma Pan za sobą także okres działalności w samorządzie myślenickim. Czy praca w nim była w Pana przypadku naturalną konsekwencją działalności związkowej?

Tak. Naturalnie. Fakt, że należałem do związku i że w okresie stanu wojennego działałem w strukturach podziemnych stały się powodem tego, że znalazłem się w gronie osób budujących podwaliny samorządności w Myślenicach.

Czy ideały, jakie przyświecały Panu i tym, którzy jako młodzi ludzie działali w „Solidarności” przeniosły się na działalność samorządową?

Pewnie tak. „Solidarność” w 1980 roku pokazała ludziom na czym polega demokracja. Zaszczepiła ją w nich. Oprócz demokracji także wolność, którą wszyscy chłonęli wówczas łapczywie. Mieliśmy także poczucie ogromnego sukcesu. Tkwiła w nas wiara i chęć pracy społecznej, był to czas przełamywania barier, czas którego klimatu nigdy chyba nie da się już powtórzyć.

Czy z biegiem lat ideały solidarnościowe przekładane na prace w samorządzie umacniały się w Panu czy może tracił Pan wiarę w to, że przetrwają próbę czasu?

Nigdy nie klasyfikowałem zdarzeń pod tym kątem natomiast idealistą chyba zostałem do dziś.

Czy dzisiaj, po dwudziestu latach od czasu początków samorządności budowanej tutaj, na terenie Myślenic, nie odnosi Pan wrażenia, że ideały głoszone przez „Solidarność” zostały roztrwonione, zagubione, czy nie czuje Pan zawodu?

Różne były oczekiwania ludzi, ale przeważała chęć normalnego życia, a przede wszystkim wolności. W moim przekonaniu ideały „Solidarności” są wciąż obecne wśród nas, żyjemy przecież w zupełnie innym, bardziej normalnym świecie, jesteśmy wolni, jest demokracja i chociaż możemy ją dzisiaj różnie z perspektywy czasu oceniać, to jednak jest i dla mnie osobiście fakt ten oznacza zwycięstwo.

Mówiąc szczerze nie oczekiwałem świetlanej przyszłości, bo też na czymże ta świetlana przyszłość miałaby polegać? Że będzie istniał świat bez problemów, bez specjalnego wysiłku dostarczający dóbr materialnych i duchowych na znacznie wyższym poziomie niż w dobie realnego socjalizmu? To utopia. Jestem wolny i zakres mojej wolności nie zależy od widzimisię kacyka partyjnego i to mnie całkowicie satysfakcjonuje. Reszta to kwestia ciężkiej pracy.

Kiedy przyglądamy się dzisiaj wojnie pomiędzy PO, a Pis - em odnosimy wrażenie, że jednak pewne wartości uległy dewaluacji, ot choćby wspomniana przez Pana demokracja.

Wojna, jak Pan to nazwał, pomiędzy PO i Pis - em mało mnie obchodzi, ale faktem jest że obie strony, pozostałe partie również, odwołują się wyłącznie do emocji społecznych i na nich bezwzględnie grają, niszcząc przez to wartości i autorytety. Politycy nauczyli się dzisiaj działania poprzez media, polegającego na trafianiu w emocje ludzi, co gorsza uznają to za jedyną skuteczną drogę do sukcesu. I chyba niestety mają w tym akurat sporo racji.

W 1989 roku takiego zjawiska w ogóle nie było. Liczyły się wówczas: zaangażowanie, program, chęć, nie zaś piar, choć między Bogiem, a prawdą pierwsze wybory wygrywało się dzięki zdjęciu z Wałęsą, kto je miał, ten wygrywał. Nawet jeśli nie miał programu, to skoro stał koło Wałęsy, musiał być porządnym człowiekiem. Współczesna polityka nauczyła się wykorzystywać wszechobecne media, nauczyła się manipulować emocjami społecznymi i na tym bazuje. Rodzi się pytanie: ile ma to wspólnego z poczuciem patriotyzmu, poczuciem odpowiedzialności za kraj? Czy potrafimy w Polsce A.D. 2010 zdefiniować co to jest współczesny patriotyzm? Nie wrzeszczmy głupio „Tu jest Polska”, Ona ma być w naszych sercach.

