logo-web9
Kultura

DEBATA. Po co nam muzeum? A jeśli już jest, to w jaki sposób je prowadzić i jaką rolę powinno odgrywać w codziennym życiu mieszkańców?

Recenzja, którą jedna z mieszkanek zamieściła w sieci, początkowo miała powstać w ramach pracy semestralnej. Dotyczyła wystawy zorganizowanej w Muzeum Niepodległości w Myślenicach i w mediach społecznościowych wywołała nie lada poruszenie, angażując w dyskusję samego dyrektora placówki...

Postanowiliśmy ją przedrukować, zapraszając tym samym przedstawicieli lokalnej społeczności, kultury, historii i sztuki do debaty na temat roli muzeum w naszym codziennym życiu

Powołana do życia 4 lata temu instytucja ma krótką, lecz burzliwą historię, a obecnie prowadzi ją trzeci dyrektor. Zacznijmy jednak od początku.

Jeszcze w 2017 roku muzeum regionalne w Myślenicach mieściło się w budynku tzw. „Domu Greckiego” przy ul. Sobieskiego w Myślenicach. W 2016 roku radni zdecydowali o jego likwidacji a dotychczasową dyrektor Bożenę Kobiałkę na tym stanowisku zastąpił Jarosław Pietrzak. „Postaramy się być miejscem, w którym opowiadamy i opisujemy nasze dziedzictwo kulturowe oraz strefą spędzania wolnego czasu” – zapowiadał w rozmowie z nami.

Stawiane przed nim przez ówczesne władze gminy zadanie polegało m.in. na przeniesieniu z planów do rzeczywistości nowego Muzeum Niepodległości, które miało powstać w ramach projektu rewitalizacji centrum Myślenic (wstępny koszt budowy to ponad 8,5 mln zł) do dnia 11 listopada 2018 roku.

Tak się jednak nie stało, a miejsce dyrektora Pietrzaka we wrześniu 2017 roku zajął Paweł Lemaniak. Od tego czasu nadzorował budowę placówki, która ruszyła trzy miesiące później oraz odpowiadał za przygotowanie ekspozycji. Swój wkład w jej powstanie mieli także myśleniczanie, którzy w ramach organizowanego przez dyrektora projektu „Nasze Muzeum - Nasza Niepodległość”, na ręce muzealników przekazali ponad 3600 eksponatów. Całe wnętrze natomiast zaprojektowali i zaaranżowali pracownicy placówki.

„Żeby czuć się Polakiem trzeba wiedzieć skąd się jest, dokąd się zmierza, co się działo na ziemi, którą uważa się za swoją. Służy do tego nie tylko historia, ale wiele innych dziedzin nauki takich jak paleontologia, archeologia, czy etnografia. Zgłębiając je, odnajdujemy odpowiedzi na te pytania. Brak wiedzy w tym zakresie sprawia, że niepodległość kończy się na podkoszulku z wielkim orłem i pustych sloganach.

(…) Podczas tworzenia muzeum nie można ograniczyć się do powieszenia starego koszyka na ścianie nad którym wszyscy będą wzdychać. Trzeba stworzyć świat do którego wpuścimy dzieci i młodzież, świat który poczują, dotkną i doświadczą zwiedzając zabytkowy dwór, okop, wieżę zamkową, czy góralską chatę” – w rozmowie z Gazetą Myślenicką mówił Paweł Lemaniak.

Muzeum Niepodległości w Myślenicach zostało otwarte 10 listopada 2018 roku, w przeddzień setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Kilka miesięcy później, bo w dniu 27 marca 2019 r.  Paweł Lemaniak został odwołany ze stanowiska dyrektora. Powodem podawanym przez nowego burmistrza miało być „naruszenie prawa oraz brak należytego wykonywania obowiązków”.

W kwietniu 2019 roku burmistrz Jarosław Szlachetka (PiS), powierzając Łukaszowi Malinowskiemu na dwanaście miesięcy obowiązki dyrektora, stawiał przed nim m.in. zadanie polegające na doposażeniu muzeum. Następnie po roku próby, gospodarz gminy wydał zarządzenie, na mocy którego mianował Łukasza Malinowskiego dyrektorem do 2024 roku. Po roku jego działalności pytaliśmy o postępy jakie poczynił w tym czasie.

Ze względu na pandemię koronawirusa rok 2020 nie był łatwy dla ośrodków kultury, które swoją działalność starały się przenosić do sieci. Podobną strategię od kilku miesięcy prowadzi Muzeum Niepodległości, które produkuje m.in. filmy edukacyjne i materiały multimedialne zamieszczane na facebooku i serwisie youtube. To właśnie obecność przedstawicieli tej instytucji w mediach społecznościowych sprawiła, że recenzja jednej z mieszkanek została zauważona przez dyrektora muzeum. Co zawiera? 

