Wywiad

Maciej Ziembla: Historia nie zawsze jest wesoła, ale daje nadzieję

Maciej Ziembla: Historia nie zawsze jest wesoła, ale daje nadzieję

Sułkowice były spokojnym miasteczkiem z dobrymi, ale ubogimi ludźmi. Co rano przed wschodem słońca budził ich stukot młotków i dźwięk kowadeł, a buchający dym znad kowalskich ognisk, jak mgła spowijał okolice

— w rozmowie z Patrycją Koprzak mówi Maciej Ziembla, instruktor Izby Tradycji w Sułkowicach, który lokalną historią stara się zainteresować wszystkich dookoła.

 

 

Z jednej strony pamięć ludzka bywa ulotna. Z drugiej nie zawsze uświadamiamy sobie, że tu i teraz to najlepsza chwila na zadawanie pytań np. naszym dziadkom. To od nich możemy dowiedzieć się, jak dawniej wyglądało życie i co oni sami wiedzą o swoich przodkach. Pamięta pan takie dzieciństwo?

Tak, rozmawiałem z dziadkami i miałem to szczęście, że poznawałem Sułkowice również w ten sposób. Opowiadali o zmianach, jakie następowały w naszej miejscowości, o ich losach i perypetiach życiowych, a także o życiu codziennym. Dla mnie było to fascynujące, chociaż jako mały chłopiec nie wszystko rozumiałem.

Świat oczami moich pradziadków i dziadków był niesamowity. Prababcia mieszkała w starym, drewnianym domu. Wchodząc do izby mijało się duży piec, naprzeciw wejścia do kuchni małe okno, przez które wpadały promienie słońca na kuchenny stół. Do niej chodziło się po mleko i najlepszą śmietanę na świecie. Zawsze miała dla nas schowane cukierki, chociaż wtedy na półkach sklepowych były pustki.

Zgłębia pan historię Sułkowic, ale przede wszystkim jako instruktor Izby Tradycji pokazuje i dzieli się nią z innymi. Kiedy to wszystko się zaczęło - to zamiłowanie do historii?

Wywodzę się z Sułkowic, przez chwilę mieszkałem poza nimi, a sułkowicka historia fascynuje mnie od dawna. Zaczęło się od chęci poznania dziejów własnej rodziny, dotarcia do korzeni. Później przerodziło się to w pasję zbierania starych fotografii związanych z tą miejscowością. Z kolejnymi fotografiami pojawiały się historie utrwalonych na nich miejsc, ludzi, wydarzeń. Zaczęło mnie fascynować odkrywanie drobnych tajemnic miasta, gwara, stroje, budynki. Zdobytą wiedzę udało się wykorzystać przy różnych powstających okolicznościowych opracowaniach.

Czy i w jakim stopniu osoba śp. pana Ryszarda Judasza - inicjatora powstania w 2007 roku Izby Tradycji w Sułkowicach, wpłynęła na pana pasję? 

Pan Ryszard był jedną z nielicznych osób, z którymi mogłem podyskutować o historii Sułkowic. Zresztą nasze piętnastominutowe spotkania trwały nieraz półtorej godziny. Zawsze mogłem liczyć na konsultację i podpowiedzi.

Pomysł z Izbą Tradycji zrodził się w 2006 r. Głównym powodem była chęć stworzenia miejsca, które gromadziłoby wiedzę i przedmioty związane z historią miasta i gminy. Po przeprowadzonych reformach edukacyjnych w 2002 r., budynek starej szkoły stał pusty. Właśnie tu postanowiono zlokalizować nasze „małe muzeum”. W 2007 r. otwarto Izbę Tradycji po przeprowadzonym wcześniej remoncie i zaaranżowaniu pierwszej stałej wystawy. Izba jest w nim do dzisiaj, powiększając zbiory z każdym rokiem.

Przedmioty związane z kowalstwem to nie jedyne, jakie można oglądać w izbie. Co jeszcze udało się do tej pory zgromadzić?

Kowalstwo wiąże się nierozerwalnie z historią Sułkowic i to właśnie ekspozycja związana z kuźnią wita przychodzących do Izby gości. Zgromadzone są w niej również przedmioty związane z codziennym życiem mieszkańców, pracą na roli, pracą stolarza, szewca, historią miasta. Eksponaty zostały przekazane przez darczyńców, z każdym z nich związana jest czyjaś historia, którą zwiedzający może poznać.