Jak ocenia Pan z perspektywy dwudziestu lat istnienia samorządności jej rozwój? Był Pan przecież człowiekiem, który ją tworzył.

Reformę samorządową uważam za udaną, ale nie wiem czy już potrafimy z niej skutecznie korzystać. Popełniamy grzech zaniechania i zbyt łatwo, niepotrzebnie, oddajemy inicjatywę innym, a potem wiecznie narzekamy że rzeczywistość skrzeczy. Obserwując, z racji swoich zawodowych obowiązków, działania niektórych gmin stwierdzam, że umiejętność oceny sytuacji i przygotowanie niektórych radnych są katastrofalne. Dominuje wstrętne lizusostwo wobec burmistrza, wójta, czy partii. Wygląda to w ten sposób, że najczęściej radni głosują automatycznie nie zastanawiając się nad tym co głosują i dlaczego.

Pamiętam, jak kilka lat temu byłem na sesji w jednej z niedużych gmin poza powiatem myślenickim i podczas obrad odosobniony opozycjonista mówił same rozsądne rzeczy, widać było, że jest do sesji doskonale przygotowany i zorientowany w temacie, mówił krótko i rzeczowo, ale nikt na sali go nie słuchał. Reszta radnych czytała gazety, dłubała w nosie bądź w zębach i czekała tylko, aby mówca skończył swój wywód. Potem oczywiście szybko go przegłosowali i … rozeszli się do domów. Najzabawniejsze, a może najtragiczniejsze jest to, że za miesiąc, na następnej sesji, wszystkie uwagi opozycjonisty wprowadziłem do projektu uchwały jako swoje autopoprawki. T

ym razem zostały, bez żadnych uwag i bez żadnej dyskusji, zaakceptowane przez Radę jednogłośnie. Sesja trwała nie więcej jak 20 minut. Radni pobrali diety i zniknęli. Wszyscy, oprócz tego jednego opozycjonisty, należeli do komitetu wyborczego miejscowego wójta, a wójt był dumny z tego że w gminie jest spokój i że ma Radę po swojej stronie. O tej gminie trudno mówić, że w niej reforma samorządowa zwyciężyła, a podstawowe standardy demokracji i samorządności zostały zachowane.

Czy zastanawiał się Pan nad tym jak można by zaradzić takim sytuacjom?

Myślę, że są dwa dobre pomysły, które mogą wyeliminować taką patologię. Pierwszy to wprowadzenie okręgów jednomandatowych na wszystkich szczeblach samorządu, oraz w wyborach do sejmu. Na marginesie uwaga. Jeżeli zostaną wprowadzone okręgi jednomandatowe w wyborach do sejmu i jednocześnie liczba posłów zostanie zmniejszona to my myśleniczanie na tym stracimy. Tylko przy obecnej liczbie posłów, jest szansa, że każdy powiat będzie odrębnym okręgiem wyborczym. Niestety coś za coś.

Drugi to ograniczenie kadencyjności pełnienia funkcji radnego, wójta, burmistrza do najwyżej dwóch pięcioletnich kadencji, dokładnie według zasady jaką przyjęto w wyborach Prezydenta RP. Korzyść jest oczywista: mniej koterii, mniej układów, mniej walki o reelekcję, więcej kreatywności. Dzięki zrównaniu kadencji sejmu , senatu, rad, burmistrzów i wójtów z kadencją Prezydenta RP i Parlamentu Europejskiego, można kumulować wszystkie wybory w jednym akcie wyborczym co pięć lat, dzięki czemu zaoszczędzimy setki milionów złotych z naszych podatków. Nie wspomnę o poprawie zdrowia psychicznego Narodu nękanego bez przerwy kampaniami wyborczymi.