"Od Matki Boskiej po bitwę warszawską - czyli muzea na prowincji”. Recenzja od której się zaczęło

Recenzję jednej z wystaw znajdujących się w Muzeum Niepodległości w ramach zaliczenia semestru postanowiła napisać mieszkanka Myślenic. Swój tekst opublikowała na facebooku i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w dyskusji pod nią, z oficjalnego konta głosu nie zabrała najpierw placówka muzeum, a następnie jej dyrektor - zamieszczając wyjaśnienia oraz swój komentarz w tej sprawie.

Przedruk recenzji Olgi Furman-Szczotkowskiej:

"Od Matki Boskiej po bitwę warszawską - czyli muzea na prowincji”

Polska martyrologia przestała być wdzięcznym tematem wraz z otwarciem kolejnego ronda żołnierzy wyklętych i kolejnych malarskich czy też filmowych fantazji na temat Powstania Warszawskiego. Jednak, a już na pewno w Polsce lokalnej, stanowi bezpieczny temat w działalności regionalnych muzeów i bibliotek. Muzealna Polska powiatowa stoi jak wiadomo krwią i świętością, bohaterstwem polskiego żołnierza i pobożnościom plebana. Dlatego tak bardzo zdziwiło mnie gdy oręż wypiera świętość i to wbrew temu co piszą sami muzealnicy. Otóż jeszcze tydzień temu w piątkowe popołudnie myślenickie Muzeum Niepodległości chwaliło się wystawą stałą pod wdzięczną nazwą, 50. rocznica Koronacji Cudownego Obrazu Pani Myślenickiej dzieje niezwykłego Obrazu Matki Boskiej Myślenickiej. Miało być więc wszystko co sercu „Polaka-patrioty” miłe, I dzieje, i cuda i Matka Boska. Niestety, zamiast obrazu Matki Bożej Myślenickiej, którego losy miały zostać przedstawione w ramach wystawy stałej trafiłam na „wystawę” o 100-tnej rocznicy bitwy warszawskiej. A dokładniej na wystawę, będącą elementem obchodów okrągłej rocznicy bohaterskiego zwycięstwa Polaków nad bolszewikami. Na plakacie niewielkim drukiem dopisano, że chodzi o Myśleniczan na frontach wojny polsko-bolszewickiej. Osobiście oceniam takie doszukiwanie się lokalnych aspektów w globalnych wydarzeniach jako pewnego rodzaju polski kompleks. To tak jak przy każdej amerykańskiej nominacji na prezydenta, albo przy rozdaniu Oskarów polscy dziennikarze dwoją się i troją by udowodnić, że dany kandydat czy reżyser miał wujka, który był kuzynem brata urodzonego gdzieś pod Limanową.

No, ale wracając do tematu. Użycie przeze mnie cudzysłowów przy słowie wystawa było jak najbardziej uzasadnione. Otóż w ramach wspomnianej wystawy możemy zobaczyć 17 plansz opisujących wydarzenia historię i kariery w wojsku myślenickich żołnierzy, plansz które równie dobrze mogły stanowić wydruk uczniowskiej prezentacji przygotowanej na lekcję historii. Na planszach widzimy biogramy żołnierzy polskich z wojny polsko-bolszewickiej, możemy zobaczyć kilka fotografii, które mają ratować wrażenia estetyczne czy w końcu mamy szansę na przeczytanie już nawet nie patetycznych, co po prostu encyklopedycznie nudnych opisów wydarzeń z lata 1920 roku, gdy od niedawna niepodległa Polska stawiała opór bolszewickiej zarazie. I w sumie…tyle. By nie poprzestać na ledwie kilku tablicach, które rzeczywiście byłyby poświęcone Myśleniczanom uzupełniono kolejne treściami ogólnokrajowymi odnoszącymi się po prostu do historii. By stworzyć taką „wystawę” wystarczyło więc w większej skali wydrukować dowolny podręcznik do nauczania historii z liceum. Pytanie tylko po co? Do kogo jest adresowana ta wystawa?

