Turystyka

Jakub Szczygieł, ratownik GOPR: Nie mamy prawa nikogo osądzać dlatego, że wyszedł w góry i potrzebował pomocy. Jesteśmy tu żeby pomagać

Jakub Szczygieł, ratownik GOPR: Nie mamy prawa nikogo osądzać dlatego, że wyszedł w góry i potrzebował pomocy. Jesteśmy tu żeby pomagać
Jakub Szczygieł, ratownik Grupy Podhalańskiej GOPR stacjonującej w Pcimiu. Fot. Piotr Jagniewski

Nie mamy prawa nikogo osądzać dlatego, że wyszedł w góry i potrzebował pomocy. Od tego jesteśmy, do tego się szkolimy, przygotowujemy i pomagamy. Również w Beskidach

— mówi Jakub Szczygieł, ratownik Grupy Podhalańskiej GOPR stacjonującej w Pcimiu.

 

"Myślenice. Tu zaczynają się góry” to jeden ze sloganów, którymi promuje się miasto. Tymczasem niewiele osób wie, że na naszym terenie działa Grupa Podhalańska GOPR. Od jak dawna?

To hasło jest jak najbardziej trafne. W środowisku biegaczy górskich nasze lokalne górki, ze względu na bliskość Tatr i dużego miasta w postaci Krakowa, nazywane są „polskim Chamonix”, a to miejscowość, z której rusza się na Mont Blanc.

Myślenice i okoliczne pasma górskie już od wielu lat są terenem działania Podhalańskiej Grupy GOPR. Prowadziliśmy tutaj już kilkanaście akcji ratowniczych, jednak cały sprzęt, którego używaliśmy w takich działaniach, pochodził ze stacji centralnej w Rabce Zdrój. Nasz punkt od roku działa w Pcimiu.

Pełna nazwa waszej formacji to Grupa Podhalańska GOPR. Do tej pory GOPR-owców można było spotkać na myślenickim stoku narciarskim. Jak doszło do powstania punktu ratowniczego?

Nasza obecność na górze Chełm, to dyżur pełniony wyłącznie na stacji narciarskiej. Rosnąca popularność Myślenic i okolicznych gór pod względem spacerowym, biegowym i rowerowym spowodowała, że powstał pomysł utworzenia punktu ratowniczego z quadem, przyczepką i całym sprzętem medycznym.

Udało się go ulokować w Pcimiu, gdzie obecnie się znajduje i jest w pełnej gotowości do działań ratowniczych na naszym terenie. Obszar działania grupy podhalańskiej GOPR, patrząc od zachodu; to południowe stoki Babiej Góry, od wschodu pasmo Pienin i częściowo Beskid Sądecki. Z kolei od północy, to pasmo Pogórza Wielickiego i część Beskidu Makowskiego, aż do kotliny Nowotarskiej.

Czym różni się punkt ratowniczy od bazy GOPR?

Punkt ratowniczy to miejsce, w którym znajduje się sprzęt pozostający w pełnej gotowości do działania, a ,,baza’’ - tak naprawdę dyżurka - to stanowisko, w którym znajduje się zespół ratowników, będących w stanie natychmiast zareagować na zgłoszenie, ruszyć w teren i działać.

Ile osób pracuje w punkcie?

Jesteśmy ochotnikami i w razie działań prywatnymi pojazdami dojeżdżamy na miejsce zbiórki, czyli punktu ratowniczego i stąd ruszamy w teren. Jesteśmy w miarę możliwości cały czas na miejscu, ponieważ tutaj mieszkamy. Można powiedzieć, że jesteśmy „do wyjęcia” przez 24 godziny na dobę, przez cały rok. Na naszym terenie w chwili obecnej jest około 12 ratowników, którzy mogą w szybkim czasie dojechać do punktu i ruszyć w teren.

Jak wezwać was na pomoc?

Najlepszą metodą jest telefon i wybranie numeru 601 100 300 lub 985. Świetnym rozwiązaniem jest również darmowa aplikacja „Ratunek na telefon”, która udostępnia nam lokalizację poszkodowanego i dzięki temu jesteśmy w stanie dokładnie namierzyć miejsce, w które mamy się udać.

Jak z niej korzystać, aby nie wysyłać niepotrzebnych sygnałów alarmowych? Zdarzają się takie przypadki?