Spotykamy się z przedszkolakami, uczniami szkół podstawowych, osobami z niepełnosprawnościami, seniorami. Wydarzenia organizowane są wokół tematu, który jest zawsze wcześniej opracowany. Mamy również cykliczne spotkania związane z historią miejscowości, na które od kilku lat przychodzą dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Sułkowicach. Współpracujemy też z pozostałymi placówkami edukacyjnymi: szkołami i przedszkolami, świetlicą środowiskową i stowarzyszeniami.

Izba Tradycji działa przy Gminnej Bibliotece Publicznej, dlatego odbywają się tutaj także zajęcia związane z czytelnictwem, literaturą, wydarzenia zachęcające najmłodszych do sięgnięcia po książkę. Od wielu lat swoje czwartkowe spotkania ma tu Towarzystwo Przyjaciół Sułkowic „Kowadło”.

Sułkowice określane były jako "osiedle tysiąca kowali". Czym zajmowali się ci, którzy nie znaleźli pracy w kuźni?

To zależy w jakim miejscu historii miasta się zatrzymamy. Na początku parali się głównie rolnictwem. Później kowalstwo spowodowało, że miejscowość zaczęła się prężnie rozwijać. Jak niemal w każdym małym miasteczku byli różni specjaliści, którzy zajmowali się swoją profesją: wyplataniem koszyków, robieniem kół, drewnianych naczyń. Byli sklepikarze, młynarze, stolarze, szewcy, krawcy, fryzjerzy. Warto wspomnieć o archaicznie już brzmiących dzisiaj zawodach jak „naciągacz zegara”, czy „oglądacz zwłok”.

W Sułkowicach na głównym rynku raz w tygodniu odbywał się targ, na którym wystawiali się miejscowi i przyjezdni. Posiadamy kopię cyfrową zdjęcia dostępnego na stronach PauArt, prawdopodobnie z 1937 roku, a świadczyć może o tym odbudowana stożkowa wieża na dzwonnicy kościoła, która przed pożarem z 1934 roku była kopułowa. Ta fotografia, oprócz ważnych informacji, czyli co było sprzedawane na takich targach, pokazuje również atmosferę tego miejsca. Czy warto było w tym czasie odwiedzić miejscowość? Trzeba byłoby zapytać dziewczęta z krakowskich szkół będące na pierwszym planie, które odbywały w tym czasie letnią kolonię.

Sułkowice były spokojnym miasteczkiem z dobrymi, ale ubogimi ludźmi. Co rano przed wschodem słońca budził ich stukot młotków i dźwięk kowadeł, a buchający dym znad kowalskich ognisk, jak mgła spowijał okolice. Kuźnia była niemal przy każdym domu; dzisiaj pozostała ich zaledwie garstka.

"Przed II wojną światową Sułkowice były spokojną wioską, w której funkcjonowało siedem sklepów masarskich i siedem warsztatów, były też dwie piekarnie i dwanaście sklepów z różnymi artykułami spożywczymi i przemysłowymi. Działała Szkoła Ludowa, Szkoła Zawodowa Przemysłu Metalowego, bursa dla uczniów szkoły zawodowej, dwa tartaki, remiza strażacka, jeden młyn i Spółka Kowalska". Skąd ta różnorodność na wsi? Sułkowice dopiero w 1969 roku zostały miastem.

Musielibyśmy prześledzić głębiej historię miejscowości. Myślę, że do takiej różnorodności przyczynili się sami mieszkańcy; ich wytrwałość, pracowitość, upór i dążenie do celu. Na tym terenie osiedlili się po wybudowaniu Kalwarii Węgrzy, Rumuni, Włosi - wnosząc w naszą lokalną społeczność, oprócz radości ze świętowania uroczystości rodzinnych, również nowe zawody.

Mieszkańcy prężnie rozwijali swoje pasje i zainteresowania. Sprawili, że w 1894 roku została założona Cesarsko-Królewska Szkoła Kowalska, która uczyła kowalstawa i ślusarstwa, powstał warsztat wzorcowy, a wyroby rzemieślnicze zachwycały na wystawach we Lwowie i Francji. Działała prężnie orkiestra dęta, chór, kółko teatralne. Sułkowice, mimo hermetycznego społeczeństwa, nie zamykały się na nowości technologiczne płynące ze świata i do rozwoju miasta wykorzystywały nadarzającą się historycznie okazje. Wojna niestety wszystko zatrzymała.