Nawiązując do tego co Pan powiedział o radnych, którzy dłubią w zębach i w nosie. Co się Panu marzy, czy taka rada mędrców, która dyskutuje, myśli, ma odmienne zdanie na ten sam temat?

Wszystko zależy od jakości radnych. Jeżeli są to ludzie rozumni, skłonni do kompromisów, zdecydowanie, ale bez zacietrzewienia broniący swojego zdania, to wszystko będzie dobrze. Najgorzej jest wówczas kiedy z jednej strony władza forsuje swoje zdania na zasadzie: Ja Władza mam zawsze rację, a wy robaczki tam na dole z waszymi małymi rozumkami, nie podskakujcie za dużo, albo kiedy radny chce załatwić swój mały interesik i władzy się bezwstydnie podlizuje, ale również kiedy radny, opozycjonista z zaciętością warchoła mówi nie bo nie i nie ma na niego rady. Przed taką władzą i takimi radami uchowaj nas Boże. Jeśli już ktoś decyduje się na to, że będzie radnym, powinien mieć świadomość tego, że taka decyzja powoduje pewne konsekwencje. Radny musi poświęcić Radzie swój wolny czas i przygotować się do sesji, a to wymaga niekiedy kilku dni pracy.

Panuje opinia, a jej głosicielem jest m.in. senator Stanisław Bisztyga, że w samorządzie powinni funkcjonować tylko ci, którzy posiadają w nim duże doświadczenie. Jakie jest w tej kwestii pańskie zdanie?

Absolutnie się z tym nie zgadzam i jestem gotów polemizować z wyznawcami takiej teorii, w tym także z Panem senatorem. Jeśli po raz pierwszy wybrany radny w przeciągu dwóch miesięcy nie zorientuje się na czym polega jego praca i jak funkcjonuje samorząd, to znaczy, że się do tego kompletnie nie nadaje i jeżeli jest uczciwy powinien wyborców przeprosić i złożyć mandat. Jeżeli tego nie zrobi istnieje duża szansa na to, że do końca kadencji będzie nikim, zaś jego rola sprowadzi się do roli „załatwiacza” jakichś tam profitów dla miejsca, z którego się wywodzi. Jeżeli natomiast chodzi o funkcje wójta, burmistrza czy prezydenta miasta to również jest to absurd. Podobnie, jak Pan Senator wypowiedziała się Prezydent Warszawy Pani Hanna Gronkiewicz - Waltz, kiedy dowiedziała się, że jej konkurentem z ramienia PiS będzie Czesław Bielecki - architekt. Od razu stwierdziła, że miasto to bardzo skomplikowana struktura, zatrudniająca kilkadziesiąt tysięcy osób i trzeba mieć duże doświadczenie w samorządzie żeby nim zarządzać. Tu trafiła jak kulą w płot, bo akurat architekt jest zawodowo przygotowany do pełnienia takiej roli. My nie tylko projektujemy, ale również pełnimy nadzory autorskie nad realizacjami. Architekt który zaprojektował stadion narodowy, pełni nad jego budową nadzór autorski, a więc musi nadzorować pracę zapewne kilkudziesięciu firm. Jednymi z naszych głównych zleceniodawców są gminy, znamy więc od podszewki funkcjonowanie samorządu.

A jakie doświadczenie samorządowe miała Pani Prezydent Warszawy cztery lata temu kiedy wygrała wybory? Zerowe, a przecież jej prezydentura jest pozytywnie oceniana. Duże doświadczenie zawodowe i samorządowe musi mieć n.p. główny księgowy - ale jest to urzędnik mianowany. Od burmistrza oczekujemy: uczciwości, kreatywności i pasji społecznikowskiej.

Czy w związku z tym co powiedział Pan przed chwilą, uważa Pan, że my Polacy, nie tylko myśleniczanie, nie potrafimy wybierać radnych? Czy przypadkiem nie „kupujemy” tak popularnego przed wyborami „rozdawnictwa” w postaci położenia kilku metrów nowego chodnika, którego wcześniej, przez lata nie można było się doprosić?