Niestety – i mogę to napisać z pełną odpowiedzialnością jako wykształcony, choć nie praktykujący nauczyciel historii – jest ona przygotowana całkowicie „dla nikogo”. Wystawa o Myśleniczanach w czasie wojny polsko-bolszewickiej nie jest w stanie obudzić w oglądającym żadnych głębszych emocji, nie prezentuje również żadnych nowych odkryć historycznych, nie zmusza do refleksji, ani nawet do dyskusji. Niestety, ale oceniam ją bardzo źle, to przedruk z Wikipedii, może z jakiegoś podręcznika. Co więcej zrobiono to w sposób całkowicie niedbały. Błędy w składzie tekstu, błędy ortograficzne, brak opisów źródłowych pod zdjęciami, z który zapewne większość pochodziła z archiwów państwowych, ale to nie wszystko. Na przedstawionej liście osób poległych w wojnie polsko-bolszewickiej nie znajdziemy tych samych nazwisk, co na liście osób które na tę wojnę z regionu myślenickiego wyruszyły. Ten i wiele innych przykładów pokazuje jak autorzy szanują ewentualnego odbiorcę – może robiąc ją sami wiedzieli jak bardzo ta wystawa jest nieciekawa i nieatrakcyjna i sami nie wierzyli w to, że ktoś będzie chciał ją oglądać i czytać? Mam ogromną obawę, że ta wystawa została stworzona wyłącznie z obowiązku jaki ciąży na lokalnym muzeum, które nie bardzo jest w stanie wymyślić cokolwiek innego? Autorem wystawy jest doktor historii o którym w samym muzeum nie uzyskamy żadnych informacji. Krótka nota biograficzna na stronie informuje nas, że pochodzi z Kęt i jest historykiem. Ale oczywiście ktoś może zapytać mnie: „A co jeszcze by tam miało się znaleźć”? Otóż proszę, na liście żołnierzy znajdujemy popularne myślenickie nazwiska, nazwiska wciąż funkcjonujące w życiu społecznym miasta. Myślę, że warto było by spotkać się z rodzinami żołnierzy , porozmawiać, przedstawić wspomnienia, pokazać pamiątki, zamiast wklejać na tablice pierwsze lepsze zdjęcie generała Rozwadowskiego. Oral history nie jest całkowicie nie znaną i nie rozpowszechnioną metodą badawczą. Dlatego dziwi to, że twórca wystawy o lokalnych akcentach wojny polsko-bolszewickiej nie wykorzystał jej do stworzenia wystawy. Najwyraźniej pozyskanie zdjęć ze strony lokalnych mediów było o wiele prostsze, niż odnalezienie członków rodzin osób którym poświęcił wystawę.

I w tym miejscu możemy zakończyć recenzję samej wystawy, zastanówmy się jednak nad rolą i stanem muzeów typu Muzeum Niepodległości w Myślenicach, ponieważ stanowi ono świetny przykład tego, jak buduje się kolejne muzea i instytucje kultury, funkcjonujące w sposób archaiczny i daleki od tego, czego dzisiaj oczekuje odbiorca. Oczywiście można powiedzieć, że nie ma to związku z historią sztuki. Jednak ciągle przypominam, że do Muzeum Niepodległości poszłam oglądać WYSTAWĘ STAŁĄ poświęconą obrazowi Matki Bożej Myślenickiej. Obrazowi, który naprawdę – nawet dla osób słabszej wiary – stanowi symbol miasta i związany jest z jego wielowiekową historią. Jednak pomimo zapewnień na stronie internetowej Muzeum Niepodległości tej wystawy tam po prostu nie było. Co więcej według tego co mówili mi pracownicy Muzeum w ich rozumieniu „wystawa stała” to nie taka – która jest na stale wystawiana jak wskazywałaby nazwa – a taka, która została stworzona z zbiorów własnych muzeum. W ten sposób trafiłam nie na wystawę o sztuce, a na wystawę o wojsku i o historii.

I tu powstaje kolejne pytanie? Dlaczego na tej wystawie, dotyczącej ważnego momentu w historii naszego kraju, momentu, który do dzisiaj stanowi dla nas powód do dumy, momenty, w którym młode państwo pokonuje ogromne imperium brakuje sztuki? Dlaczego wydarzenia z tamtego okresu zostały przedstawione tylko przez pryzmat encyklopedycznych faktów, a nie na przykład obrazów, politycznych karykatur czy sztuki ludowej. W danym okresie każda z tych form sztuk plastycznych cieszyła się powodzeniem. Dzienniki, w tym również lokalne, niemal każdego dnia publikowały karykatury Lenina i innych sowieckich decydentów. W lokalnym folklorze odradzał się patriotyzm, który był wyrazem wsparcia chłopstwa dla niepodległej Polski. Przecież każde z tych dzieł stanowiło niezbite świadectwo tego, czym dla przeciętnego Polaka była odradzająca się i zwycięska w 1920 roku Polska. W mojej ocenie taki przedstawienie tematyki byłoby o wiele bardziej atrakcyjne – zamiast pokazywać listy nazwisk czy opisy bitew pokażmy czym Cud nad Wisłą był dla przeciętnego Polaka i Myśleniczanina. Przy okazji zamiast po raz kolejny omawiać sprawność polskiego wywiadu można by porozmawiać o funkcji sztuki w polityce, o funkcji sztuki w podtrzymywaniu tożsamości narodowej. Niestety po raz kolejny zmarnowano tę okazję. To właśnie pokazuje jak funkcjonują lokalne muzea, które często prowadzone są z politycznego nadania – a stanowisko w dyrekcji stanowi po prostu łup tego, kto wygrywa wybory. Dzieje się to bez pomysłu, za publiczne pieniądze i jestem przekonana, że dzieje się to nie tylko w Myślenicach, ale w całym kraju w tak zwanej „Polsce powiatowej” gdzie nie można poruszać tematów kontrowersyjnych, skłaniających do refleksji, ponieważ to politycznie niebezpieczne.