Historia nie zawsze jest wesoła, ale daje nadzieję, że naszym przodkom udawało się przezwyciężyć nawet największe przeszkody, a my, kolejne pokolenie wciąż tu jesteśmy. Musimy pamiętać i pamięć tę przekazywać młodszym. Dzięki temu dalej będziemy trwać jako lokalna wspólnota.

 

W lipcu tego roku minie 80 lat od pacyfikacji Sułkowic i zamordowania 26 osób.  "W Sułkowicach buntowano się przeciwko niewoli i uciskowi; pracowano dla podziemia, zasilano bataliony chłopskie w ludzi, żywność i broń (...). Niemcy odgryźli się, spacyfikowali wieś (...) Zginęli wówczas najlepsi z dobrych... " - to fragment z pańskiego opracowania. Od kilku lat poszukuje pan fotografii zamordowanych osób. Czy udało się je skompletować?

Cały czas trwają „poszukiwania” zdjęć osób zamordowanych podczas pacyfikacji. Mam nadzieję, że rodziny zdecydują się na przekazanie fotografii i opowiedzą o swoich zamordowanych przodkach tak, by pamięć o nich trwała w kolejnych pokoleniach mieszkańców.

W dniu 23 marca odbyło się pierwsze spotkanie zainicjowane przez urząd gminy, a organizowane wspólnie przez Towarzystwo Przyjaciół Sułkowic "Kowadło", Gminną Bibliotekę Publiczną im. ks. Józefa Sadzika w Sułkowicach oraz Muzeum KL Plaszow w Krakowie. Zaproszone zostały na nie osoby pamiętające pacyfikacje i te, których ta historia wciąż żywo interesuje. Mam nadzieję, że uda nam się zdobyć jeszcze wiele dodatkowych informacji.

Okres II wojny światowej to najbardziej bolesne wydarzenia, ale naszą miejscowość nie omijały zarazy, powodzie, pożary i głód. Historia nie zawsze jest wesoła, ale daje nadzieję, że naszym przodkom udawało się przezwyciężyć nawet największe przeszkody, a my, kolejne pokolenie wciąż tu jesteśmy. Musimy pamiętać i pamięć tę przekazywać młodszym. Dzięki temu dalej będziemy trwać jako lokalna wspólnota.

Wspomniał pan, że "staracie się złapać historię i zainteresować nią m.in. poprzez publikowane fotografie, zarówno dzieci, młodzież jak i trochę starsze osoby". Jak się to udaje?

Staramy się na różne sposoby zaciekawić lokalną historią. I muszę przyznać, że nasz cykl w mediach społecznościowych cieszy się dużym uznaniem wśród odbiorców. Młodzi niejednokrotnie z wielkim zdziwieniem oglądają jak wyglądało wcześniej miasto, życie lub niektóre stare narzędzia. Starsi z rozrzewnieniem wspominają dawne czasy lub historie związane z obrazkami z fotografii, które opowiadali im dziadkowie. Chcemy, by nasz cykl #skarbyprzeszlosci zaciekawił, porwał do sięgnięcia po większą garść lokalnej historii, by skłonił do rozmów wnuków z dziadkami i do odwiedzenia nas, by tę wiedzę i ciekawość rozwijać.

Ale to nie jedyna forma działania, oprócz wspomnianych wcześniej zajęć w Izbie Tradycji organizujemy też konkursy. Propozycji jest wiele. W czasie pandemii, by wyjść naprzeciw najmłodszym czytelnikom, udało się napisać i zilustrować bajkę „Przygody smoczycy Magdy i detektywa Adasia”, związaną z zabytkami miasta. Później powstała książka „Nietoperz Franek Zwisołek”, który w poszukiwaniu informacji o starej fotografii podróżuje po całej gminie, poznając nowych bohaterów i zabytki. Staramy się przypominać nasze legendy lokalne i tworzyć nowe, jak ta związana z cisami z Harbutowic.