Aplikację pobieramy na telefon, jest ona darmowa, musimy tylko udostępnić lokalizację i po trzykrotnym naciśnięciu wysyłamy sygnał do ratowników. Nie ma się co bać, ponieważ nawet jeśli popełnimy błąd i przypadkiem wezwiemy pomoc, to ratownik dyżurny i tak do nas zadzwoni w celu upewnienia się, więc można wtedy odwołać wezwanie.

Czy poszkodowany ponosi z tego tytułu jakieś koszty?

Poszkodowany nie ponosi żadnych kosztów w związku z akcją ratunkową. Działamy jak karetka pogotowia lub straż pożarna.

Do jakiego typu działań na obszarze powiatu myślenickiego dochodzi najczęściej?

W masywie góry Szczebel mamy paralotniarzy, który przypadkowo lądują w koronach drzew, zdarzają się upadki, zwichnięcia lub złamania. Częstym zjawiskiem są akcje poszukiwawcze osób zaginionych, z demencją lub potencjalnych samobójców. Czasami również musimy pomóc ZRM w dotarciu do miejsc i przysiółków, w które trudno jest dojechać karetką.

Kiedy miała miejsce ostatnia akcja i na czym polegała udzielana przez ratowników pomoc?

Z początkiem roku na stokówce na zboczach Uklejny udzielaliśmy pomocy rowerzyście ze złamanym podudziem. Do naszych zadań należało zabezpieczenie uszkodzonej kończyny, zabezpieczenie termiczne oraz transport poszkodowanego do szpitala w Myślenicach.

Które obszary na terenie powiatu myślenickiego przyciągają największą liczbę turystów?

To przede wszystkim Uklejna i jej stokówka, często uczęszczana nie tylko przez turystów, ale też biegaczy i rowerzystów. Następnie góra Chełm, rejon Kudłaczy, masyw Lubomira, lasy w rejonie Kotonia to popularne trasy. Z kolei jedna z najbardziej charakterystycznych gór Beskidu Wyspowego, to rejon masywu Szczebla. 

Jaki typ turysty dominuje w naszym regionie?

Dużo mamy spacerowiczów, rowerzystów górskich i biegaczy. Bliskość Krakowa powoduje, że często w okresie letnim, nawet wieczorem ruch w górach jest duży.

Czego nie może zabraknąć w plecaku każdego, kto wybiera się w góry, nawet na krótkie, rodzinne trasy?

Niezależnie od pory roku to odpowiednie ubranie; ocieplina lub warstwa przeciwdeszczowa, latarka czołowa, naładowany telefon, zapas jedzenia oraz napojów. To podstawowy „pakiet” turysty.

O czym pamiętać podczas przygotowań do wycieczki z dziećmi?

Warto dostosować cel wycieczki i trasę pod młodego turystę, aby to on czerpał z tego jak najwięcej przyjemności, a nie rodzice. Kolejną kwestią jest fakt, że często lepiej jest odpuścić, kiedy dziecko już nie daje rady, aby się nie zraziło do górskich aktywności. Oczywiście podstawy, czyli w lecie czapeczka i krem z filtrem, zapas wody - zimą odpowiednie ubranie oraz dobre nosidełko turystyczne, to bardzo ważne elementy.

Ratownicy TOPR często podkreślają, że do wypadków w Tatrach dochodzi najczęściej przez brak przygotowania. Czy w Beskidach to podobny powód?

Brak przygotowania na pewno jest jedną z przyczyn, jednak tutaj często zauważamy, że zarówno w przypadku narciarstwa jak i rowerów górskich, to zbyt dobry sprzęt w stosunku do umiejętności użytkowników. Ludzie mają tendencję do przeceniania sprzętu w stosunku do wybranej trasy.

Żyjemy w czasach, w których często dysponujemy sprzętem najwyższej klasy, jednak ten wymaga od użytkownika również najwyższej klasy umiejętności. Warto o tym pamiętać.

Błędne jest przekonanie, że drogie narty lub rower wykonają za nas przysłowiową robotę. Nie można zapominać o swoich umiejętnościach oraz o tym, że łatwo jest je przeszacować. Żyjemy w czasach, w których często dysponujemy sprzętem najwyższej klasy, jednak ten wymaga od użytkownika również najwyższej klasy umiejętności. Warto o tym pamiętać.

