Reportaż

Wydobyć pamięć z dna jeziora

Fot. Piotr Jagniewski

„Droginia to wyjątkowy kawałek miejsca na ziemi, to historia ważna dla lokalnego dziedzictwa kulturowego. Czas by zrozumieć, że wszyscy mieszkańcy zatopionej parafii oddali wiele dla wielu, otrzymując w zamian tak niewiele – prawie nic”

 

Tak historię Drogini i mieszkańców, którzy opuścili miejsce, w którym żyli, aby Kraków mógł mieć dostęp do wody pitnej, podsumowuje Małgorzata Miszczak, dokumentalistka i jedna z autorek filmu „Pół wieku zatopionej parafii”. Produkcja Telewizji ITV powstała z inicjatywy Koła Gospodyń Wiejskiej z Osieczan i wydobywa pamięć nie tylko z dna jeziora, ale też z serc wielu mieszkańców dawnej Drogini, którzy pamiętali życie w tamtej krainie.

Formę ich wspomnieniom w postaci makiety, od trzech lat pieczołowicie nadaje Janina Cegielska, która dom po domu odtwarza dawny świat. Połączenie ich pracy można było oglądać w Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu, ale również w okolicznych miejscowościach – Drogini, Osieczanach i Dobczycach.

Na początku lat siedemdziesiątych zdecydowano, że między Górą Jałowcową i Zamkową w Dobczycach powstanie zapora. Aby Kraków miał skąd czerpać wodę pitną, a Raba nie zalewała okolicznych miejscowości – postanowiono zburzyć całą wieś, której historia znalazła się pod wodą.

Uczucia towarzyszące mieszkańcom w tym okresie przypominaliśmy we wrześniu, pokazując rekonstrukcję archiwalnego reportażu „Pomoc dla Drogini” z 1982 roku (film dostępny na miasto-info.pl w artykule „Tak wyglądała Droginia przed zalaniem”), z kolei dokument z 2022 roku udowadnia, że wspomnienia nadal są żywe i wywołują wiele emocji.          

 

Wspomnienie jak sielanka

Film opowiada o trudach codzienności mieszkańców dawnej Drogini oraz procesie powstania Zalewu Dobczyckiego. To również historia o tym, jak mieszkańcy zatopionej parafii, którzy zostali przesiedleni, utracili mały skrawek swojej lokalnej ojczyzny, ale często też część swojego życia. W wielu przypadkach wyrwa w ich sercach nie zagoiła się do dzisiaj.

Bohaterowie dokumentu Droginię sprzed zalania określają jako „miejsce, w którym było wszystko”. Wspomnienia mieszkańców uzupełnia makieta miejscowości. Dzięki niej można przekonać się, gdzie we wsi znajdował się kościół pw. św. Wojciecha, przywoływany kiosk z gazetami, sklep spożywczy, piekarnia strażnica, klub sportowy Sęp Droginia czy boisko, na którym oprócz meczów odbywały się dożynki powiatowe. Ponadto we wsi działała szkoła podstawowa, zajmująca dwa budynki i szkoła rolnicza, usytuowana w dawnym dworze Bzowskich.

Wieś otaczały pola, sady, wzgórze i rzeka. Jak wspominają dawni droginianie; koło strażnicy organizowano odpusty parafialne, uroczystości związane z życiem wsi i zabawy taneczne, a w strażnicy znajdował się oddział poczty. Z kolei na rzece kręcił się młyn, a kółko rolnicze świadczyło usługi dla okolicznych gospodarzy. Wieś przecinała droga, po której dwa razy dziennie kursował autobus linii Zakopane – Tarnów.

Przez lata życie w tym miejscu uwarunkowane było porami roku oraz pracą na gospodarstwie, ale wieś miała też swoje problemy. Jednym z największych były lipcowe, powtarzające się w latach 60-tych powodzie, podczas których występująca z brzegów rzeka zalewała okoliczne uprawy w Dolinie Raby.

Woda dla Krakowa

W tym czasie Raba uchodziła za jedną z najczystszych rzek w kraju. Zestawiona z Wisłą, zyskiwała na atrakcyjności zwłaszcza z perspektywy Krakowa. Powstała w 1970 roku koncepcja stworzenia zbiornika wody pitnej dla stolicy Małopolski, stała się wyrokiem dla Drogini. Rozważano dwie możliwości; stworzenie zbiornika na Rabie pomiędzy Plebańską Górą a Chełmem, albo budowę zalewu w rejonie Dobczyc. O ile pierwsza kolidowała z powstającą Zakopianką, to druga, ze względu na lokalizację, ułatwiała poprowadzenie rurociągu do Krakowa.

Wcześniej wszystkim rolnikom obniżono klasy gruntów, a ci nieświadomi decyzji o budowie zapory cieszyli się tym, że płacą niższe podatki. To uczucie nie towarzyszyło im długo. „Woda zalała mieszkańców nie tylko fizycznie, ale też świadomościowo” – wspominają bohaterowie filmu. Jak dowiadujemy się z jego dalszej części; po tej decyzji mieszkańcy zmieniali swoje życie dla „wyższych celów”. Musieli opuścić, a często rozebrać swoje domy i szukać dla siebie nowego miejsca, aby Kraków mógł mieć dostęp do wody pitnej. "Stracili tożsamość, przyjaciół, więzy zostały rozerwane".