Oczywiście, można mi zarzucić, że piszę tę recenzję w czasie pandemii. Że muzeum wcale nie musiało być przygotowane na moją wizytę, albo nie chciało inwestować w rozwój wystawy ponieważ obawiało się kolejnych obostrzeń sanitarnych. Po pierwsze wystawa, o której piszę jest jeszcze z lata 2020 roku gdy muzea działały. Po drugie wiele instytucji kultury, nawet teatry nauczyło się działać w czasach pandemii. W niedalekiej Myślenicom, dużo mniejszej Skomielnej Czarnej przygotowano w tym samym czasie wystawę ikon, które można zobaczyć za pomocą kanałów internetowych. Wspomnienia rodzin osób uczestniczących w wojnie polsko-bolszewickiej mogły stanowić świetny materiał filmowy. Dzieła sztuki można było zdigitalizować i udostępnić poprzez stronę www. Naprawdę można było zrobić cokolwiek więcej niż jedynie drukować tablice w kolorze khaki, które przypominają podręcznik do historii. Można było wykazać się odrobiną inwencji i rzetelności w pracy muzealnika i historyka. Gdyby tylko autorzy czy autor mieli na to pomysł i chociaż odrobinę chęci."

Dla wyjaśnienia, te mundury wciśnięte za flagi polskie to jak twierdzi jeden z wykładowców z Akademii Sztuki Wojennej z lewej "wygląda prawie jak z CK, ale prawie robi dużą różnice" a ten z prawej "wygląda prawie jak z Legionów Polskich, ale ma jakiegoś dziwoląga na kołnierzyku. Zapewne te beznadziejne imitacje miały obrazować armię austro-węgierską i funkcjonujące przy niej Legiony Polskie." Niestety aby się tego dowiedzieć musiałam skonsultować się ze znajomym dr z ASW, ja niestety na mundurach tak dobrze się nie znam, a pracownicy muzeum umieścili je na sali z wystawą o wojnie polsko-bolszewickiej. Niedaleko stały, też torby z gadżetami i puste gabloty z wystającymi przewodami elektrycznymi. Cóż szwarc, mydło i powidło.

Na parterze natomiast wśród wystaw głównie dominowały eksponaty z cyklu "Instalacja elektryczna w Polsce". ­­­

Autorka: Olga Furman-Szczotkowska, historyczka, absolwentka Uniwersytetu Szczecińskiego. Studentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka podręczników edukacyjnych dla dzieci i młodzieży oraz podręczników dydaktycznych dla nauczycieli. Autorka i koordynatorka programów edukacyjnych. Autorka i organizatorka wydarzeń kulturalnych i edukacyjnych od konferencji naukowych, koncertów, wystaw po rajdy samochodowe. Miłośniczka fantastyki i kryminałów, artystka, malarka. Feministka. Zawodowo od wielu lat zajmuje się grafiką użytkową oraz wzornictwem. Współpracowniczka licznych fundacji i stowarzyszeń.

O zabranie głosu nie tylko w sprawie recenzji, ale przede wszystkim funkcji i roli muzeum w kształtowaniu wiedzy i świadomości historycznej mieszkańców regionu, w pierwszej kolejności poprosiliśmy dyrektora Muzeum Niepodległości.

Do dyskusji dotyczącej placówki oraz sposobu w jaki powinna działać na co dzień, zapraszamy nie tylko mieszkańców naszego regionu, ale i reprezentantów świata kultury, historii i sztuki. Na Państwa opinie i listy w tej sprawie czekamy pod adresem redakcja@miasto-info.pl.

Dzięki Twojemu wsparciu możemy poruszać tematy, które są istotne dla Ciebie i Twoich sąsiadów. Zabierz nas na wirtualną kawę – nawet najmniejszy gest ma znaczenie. 

Zobacz więcej
Czytaj komentarze!