Niestety jako społeczeństwo akceptujemy taki stan rzeczy. Zbyt duże są jeszcze potrzeby materialne, zbyt słaba infrastruktura i zdarza się że radny jest wybierany dla jednego tylko celu - żeby załatwił chodnik, drogę, wodociąg itp. Paradoksalnie świadczy to o kompletnym braku zaufania do władzy i panującym poglądzie, że władza bez stałych nacisków nic nie zrobi. Nie wiem czy pytanie dotyczące umiejętności wybierania radnych przez Polaków jest pytaniem dobrze postawionym. Gra polityczna się brutalizuje. Tam gdzie powinien decydować program i osobowość kandydata, tam coraz częściej liczy się wyłącznie rozbudzenie społecznych emocji, ocena wizerunku i prezencja kandydata. Musimy nauczyć się odrzucać plewy, żeby dotrzeć do sedna (nomen omen).

Jak Pan uważa, czy dwadzieścia lat samorządności w Myślenicach zmieniły to miasto, a jeśli tak to na ile?

Wydaje mi się, że Myślenice na tle innych gmin wypadają przeciętnie. Są bowiem gminy i to nieodległe, które mogą pochwalić się znacznie większymi osiągnięciami, ot choćby takie Niepołomice, ale są i takie, na terenie których nie dzieje się nic lub w których postęp udaremniają skutecznie kłótnie i walka o władzę.

Co w takim razie, pańskim zdaniem, zostało w Myślenicach wygrane, a co przegrane?

Według mnie poprawie uległa infrastruktura, rozbudowano strefę przemysłową …
A propos strefy, czy ostatnie wydarzenia między innymi z podmyciem przez wody Raby drogi prowadzącej w strefie przemysłowej do zakładów Coopera nie nasuwają Panu refleksji, że strefa została z gruntu rzeczy zlokalizowana nie w tym miejscu, w którym powinna?
Myślę, że jest zlokalizowana niefortunnie.

Skoro tak rodzi się następne pytanie. Czy Pańskim zdaniem myśleniccy samorządowcy, którzy mają decydujący wpływ na kształtowanie wizerunku miasta i gminy posiadają wyobraźnię? Ktoś przecież musiał podjąć decyzję o takiej, a nie innej lokalizacji strefy?

Samorząd, który rodził się przed dwudziestu laty zastał konkretną, trudną rzeczywistość, wszystkie kolejne miały już łatwiej. Ale jeśli pyta Pan o wyobraźnię samorządowców, to muszę powiedzieć, że rzeczywiście w niektórych przypadkach najwyraźniej jej zabrakło. Dlaczego tak twierdzę? Otóż szwankuje w mieście układ komunikacyjny, tiry jeżdżą przez centrum miasta, Zarabie wygląda tragicznie. Od dwudziestu lat trwa dyskusja jak zaradzić zgubnym skutkom powodzi na Zarabiu i pamiętam, że dobrym, choć drogim pomysłem było podniesienie całego terenu. Samorząd powinien według mnie zwracać uwagę również na działania długofalowe, perspektywiczne, sięgające poza okres jednej kadencji.

Jak ocenia Pan z perspektywy dwudziestu lat kształtowanie się społeczeństwa obywatelskiego w Myślenicach?

Myślę, że należałoby wyjść od dokładnego zdefiniowania terminu „społeczeństwo obywatelskie”. Jeśli będziemy przez to rozumieć inicjatywy wychodzące od obywateli to w tym zakresie społeczeństwo obywatelskie w Myślenicach istnieje i ma się zupełnie dobrze. Mamy do czynienia z mnóstwem stowarzyszeń, klubów sportowych, organizacji pozarządowych. Cieszy mnie aktywność młodzieży, którą obserwuję rok rocznie podczas organizowania akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jeśli ktoś chce coś zrobić i jest na tyle prężny, aby podjąć inicjatywę, to może tego dokonać. W sprawach gospodarczych społeczeństwo obywatelskie ma w Myślenicach, według mnie, mniejsze osiągnięcia, chociaż powołanie Izby Gospodarczej Ziemi Myślenickiej jest krokiem w dobrym kierunku, natomiast najgorzej oceniam relacje społeczeństwa zachodzące pomiędzy nim, a lokalną polityką. Reasumując: tam gdzie nie ma kontaktu z władzą, gdzie istnieje większa liberalizacja, to społeczeństwo doskonale daje sobie radę.