Widok stopniowo zatapianej parafii był przygnębiający. Z biegiem czasu mieszkańcy demontowali poszczególne domy, a tereny znane im od dziecka zajmowała woda. Proces ten trwał przez kilka lat.

Widok stopniowo zatapianej parafii był przygnębiający. Z biegiem czasu mieszkańcy demontowali poszczególne domy, a tereny znane im od dziecka zajmowała woda. Proces ten trwał przez kilka lat. Wieś pustoszała. Materiał budowlany w tych czasach był tak trudno dostępny, że kto mógł starał się wykorzystać ten, jaki został ze starych domów. Jedni kupowali działki w nowych miejscach, inni szukali domów w Myślenicach, albo decydowali się na mieszkania w blokach. Jednak po latach zamianę gospodarstwa na dwupokojowe mieszkanie porównywali do zamknięcia w klatce.

Na samym końcu w wyludniającej się wsi został kościół, wokół którego przez lata gromadzili się wierni. Ostatecznie parafianie postanowili rozebrać świątynię. Własnoręcznie demontowali dachówki, krokwie a następnie mury – kamień po kamieniu. W pracach rozbiórkowych brali udział nie tylko mężczyźni, ale również kobiety. Od października do grudnia udało im się rozebrać większość świątyni, ale pozostała wieża i część elewacji. Ostatecznie za pomocą ładunków wybuchowych zniszczyli je wojskowi i milicjanci. Historię rozbiórki, a następnie budowy nowych świątyń w ramach parafii dokładnie przedstawia dokument „Pół wieku zatopionej parafii”. – Dzięki temu filmowi kolejne pokolenia będą mogły pamiętać o tym, jak jeszcze jakiś czas temu wyglądała Droginia – po jego myślenickiej premierze mówiła Natalia Nowacka, zastępca dyrektora MOKiS.

 

Wieś w miniaturce

– Film i makieta ukazują jaka determinacja, jaka siła tkwi w ludziach. Jestem pod wrażeniem tego dokumentu. Kolejna odsłona historii to zatopiona Droginia w formie makiety. Nie pamiętam już starej Drogini, a wyłącznie jezioro. Dlatego zależy nam na tym, aby wspomnienia o tej miejscowości przekazać kolejnym pokoleniom – dodaje Justyna Czarniak, reprezentująca Stowarzyszenie Droginia dla pokoleń.

Pamięć o dawnej Drogini stara się przekazywać od 2019 roku. To wtedy po raz pierwszy w ramach Festiwalu Aktywności zaprezentowano makietę wsi autorstwa Janiny Cegielskiej. Przez ten czas powiększyła się o kolejne zabudowania.

Największą trudność stanowiło odtworzenie wsi, aby wyglądała jak przed laty – o swojej pracy mówi Janina Cegielska.

– Największą trudność stanowiło odtworzenie wsi, aby wyglądała jak przed laty. Ludzie przynosili mi zdjęcia, opowiadali jak wyglądały poszczególne budynki. Razem rysowaliśmy wiele domów, a następnie starałam się je „odbudować”. To pracochłonne zadanie. Domki z drewna, okna, ganeczki, studzienki przed każdym budynkiem… Ale udało się. Jestem otwarta na wszelkie sugestie, ciągle istnieje możliwość naniesienia poprawek – o swojej pracy mówi Janina Cegielska.

 

"Oddali wiele dla wielu, otrzymując w zamian tak niewiele"

Historię Drogini oraz drogę do powstania dokumentu o mieszkańcach wsi, którzy musieli zmienić swoje życie dla wyższych celów, podsumowuje Małgorzata Miszczak. Jak się okazuje, opowieść o tej miejscowości nie została w pełni wykorzystana opowiedziana i posiada potencjał na dalsze opracowania.

 

– Ta opowieść wołała do mnie trzy razy. Najpierw zrobiliśmy film na 100-lecie Osieczan i ksiądz stwierdził, że do powiedzenia ma o wiele więcej. Kościół w Drogini jest zachwycający, a kto był w okolicy mógł tego doświadczyć. Drugi raz z lokalną grupą działania nakręciliśmy film o kościołach „ziemi myślenickiej” i to właśnie on był pierwszym, do którego weszliśmy. Bardzo mocno przez skórę czułam, że ten temat trzeba rozwinąć.

Ponieważ jestem emocjonalną osobą, mówiłam o tym głośno. Pracując jeszcze w telewizji, wyznaczyłam sobie misję pod nazwą „ocalić od zapomnienia”. Chciałam opowiadać o tej historii, bo czułam, że to też moja historia. Zgłosiły się panie z koła gospodyń, równolegle Droginia Dla Pokoleń na niejednym spotkaniu mówiła o „zatopionej Atlantydzie”. Padła decyzja – trzeba zrobić film! To mój ostatni materiał jako pracownika telewizji i wiem, że na tę historię warto było czekać 5,5 roku, bo jak żadna inna zasługuje, aby ocalić ją od zapomnienia – pracę nad dokumentem podsumowuje Małgorzata Miszczak.

„Droginia to wyjątkowy kawałek miejsca na ziemi, to historia ważna dla lokalnego dziedzictwa kulturowego. Czas by zrozumieć, że wszyscy mieszkańcy zatopionej parafii oddali wiele dla wielu, otrzymując w zamian tak niewiele – prawie nic” – tymi słowami kończy film „Pół wieku zatopionej parafii”.

Artykuł swoją premierę miał w papierowym wydaniu magazynu MiastoInfo:

Powiązane tematy

Komentarze

Zobacz więcej