Turystom często zdarza się bagatelizować Beskidy, wychodząc z założenia, że „to przecież nie Tatry”?

Nie powiem, że bagatelizują. Są to małe góry i z innymi zagrożeniami. Jazda na nartach po beskidzkim lesie jest znacznie inna, niż na otwartym stoku w Tatrach. Nie ma ekspozycji, lawin, ale za to są drzewa i często zmienny teren. Każde góry niosą swoje zagrożenia. Większość turystów jest świetnie przygotowanych sprzętowo i kiepskie obuwie jest już raczej mitem. Zauważamy, że coraz więcej osób chce robić w górach spektakularne rzeczy, często bez odpowiedniego przygotowania kondycyjnego jak i doświadczenia w terenie.

To może i często powoduje wypadki. Najlepszym przykładem jest skituring, czyli przemieszczanie się na nartach w terenie, które z roku na rok zyskuje na popularności. Warto odbywać kursy pod okiem fachowych instruktorów i osób z doświadczeniem. Doświadczenie w górach należy zdobywać stopniowo, a nie od razu ruszać na najtrudniejsze przejścia. To kwestia wspomnianego wcześniej mierzenia sił na zamiary.

Ponad 110 lat temu Mariusz Zaruski ułożył tekst przyrzeczenia ratowniczego. Pozostał do dziś w niemal niezmienionej formie. Jakie emocje towarzyszą młodemu człowiekowi, gdy wypowiada je i tym samym wchodzicie w szeregi organizacji ,,Błękitnego Krzyża''?

Służba w pogotowiu jest czymś niesamowitym, często zderzamy się z różnymi sytuacjami, cały czas będąc w stanie gotowości do działania. Spakowany plecak i sprzęt to standardowe wyposażenia każdego domu ratownika. Przysięga jest momentem, który zostaje w pamięci na całe życie.

Jednak ważniejsze są bezpośrednie działania ratownicze i dobrze wykonana robota w górach. Również ważnym aspektem są koledzy i przyjaciele, z którymi można śmiało iść na wspinaczkę w Tatry, w nocy na trening na fokach, czy trudne całonocne działania ratownicze.

Jak zostać ratownikiem? Podobno sama chęć nie wystarczy. Aby wstąpić w wasze szeregi trzeba znaleźć dwóch ratowników, którzy za nas potwierdzą. Prowadzicie nabory?

Tak, proces jest dosyć długi i żmudny, ale jest to potrzebne w celu wyselekcjonowania jak najlepszych ludzi, którzy będą pasowali do całości zespołu. Nie ma jednoosobowego ratownictwa i zawsze działamy w zespole. Nawet, gdy jedziemy po kogoś w pojedynkę, mamy kontakt z ratownikiem w centrali i zawsze możemy liczyć na wsparcie kolegów w działaniach.

Jak przebiega rekrutacja?

Egzamin co roku odbywa się w połowie lutego na Długiej Polanie w Nowym Targu. Obejmuje wyjście kondycyjne na Turbacz, jazdę na nartach w terenie i na stoku, test z topografii terenu działania oraz innych pasm górskich w Polsce. Do tego dochodzi autoprezentacja, podczas której kandydaci przedstawiają swoją motywację do służby oraz górskie doświadczenia. Warto mieć dwie osoby wprowadzające, które zaświadczą o danej osobie, a na rozmowie z naczelnikiem ich podpisy znajdą się na podaniu do służby kandydata.

Następnie zarząd podejmuje decyzję o wcieleniu chętnego w poczet kandydatów. Wtedy rozpoczyna się cały proces szkoleniowy. Na pierwszym stopniu kandydaci uczą się jak działać w terenie, udzielać pomocy, zasad ewakuacji poszkodowanych oraz poruszania się pojazdami mechanicznymi w terenie. Po ukończonym kursie składa się przysięgę naczelnikowi i zostaje pełnoprawnym ratownikiem górskim.

Kolejno, jeżeli taka osoba chce i ma umiejętności, może rozpocząć kurs drugiego stopnia na starszego ratownika, który obejmuje już działania specjalistyczne, np. w górskich ścianach w zimie, z użyciem śmigłowca lub w jaskiniach. Ostatnim etapem jest kurs instruktorski, na który typowani są ratownicy z dużym doświadczeniem ratowniczym, górskim i umiejętnościami przekazywania wiedzy innym kolegom.