Czy sugeruje Pan, że myśleniczanie nie mają świadomości politycznej?

To nie o to chodzi. Być może ta strefa jest zdominowana przez ludzi, którzy szukają w niej nie satysfakcji z tego czego udało im się dokonać, ale chcą najnormalniej w świecie zrobić jakiś interes. Istnieje jeszcze według mnie coś takiego jak poczucie bezsilności: Może chciałbym coś w tej polityce zmienić, ale widzę, że się nie da, bo wciąż ci sami decydenci, wciąż te same twarze, wciąż te same kłótnie i dzielenie włosa na czworo. Ograniczenie możliwości sprawowania każdej funkcji publicznej do dwóch kadencji, jest narzucającym się rozwiązaniem i powinno znacznie pobudzić aktywność społeczną, jak również pozwolić na wypracowanie czytelnych ścieżek awansu w partiach politycznych.

W związku z tym jak widziałby Pan dalszy rozwój samorządu, w którą stronę powinien pójść, jaką drogą?

Według mnie samorząd jako instytucja powinien rozwijać się w kierunku pozyskiwania wciąż i wciąż nowych ludzi, bez obawy o to, że będą to ludzie nie przygotowani, którzy nie dadzą sobie rady. Jesteśmy społeczeństwem coraz lepiej wykształconym, mamy łatwy dostęp do ogromnych zasobów wiedzy, dyskutujemy na forach internetowych, bez problemu poznajemy Europę i Świat, młodzi ludzie wykazują ogromne talenty organizatorskie i wrażliwość społeczną działając jako wolontariusze.

Czego więcej trzeba, aby być dobrym radnym? Im więcej zmian, tym lepiej. To jeśli chodzi o kierunek instytucjonalny. Jeśli natomiast mówimy o rozwoju miasta, to przede wszystkim samorząd powinien zadbać o rozwiązanie problemów komunikacyjnych i o poprawienie sytuacji budżetowej. Mam tu na myśli zadłużenie, które dla mnie jest co najmniej niepokojące.

Skoro poruszyliśmy temat kierunków rozwoju samorządu, proszę powiedzieć na koniec naszej rozmowy kilka słów o Izbie Gospodarczej Ziemi Myślenickiej. Czy Pańskim zdaniem w Myślenicach istnieje dobra atmosfera sprzyjająca rozwojowi przedsiębiorczości?

Chyba nie bardzo. Powiem tak: duże firmy, które działają poza rynkiem lokalnym na szerszą skalę będą się rozwijać, natomiast firmy małe, rodzime, działające tylko na rynku lokalnym mogą przegrywać. Izba Gospodarcza Ziemi Myślenickiej powstała między innymi po to, aby pomagać takim firmom. Chcemy przekonać radnych i urzędników, aby uchwalając podatki i planując wydatki pamiętali cały czas, że nie wydają własnych pieniędzy, tylko zarządzają cudzymi i żeby robili to z należytą starannością i rozwagą.


ZBIGNIEW PAPIERZ - ma 56 lat, żonaty, dwie dorosłe córki, rodowity myśleniczanin, z wykształcenia architekt. Wraz z żoną Anną i córką Aleksandrą prowadzi własne biuro projektów, galerię sztuki, a ostatnio również agencję reklamy dysponującą pierwszym w Myślenicach telebimem. Był działaczem Wielkiej „Solidarności”, przewodniczącym Komisji Zakładowej w ZIB - ie, członkiem Zarządu Regionu Małopolska, delegatem na I Krajowy Zjazd Związku i kierownikiem delegatury związku w Myślenicach.