Sposobów na dotarcie do najmłodszego pokolenia jest naprawdę wiele, a jak widzimy po naszych działaniach w izbie, młodzi są ciekawi wydarzeń z lokalnej historii.

Prowadził pan Sułkowickie Archiwum Cyfrowe, m.in publikując archiwalne fotografie. Które z nich są najcenniejsze?

Teraz skupiam się na działalności w Izby Tradycji. Myślę, że przyjdzie też czas, że przekażę fotografie, które zbieram od bardzo dawna. W swoich zbiorach mam różne zdjęcia, wiele mi też brakuje. Kilka to dla mnie wyjątkowo cenne perełki, jak chociażby zdjęcie pierwszego rocznika CK Szkoły Kowalskiej. Prócz fizycznych fotografii mam również skany. Dzięki temu, że jestem grafikiem, mogę naprawiać te uszkodzone w odpowiednich programach, w zamian za przekazanie zdjęć do mojej kolekcji. Dzieje się tak głównie z tymi, przedstawiającymi naszą gminę. Sami obserwujący profil SAC niejednokrotnie podsyłają też fotografie z prośbą o publikację w poszukiwaniu przodków, miejsc, informacji. Tak powoli rozrasta się archiwum.

W Sułkowicach działał lokalny fotograf, ale miejscowość rejestrowali także mieszkańcy Wadowic, Wieliczki i Krakowa. Działało też dość prężnie „Kółko Rolnicze”, dzięki któremu mamy pięknie wydane pocztówki ze starymi Sułkowicami z początku XX wieku.

Jak dbać o historię rodziny i miejscowości, w której się mieszka? Część osób zaczyna o niej myśleć, gdy dzieci mają za zadanie przygotowanie drzewa genealogicznego.

Zachęcam do rozmów z rodzicami, dziadkami. Poznanie historii rodzinnych to zazwyczaj pierwszy krok, tak przynajmniej było ze mną. Zapraszam także do naszej biblioteki, gdzie w swoich zbiorach ma książki związane z naszą miejscowością i gminą. I oczywiście do Izby Tradycji, gdzie można zobaczyć eksponaty i poznać lokalną historię.

Historia miasta skrywa wielu bohaterów zarówno tych, którzy działali lokalnie jak i takich, którzy osiągali większe sukcesy zawodowe. Nie sposób tutaj nie zacząć od naszego patrona biblioteki ks. Józefa Sadzika pallotyna, filozofa, redaktora, tłumacza, publicysty i założyciela wydawnictwa Éditions du Dialogue. Józef Bochenek - poseł na Sejm w 1919 r., który wspomagał rozwój lokalnego przemysłu. Tadeusz Czarnecki, chociaż to nie rodowity mieszkanie to warto przytoczyć również tę postać, był dyrektorem Spółdzielni Pracy Spólnota w Sułkowicach (dzisiaj to Kuźnia), zainicjował rozwój zakładu, budowę domków jednorodzinnych, elektryfikację, miał wkład w wiele inicjatyw wpływających na rozwój miasta. Współcześnie to min. prof. Józef Kąś, prof. Kazimierz Flaga z Politechniki Krakowskiej. Aktorzy: Kazimierz Kurek, Jerzy Światłoń i Roman Gancarczyk.

 

Artykuł swoją premierę miał w papierowym wydaniu magazynu MiastoInfo:

Powiązane tematy

Sułkowice. Klub Sportowy Gościbia ma 100 lat
Piłka nożna 0

Sułkowice. Klub Sportowy Gościbia ma 100 lat

Minęło 100 lat Klubu Sportowego Gościbia. W piłkę nożną grało się tutaj już po I wojnie światowej. Tak świętowano jubileusz    W miniony weekend podczas imp...

Komentarze (1)

  • 6 kwi 2023

    Panie Macieju. Chciałabym oddać szacunek Panu za pielęgnowanie historii. Daleko mi do Sułkowic, ale mam wielu przyjaciół stamtąd. Dzieci i wnuków sułkowickich kowali.

    16 3 Odpowiedz

Zobacz więcej

Zawód bloger. Czyli życie jak serial
Wywiad 9

Zawód bloger. Czyli życie jak serial

Jadą do Australii i będą kręcić o sobie serial. Ich przygody w samochodzie przerobionym na dom, każdego dnia śledzą tysiące internautów. Alicja Kordula i Konr...