Z jednej strony padają słowa krytyki w kierunku tych nieprzygotowanych, a z drugiej w książce Beaty Sabały - Zielińskiej o TOPR, można spotkać wypowiedź ratownika Władysława Cywińskiego, który często powtarzał: „Po to my tu jesteśmy, żeby chodzić i ich ratować. A oni chcą iść w góry, niech idą”. Czy w profesji ratownika jest miejsce na ocenę ludzi?

Zgadzam się z tymi słowami w stu procentach. Nie mamy prawa nikogo osądzać dlatego, że wyszedł w góry i potrzebował pomocy. Od tego jesteśmy, do tego się szkolimy, przygotowujemy i pomagamy. Również w Beskidach. Większość z nas to ochotnicy i dobrze wiemy, że bycie ratownikiem wiąże się z potężnym poświęceniem swojego prywatnego czasu jak i poświęceniem ze strony rodziny.

Ktoś, kto często w sieci komentuje informacje o działaniach ratowniczych, najczęściej siedzi w domu w cieple i komforcie, więc łatwo jest mu oceniać cudze zmagania. Jestem ostatnią osobą, która będzie odradzać działalności górskiej we wszelkich rodzajach. My również się wspinamy, jeździmy freeridowo w terenie, czy chodzimy po jaskiniach i bardzo dobrze rozumiemy motywację do działania osób, którym czasem musimy pomóc. Komuś, kto nigdy tego nie robił, będzie trudno to zrozumieć, a jak wiemy łatwo jest oceniać innych, zwłaszcza w sieci.

W czasach, gdy przyrzekanie danego słowa nie zawsze jest dotrzymywane, w przypadku ratownika jest to świętość?

Ratownik powinien być człowiekiem honoru, ale najważniejszy w tym wszystkim jest altruizm i bezinteresowna pomoc innym w potrzebie. Adam Marasek z TOPR kiedyś świetnie to określił mówiąc, że ratownikiem górskim powinien być chłop z jajami, ale z gołębim sercem i to się sprawdza. Często jesteśmy na działania wyciągani z domów w najgorszą pogodę i w różnych momentach życia.

Jest to w większości wolontariat i nie dostajemy za to ani złotówki, większość z nas dokłada pieniądze choćby na dojazd. Jeśli ktoś myśli, że zarobi na GOPR, to się grubo myli.

Musimy wtedy zostawić nasze rodziny i tutaj kluczowe dla relacji są dobre i wyrozumiałe żony, które będą tolerować to, co robimy. One rozumieją, że ta praca wymaga poświęcenia jej czasu, bo zabierają go dyżury, szkolenia i przede wszystkim akcje. Jest to w większości wolontariat i nie dostajemy za to ani złotówki, większość z nas dokłada pieniądze choćby na dojazd. Jeśli ktoś myśli, że zarobi na GOPR, to się grubo myli.

Turystom życzy się tyle samo zejść co wyjść w góry. A ratownikom?

Jak najwięcej wolnego czasu, który będą mogli spędzić w górach na spełnianie własnych celów, oraz cierpliwości i wyrozumiałości w rodzinach, a i samych akcji w piękną pogodę.

 

Jakub Szczygieł, ur. w 1996 r. Ratownik ochotnik, w GOPR od 2016 r., przysięgę ratowniczą składał dwa lata później. Obecnie jest w trakcie kursu II st. na starszego ratownika.  Poza GOPR, w zimie zajmuje się narciarstwem wysokogórskim oraz startuje w zawodach skialpinistycznych. Na co dzień pracuje w branży outdoor w firmie Crag Sport. W lecie biegacz górski, wspinacz, rowerzysta na szosie i MTB oraz entuzjasta pływania na desce SUP po Rabie.  W domu szczęśliwy mąż oraz współopiekun psa Giro. 

Artykuł swoją premierę miał w papierowym wydaniu magazynu MiastoInfo:

Powiązane tematy

Komentarze (1)

Zobacz więcej

Zawód bloger. Czyli życie jak serial
Wywiad 9

Zawód bloger. Czyli życie jak serial

Jadą do Australii i będą kręcić o sobie serial. Ich przygody w samochodzie przerobionym na dom, każdego dnia śledzą tysiące internautów. Alicja Kordula i Konr...