W czasie stanu wojennego uczestniczył w pracach podziemnych struktur Związku i Arcybiskupim Komitecie Pomocy Więźniom i Internowanym. W latach 1982 i 1983 organizował w Myślenicach i Pcimiu wczasy dla rodzin internowanych. Przyjęto na wakacyjny wypoczynek kilkadziesiąt osób. Był radnym i przewodniczącym Rady Gminy Myślenice pierwszej kadencji w latach 1990 - 1994, oraz radnym powiatowym pierwszej kadencji w latach 1998 - 2002, przez część kadencji wiceprzewodniczącym rady.

Od dziesięciu lat wraz z rodziną, grupą przyjaciół i młodymi wolontariuszami, organizuje na terenie powiatu myślenickiego Finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jest członkiem Zarządu Izby Gospodarczej Ziemi Myślenickiej. Należy również do Izby Architektów i Izby Inżynierów Budownictwa. Podtrzymując rodzinne tradycje należy do Polskiego Związku Łowieckiego, ale nie strzela do zwierząt, tylko do rzutków na strzelnicy. Zafascynowany historią husarii, polskich kresów, stosunków polsko - ukraińskich, kocha książki, Rodzinna, domowa biblioteka liczy ok. 2500 tomów.

Powiązane tematy

Piotr Sikora: Nie jesteśmy w niczym gorsi
Miasto 47

Piotr Sikora: Nie jesteśmy w niczym gorsi

Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak to jest, że gmina korzysta z wybudowanego przeze mnie wodociągu i nie chce za niego zapłacić? Na dodatek to ja muszę jej płacić 2% podatku od wartości wykonanego przez siebie wodociągu. To jakaś paranoja – w wywiadzie dla Sedna mówi Piotr Sikora, myślenicki przedsiębiorca

Komentarze (58)

  • Brak zdjęcia
    20 paź 2010

    I -strażaku- przejdz na pierwszą stronę pod Kielana. pozdrawiam.

    Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    20 paź 2010

    stażaku- możesz nazywać to demagogią. Ale jeżeli masz filozofię komunistyczną "każdemu wg.potrzeb" to ja mam olbrzymie. To co sami mają sobie ustalać potrzeby? To można podwoić ilość radnych i nic nie robić tylko się zadłużać. Grekom i Węgrom też wydawało się, że nic nie można zrobić a teraz 1/3 budżetówki zwolnili żeby stanąć na nogach.

    Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    20 paź 2010

    Demagogia Matołku szanowny i tyle.... dobra w okresie wyborów i tyle.Pomyśl ile byśmy zaoszczędzili na służbie zdrowia, policjantach, oświacie itd. jakby im nie płacić, ile to by było nowych dróg. No bo po co im płacić wszak nikt ich tam na siłę nie ciągnął sami przecież chcieli.

    Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    20 paź 2010

    strażak.dodaj do tego ubezpieczenie, delegacje pomnóż to przez liczbę radnych, ilość miesięcy wyjdzie ci niezła nowa droga np. koło ciebie. Skąd weżmiesz pieniądze na ową drogę, którą naobiecywałeś wyborcom. Z Urzędu?
    Ale Urząd ma pieniądze tylko z podatków, jak chcesz zrobić dodatkową drogę to musisz albo zacisnąć pasa /ciąć wydatki, oszczędzać/ albo podnieść podatki /wyższe niż w Krakowie/ albo pożyczyć w banku, choć miasto już jest zadłużone /olewam niech płacą inni/. Innej drogi nie ma.

    Odpowiedz
  • Brak zdjęcia
    20 paź 2010

    Dobra - uważam, że 1000 zł brutto. Mam pytanie, a ile teraz wynoszą stawki naszych radnych ????

    Odpowiedz

Zobacz więcej